Czerwcowe wydanie miesięcznika „Odkrywca”
Po ośmiu miesiącach „Odkrywca” ponownie publikuje artykuł z głosami polemicznymi do jego treści, ostateczny osąd zostawiając Czytelnikom. Można oczywiście się zastanawiać, czy aby na pewno drugowojennym tajemnicom z tego regionu potrzeba finalnego rozstrzygnięcia? Czy czasem nie jest lepiej, że jakiś kawałek przeszłości pozostanie nieodgadniony i będzie stale emanował tajemnicą? Przecież w tekście Olafa Popkiewicza o legendzie Tygrysa chodzi o podobną rzecz. Co z tego, że autor kawa na ławę wyłożył mechanizm tworzenia się mitu czołgu w każdym stawie? Wystarczy, że ktoś nam powie, że kiedyś usłyszał od wujka, że na dnie jeziorka pod lasem jest Tygrys, by ponownie żyć fantazją wydobycia skarbu. Tacy już chyba jesteśmy, a przynajmniej część z nas: stale szukamy.
W najnowszym numerze „Odkrywcy” między innymi:
- Legenda Tygrysa - Olaf Popkiewicz
„Wiadomości [o zalegających w różnych miejscach pojazdach pancernych – przyp. red] otrzymuję co najmniej raz dziennie. Legenda czołgu drzemiącego gdzieś w ukryciu i czekającego na swego odkrywcę jest tak popularna w naszym narodzie, że skłoniło mnie to do przeprowadzenia dochodzenia, mającego na celu prześledzenie źródeł tej historii.
Wszystko zaczęło się od pobojowiska. Bo wiosną 1945 roku teren naszego kraju był jednym wielkim pobojowiskiem. Największa ofensywa wojskowa w dziejach ludzkości przetoczyła się przez Polskę, zamieniając nasz kraj w dymiące zgliszcza. Pośród zburzonych domów i rozjeżdżonych gąsienicami zasiewów, w oparach smrodu rozkładających się ciał, stały nikomu już niepotrzebne, wypalone truchła pojazdów. Ich widok psuł krajobraz, który ci, co ocaleli, powoli przywracali do normalności. Tysiące unieruchomionych dział szturmowych, transporterów opancerzonych, samobieżnych haubic i czołgów przypominało o koszmarze, który ledwo co się skończył. Coś trzeba było z tym złomem zrobić.”
- Pamięć nie do zatopienia - tekst: Łukasz Gosik
Jednym z miejsc, które na zawsze zostało pod wodą są małopolskie Maniowy. Z pewnych względów jest to wieś wyjątkowa. Bo choć zniknęły średniowieczne założenia osady, a wielowiekowy dorobek mieszkańców został na dnie, dziś wciąż możemy namacalnie poznać przeszłość tego miejsca. W bezpośredni sposób możemy też dotknąć dramatu mieszkańców związanego z przesiedleniem. I to również czyni Maniowy wyjątkowymi w skali kraju.
Niszczycielskim żywiołem w tej części Polski był Dunajec. Na łaskę wylewającej rzeki mieszkańcy okolicznych wsi zdani byli od samego początku, czyli od przełomu XIII i XIV wieku, kiedy osadnictwo na pograniczu Pienin i Gorców rozpoczęły klaryski, sprowadzone do Starego Sącza przez św. Kingę, żonę Bolesława Wstydliwego.
Najnowszy numer dostępny jest: