Coś czai się Pod

opublikowano: 2007-02-23, 19:00
wszelkie prawa zastrzeżone
W każdym mieście są miejsca porzucone przez ludzi, od dawna zapomniane. Zamknięty szpital, pokryte kurzem sale muzeum, podziemia. Zastanawialiście się kiedyś nad tętniącym w nich, ukrytym przed nami życiem? Jeśli nie, to znaczy, że nie natknęliście się jeszcze na świat stworzony przez Neila Gaimana, na _Nigdziebądź_.
reklama
![](https://histmag.org/grafika/mag005/nigdziebadz1.jpg!

Opowieść o dwóch bliźniaczych miastach, Londynie Pod i Londynie Nad, powstała w 1996 roku na zlecenie BBC jako scenariusz miniserialu. Rok później Gaiman rozbudował go w powieść. Po następnych ośmiu latach historia przeszła kolejną metamorfozę i czytelnicy otrzymali ją w formie komiksu. Adaptacji tej dokonali scenarzysta Mike Carey i rysownik Glenn Fabry.

Drzwi z rodu Portyka

Na wydarzenia patrzymy oczami niejakiego Richarda Mayhew, przeciętnego londyńskiego księgowego. Niepewny siebie, gapowaty i całkowicie zdominowany przez piękną narzeczoną — oto nasz bohater. Zbliża się jednak dla niego czas zmian. Kiedy po raz pierwszy w życiu sprzeciwia się swojej ukochanej Jessice i udziela pomocy leżącej na ulicy rannej dziewczynie, wydarzenia zaczynają następować po sobie w zastraszającym tempie.

Richard dostaje sporo ostrzeżeń przed wplątywaniem się w tę znajomość (dziewczyna na imię ma Drzwi, sprasza do jego domu stado gołębi, ucina sobie pogawędkę ze szczurem). W dodatku ma wątpliwą przyjemność poznania poszukujących jej dwóch naprawdę groźnych osobników — pana Croupa i pana Vandemara. Wbrew zdrowemu rozsądkowi Mayhew zgadza się pomóc tajemniczej nieznajomej i w tym celu udaje się do miasta, z którego Drzwi pochodzi — do Londynu Pod.

Anioły nad Londynem

Tam poznaje szereg kolejnych dziwnych postaci: Markiza de Carabas — szlachcica o czarnej skórze i białych włosach, Starego Baileya otoczonego przez ptaki, ich odchody i pierze, Łowczynię, kobietę, do której nie śmie przyrównać się nawet najzuchwalszy zabójca i wielu innych osobliwych mieszkańców dotychczas ukrytego przed jego oczami świata.

Londyn Pod nie jest lustrzanym odbiciem największego miasta Europy. To raczej zlepek miejsc, które Londyn Nad odrzucił i które odeszły w niepamięć. Są to głównie zamknięte tunele metra, miejska kanalizacja, budowane przed wiekami podziemia.

Gaiman, tworząc swoją wersję miasta, wyśmienicie bawił się nazwami znanych w Londynie miejsc. Zamiast dzielnicy Knightsbrige jest budzący powszechny strach most Night’s Brige. Islington Angel stał się już nie miejscem, ale prawdziwym Aniołem Islingtonem. Down Street to nadal ulica, ale nie sposób jej pokonać bez lin, bo jak sama nazwa wskazuje, prowadzi ona pionowo w dół. Przykłady można mnożyć.

Na jednym oddechu

Pomimo słabych efektów, jakie dotychczas przynosiły adaptacje komiksowe, Nigdziebądź od początku rokował dobrze. Przede wszystkim za pierwowzór miał znakomitą książkę, a nie, jak to najczęściej z adaptacjami bywało, lepszy lub gorszy film. To czyni sprawę prostszą.

Nazwanie powieści znakomitą nie jest żadną przesadą. Gaiman ma dużą szansę stać się najważniejszym twórcą fantasy swojego pokolenia, a Nigdziebądź uważana jest przez fanów za jego największe osiągnięcie. Czyta się ją z wypiekami, jednym tchem.

Z komiksem jest zresztą podobnie. Mike Carey, pisząc scenariusz komiksu, pozostał bardzo wierny oryginałowi, a dokonane przez niego skróty dają się usprawiedliwić koniecznością przystosowania do nowej formy. Efekt jest bardzo zadowalający.

Drugi z twórców, Glenn Fabry, dał się dotychczas poznać polskim czytelnikom jako autor okładek do serii „Kaznodzieja”. I jest to znakomita rekomendacja. Udowodniły one, że Fabry jako grafik potrafi wyczyniać cuda, tutaj nie szarżuje. Rysunki są dobre, często bardzo dobre, ale bez nutki geniuszu, która emanowała z wyżej wspomnianych okładek

Dodać do tego należy piękną oprawę komiksu. Twarda okładka, kredowy papier, czyli prawdziwie kolekcjonerskie wydanie. Przy okazji kolekcjonerska jest też cena. Nazwać ją wręcz można zaporową. I to jest największa wada polskiego wydania Nigdziebądź — wielu potencjalnych czytelników obejdzie się smakiem.

Jeśli spodobał Ci się powyższy tekst, weź udział w naszej akcji, wesprzyj autora i zagłosuj na niego w plebiscycie na najlepszy artykuł lutego! Głosowanie trwa do 13 marca 2007 roku.

reklama
Komentarze
o autorze
Marcin Badora
Absolwent politologii na Uniwersytecie Śląskim.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone