„Czuliśmy, że uciekamy z piekła” – wywiad z Wiesławem Adamczykiem

opublikowano: 2010-04-12, 22:49
wolna licencja
Jestem daleki od polityki. Za Katyń przeprosił Gorbaczow i mówił, że to zbrodnia NKWD. Uważam, że nie można żyć w kłamstwie. Na ten temat trzeba mówić, ale mówić prawdę.
reklama

Już od 1989 roku w społeczeństwie polskim toczy się otwarta dyskusja na temat zbrodni stalinowskich, wiadomo o nich coraz więcej. Jednak stan naszej wiedzy na temat codziennej egzystencji represjonowanych Polaków nadal wydaje się niepełny. Na rynku księgarskim pojawiają się coraz to nowe pozycje dotyczące deportacji Polaków z kresów II Rzeczpospolitej wgłąb ZSRR.

Do wielkiej listy publikacji podejmujących ten temat trzeba dopisać kolejną, autorstwa emerytowanego chemika, brydżysty, Wiesława Adamczyka. W maju 1940 roku jako mały chłopiec został zesłany wraz z rodziną do Kazachstanu. Jego ojciec, osadnik kresowy i były oficer Wojska Polskiego, zginął rozstrzelany przez NKWD w lesie katyńskim.

Wiesław Adamczyk już jako dojrzały człowiek zdecydował się po latach opublikować swoje wspomnienia z okresu pobytu w ZSRR i Persji. Jego relacja zasługuje na szczególną uwagę ze względu na bardzo szczegółowy obraz ciężkiej rzeczywistości panującej w ówczesnym Związku Radzieckim. Autor w sposób niezwykle plastyczny opowiedział o tym, jak radziecki system traktował nie tylko Polaków, ale również zwykłych Rosjan. Opisał, jak Polacy, Kazachowie i Rosjanie starali się przeżyć w nieludzkich warunkach, jak pomagali sobie nawzajem. Poruszył wszelkie sfery zesłańczej codzienności.

O tym, czego doświadczył, opowiedział również w udzielonym „Histmagowi” wywiadzie:

Dariusz Wierzchoś: Pańska rodzina należała do ówczesnej elity kraju. Pański ojciec był osadnikiem na kresach wschodnich II Rzeczpospolitej. Kiedy zdał Pan sobie sprawę z tego, że zsyłka, która dotknęła Pana i Pańskich najbliższych, była zaplanowana, decyzja Józefa Stalina dotknęła w pierwszym rzędzie właśnie takie rodziny, jak Pańska?

Wiesław Adamczyk: Pamiętam tylko, że mój ojciec był osadnikiem, jeździł do Łucka w różnych sprawach administracyjnych. Pamiętam też atmosferę domu, opowieści rodziców, nasze wychowanie. Jako małe dziecko niewiele rozumiałem. Jednak te wydarzenia wpłynęły na mnie bardzo mocno. Wie Pan, że dziecko, które się znalazło w takiej sytuacji, jak ja, szybciej dorasta. Zaczyna rozumieć więcej rzeczy. Ze mną było tak samo. Gdy trafiliśmy do Kazachstanu, musieliśmy szybko się nauczyć, jak żyć, dawać sobie radę. Nie było czasu na takie zastanawianie. Potem, gdy dorastałem, rozumiałem już więcej i dowiadywałem się więcej.

D. W.: Pan i najbliżsi dołączyli do rzeszy zesłańców, którzy już od czasów imperium carów przybywali na tereny. Jak odbierał pan Kazachstan? Czy było to jakieś niezwykłe uczucie?

W.A.: Oczywiście wiedziałem, że istnieje Syberia, która jest piękna zimą. Wtedy, gdy my trafiliśmy do Kazachstanu, było lato. To było puste miejsce i było strasznie gorąco. Step był spękany, wysuszony. Czy był Pan kiedyś na pustyni? Poczułem wtedy pustkę, widziałem, że tam nie ma nic. To niebo było dla mnie dziwne i obce. Oczywiście wiedziałem, że tam gdzieś jest mój kraj, jest Polska, z której nas zabrano. To były ciężkie warunki. Mieszkaliśmy razem z Kazachami w ich zawszonych lepiankach, z kozami, które chodziły po środku chaty.

D. W.: Jak wówczas odbierał Pan ludzi, Rosjan i Związek Radziecki? W książce wspomniał Pan o człowieku, który zabierał Pana na ryby i o tym, że dużo Pan z nim rozmawiał.

