Czy Europa dogoni Polskę? Handel zabytkami to duży problem [opinia]
Jestem archeologiem, który pracuje w muzeum i na kwestię ochrony zabytków archeologicznych mam bardzo konkretną perspektywę. Upraszczając, uważam, że dziedzictwo archeologiczne zasługuje na szczególną ochronę i promocję, którą zapewnić mogą niemal wyłącznie instytucje publiczne. Dlaczego o tym piszę? Bo choć w Polsce handel zabytkami archeologicznymi uznawany jest za nielegalny (z pewnymi zastrzeżeniami) i zjawisko ma charakter marginalny, to w zachodniej części Europy sprawy są znacznie bardziej skomplikowane. Tam, podobnie jak w Polsce, zabytek może być bowiem przedmiotem handlu, jeśli do jego sprzedaży dołączane są dokumenty potwierdzające legalne pochodzenie. W Polsce takie transakcje to zjawisko marginalne, na Zachodzie intratny, choć szkodliwy dla dziedzictwa biznes.
Kocham zabytki, dlatego żadnego nie posiadam
Co wspomniana „legalność” oznacza w praktyce? Że przedmioty pochodzące z prywatnych kolekcji z czasów przed wprowadzeniem regulacji na poziomie Unii Europejskiej, można sprzedawać bez przeszkód. Innymi słowy, ktoś dawniej zawłaszczył jakieś zabytki, a dziś wchodzą one w skład legalnych, prywatnych kolekcji. Jak wspomniałem, aukcje da się też znaleźć w Polsce, ale to w krajach Europy Zachodniej stanowią one prawdziwy problem. Czy to fajnie, że można kupić sobie rzymską mozaikę? Piękna ozdoba do domu, prawda? Rzeźby, broń, naczynia, biżuteria, monety. Zabytki, które powinny zdobić witryny gablot muzealnych, a wcześniej podlegać konserwacji i opracowaniom naukowym, trafiają do prywatnych kolekcji. Nie będą to już „puzzle”, które pomogą wyjaśnić jakiś problem badawczy i tłumaczyć historię, a lokata kapitału dla zamożnych inwestorów i egoistycznych pasjonatów przeszłości, którzy sami zdecydują, jaka publiczność obejrzy posiadane przez nich dobra.
Choć niektóre zabytki wywiezione przed laty z jednego kraju do drugiego są dziś przedmiotem sporów między państwami (np. artefakty z kolekcji Schliemanna), to generalnie handel dziedzictwem archeologicznym ma się dobrze. W całym procederze widzę przede wszystkim jedno duże zagrożenie – wciąganie nowych znalezisk na listę przedmiotów odkrytych kilkadziesiąt lat temu. Dziwnym trafem większość zabytków, które trafiają na aukcje wykonana jest z metali. Dlaczego to ważne, wyjaśnię niżej. Kwestia ich pochodzenia wydaje się deklaratywna (ze strony posiadacza) i arbitralnie potwierdzana (przez urzędy). Skąd takie podejrzenie?
„Sprzedawca gwarantuje, że nabył przedmiot w sposób legalny”, „Obiekt pochodzi od wujka właściciela, który gromadził kolekcję w latach 1968-1980”, „Sprzedawca gwarantuje, że przedmiot został nabyty legalnie” itd. – tak opisane zabytki archeologiczne sprzedawane są na jednym z niderlandzkich portali aukcyjnych. Udokumentowanie pochodzenia nie jest transparentne, a portal zdaje się zrzucać odpowiedzialność na sprzedającego. Jak wskazałem wyżej, oferowane zabytki najczęściej są metalami, co może wskazywać, że pochodzą z nielegalnych wykopalisk. Trudno wytłumaczyć, skąd niewielkie zawieszki, figurki, ozdoby i monety, mogły wziąć się w prywatnych kolekcjach. Przed laty takie przedmioty często umykały uwadze profesjonalnych archeologów i oblepione grudką ziemi trafiały na hałdę. W jakich okolicznościach takie drobiazgi weszły w posiadanie prywatnych kolekcjonerów? Tego niestety aukcje nie wyjaśniają, zasłaniając się najczęściej ogólnymi hasłami o legalnym pochodzeniu. Nasuwa się jednak pytanie o prawdziwość deklaracji składanych przez sprzedawców.
Handel wspólnym dziedzictwem
Nawet jeśli wszystkie moje podejrzenia okazałyby się błędne, a zabytki z punktu widzenia prawa byłyby zalegalizowanymi znaleziskami, to wciąż wątpliwa pozostaje kwestia etyczności całego procederu.
Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację – okazuje się, że na aukcję trafia zabytek archeologiczny o szczególnej wartości dla historii Polski. Zapewne wszyscy życzyliby sobie, by np. miecze grunwaldzkie (gdyby zostały odkryte) były dostępne dla wszystkich. Jeśli odkryto by rzeźbę przedstawiającą przedchrześcijańskie słowiańskie bóstwo, jej publicznej ekspozycji oczekiwałyby zapewne tłumy zainteresowanych. Niestety, znacznie mniej zrozumienia wykazujemy wobec innych, niezwykłych zabytków, tyle że pochodzących z różnych regionów świata. Z jakichś przyczyn figurka antropomorficzna z Bliskiego Wschodu w epoce brązu nikogo w kraju nad Wisłą nie poruszy. Zapewne w krajach Lewantu nikt nawet nie wie o tym, że przedmiot wykonany kilka tysięcy lat temu w regionie osiągnął właśnie cenę 80 euro (w momencie pisania tych słów do końca aukcji został jeden dzień i pięć godzin). Ich dziedzictwo jest tak samo ważne jak nasze.
Dlatego w mojej ocenie potrzebne są działania, które na poziomie europejskim i światowym, przy wsparciu UNESCO, znacznie ograniczą jakąkolwiek możliwość handlu zabytkami archeologicznymi. Przedmioty te będą dla kolekcjonerów, inwestorów i domów aukcyjnych bezwartościowe tylko wtedy, kiedy nie da się ich sprzedać lub będzie to nieopłacalne. Uważam, że „czarnorynkowa” wartość zabytków archeologicznych będzie siłą rzeczy wielokrotnie niższa. Co więcej, przyczyni się to też do zmniejszenia aktywności nieuczciwych detektorystów, którzy ze swojego hobby uczynili sposób zarobkowania.
Zdaję sobie sprawę, że głos archeologa z Polski pracującego w regionalnym muzeum nie będzie miał takiej mocy, jak głos uczonych, których autorytet firmują prestiżowe uczelnie. W tym kontekście niestety głośniejsza jest smutna i haniebna historia oskarżeń o sprzedaż starożytnych papirusów z zapiskami biblijnymi wobec profesora Dirka Obbinka, niż apel profesor Alice Stevenson o całkowity zakaz handlu zabytkami archeologicznymi.
W dyskursie zachodnim słusznie podnosi się problem kolonializmu, z którym wiąże się zagadnienie wywozu artefaktów archeologicznych (np. z Egiptu i Turcji do Anglii, Niemiec czy Francji). Pamiętajmy jednak, że przedmiotem handlu są nie tylko artefakty wywiezione z odległych rejonów, ale też związane z naszym europejskim dziedzictwem lub wprost z regionem. W interesie wszystkich jest ich odpowiednia konserwacja i udostępnianie. Wierzę, że tak należy postępować z zabytkami.
Na koniec trzeba dodać jeszcze jedną rzecz. W Polsce na szczęście nie ma zauważalnej mody na kupowanie zabytków archeologicznych. Choć na największym krajowym portalu aukcyjnym można kupić pojedyncze zabytki archeologiczne, to skala jest nieporównywalnie mniejsza niż w Europie Zachodniej. Chciałbym naiwnie wierzyć, że nie jest to konsekwencją naszej mniejszej zamożności, a większej świadomości. W każdym razie pod tym względem Europa Zachodnia może brać z nas przykład.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.