W.A.: Z opowieści ojca o wojnie 1920 roku wiedziałem, że Rosjanie to dzicy ludzie, bałem się ich. Bałem się, gdy przyszli do nas enkawudziści z karabinami i zaczęli krzyczeć. Potem na zesłaniu mówili mi, żebym uważał, gdy rozmawiałem z enkawudzistą, który łamaną polszczyzną opowiadał nam, że znaleźliśmy się w wolnym kraju. Ja pomyślałem sobie wtedy: jakim wolnym skoro zabrali nas siłą? Mówili do mnie, że zrobią ze mnie dobrego komunistę. Miałem szczęście, że rodzina była przy mnie: brat, matka. Brat mi kiedyś powiedział, żebym uważał, w rozmowach z ludźmi, bo oni mogli się przebrać, podsłuchiwać nas.

reklama

Miejscowi, trochę mówili po polsku, bo tam przybywali Polacy jeszcze wcześniej zsyłani, oni od nich się nauczyli naszego języka. Rozmawiałem z panem Pietrowiczem, który zabierał mnie na ryby. Zwracałem się do niego „proszę Pana”, on mi szeptem odpowiadał. Proszę sobie wyobrazić, że on szeptał, nie mówił głośno. Mówił do mnie, żebym tak do niego nie zwracał się, bo on będzie miał nieprzyjemności. Był dobrym człowiekiem.

Kazachski step wczesną wiosną (fot. Carole a , na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

D. W.: W związku z układem Sikorski–Majski została wprowadzona amnestia. Objęła ona Pana najbliższych, umożliwiła opuszczenie Kazachstanu i ucieczkę do Persji. Jak postrzegał Pan ten kraj i jego mieszkańców?

W.A.: Gdy jechaliśmy do Persji, czuliśmy się, że uciekamy z piekła. Wsiadaliśmy na statek z tysiącami ludzi. Płynęliśmy na statku Kaganowicz. Podczas podróży było ciężko, panowały okropne warunki sanitarne.

Persja i Persowie byli cudowni. Byliśmy drugą grupą, która przybyła do Persji, więc oni mieli już trochę doświadczenia. Wie pan, że Persowie mają niezwykłą zdolność do języków? Oczywiście nie mówili płynnie z nami, ale nauczyli się kilku podstawowych zwrotów, takich jak „jeść” czy „jedzenie”. Na plaży pojawili się z owocami, winogronami, daktylami. To było coś pięknego widzieć te owoce po tym, co myśmy jedli.

D. W.: Podczas pobytu w Persji, zetknął się Pan z Ameryką. Jakie było to pierwsze spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi?

W.A.: Myśmy pewnego dnia dowiedzieli się, że jest do nas gość. Myśleliśmy, że to brat, bo on był już w wojsku, albo ojciec. Myśleliśmy, że uciekł i że to jest on. Gdy nam przedstawiono gościa, była nim nasza ciotka, pielęgniarka ze szpitala w mundurze amerykańskim, w stopniu porucznika. Myśmy wiedzieli, że mamy rodzinę w Ameryce, która wyjechała w 1912 roku. Potem ciotka przyjechała w 1938 roku. Gdy byłem mały, Amerykę wyobrażałem sobie z Indianami, palmami, jako coś za magicznymi rozsuwanymi drzwiami. Bardzo tam chciałem się znaleźć.

D. W.: Pański ojciec był jedną z wielu ofiar zbrodni katyńskiej. Jak Pan, jako dziecko, zaczął się dowiadywać, dochodzić do prawdy o tym wydarzeniu?

W.A.: Gdy znaleźliśmy się w Persji zaczynano mówić o tym. Coraz więcej. Myśmy wiedzieli, że ojciec był w Starobielsku. Pozwolono mu korespondować, żeby wiedzieć, gdzie ma rodzinę i wiedzieć, co ona pisze do niego. Potem poznałem dziewczynkę, której ojciec był mężem zaufania i jeździł po kraju. Jego zadaniem było mówić o amnestii. Pytał jednocześnie o Polaków-oficerów i spotykał się z ciszą. Enkawudziści, z którymi rozmawiał, mogli nic nie wiedzieć, ale była cisza. Potem w Teheranie podczas konferencji była moja ciotka z lekarzami. Przyjechał tam Roosevelt i oni mieli się nim opiekować. Ja wiedziałem gdzie jest ta konferencja, mogłem tam pójść piechotą. Ciotka mówiła, że było tam tylu polityków, ale zabrakło Polaków. Oczywiście potem, przebywając w Persji, dowiedzieliśmy się o odkryciu grobów w lesie katyńskim przez Niemców.

D. W.: W ostatnim czasie telewizja rosyjska emitowała film Andrzeja Wajdy „Katyń”. Jak pan ocenia ten krok strony rosyjskiej i dyskusję nad filmem w Rosji?

W.A.: Jestem daleki od polityki. Za Katyń przeprosił Gorbaczow i mówił, że to zbrodnia NKWD. Uważam, że nie można żyć w kłamstwie. Na ten temat trzeba mówić, ale mówić prawdę.

Zredagował: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Dariusz Wierzchoś
Doktor nauk humanistycznych, absolwent Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie (Zakład Historii Krajów Europy Środkowo-Wschodniej) oraz Europejskiego Kolegium Polskich i Ukraińskich Uniwersytetów. Specjalista w zakresie historii najnowszej Ukrainy i Rosji. Autor książki „Generał Piotr Wrangel - Działalność polityczna i wojskowa w latach rewolucji i wojny domowej w Rosji”. oraz rozdziału „Krym. Od Scytów do Rosjan” w książce „Źródła Nienawiści: Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” pod redakcją Kamila Janickiego.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone