Co zrobić by dziecko lubiło historię?
Sebastian Adamkiewicz: Mediana zarobków u przeciętnego informatyka to blisko 4 tys. złotych brutto, przy czym prawie 25% zarabia grubo powyżej 7 tys. Czy potrzeba więcej dowodów na to, że uczenie historii dzieci to zaprzątanie ich głowy mało potrzebną wiedzą?
Zbigniew Głąb, koordynator łódzkiego Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii: Mylimy tutaj dwie rzeczy: karierę zawodową z ogólną wiedzą o świecie. Trzeba zauważyć, że zarówno dzieciaki przychodzące na zajęcia dziecięcych uniwersytetów jak i te uczęszczające na – coraz modniejsze – kursy programowania w znacznej większości prawdopodobnie nie zostaną ani historykami ani informatykami. I w obu przypadkach nie o to chodzi. Wysyłając dziecko na dodatkowe zajęcia powinniśmy raczej myśleć o jego rozwoju ogólnym i możliwościach związanych z tym, że dziecko pozna (nawet jeśli tylko wyrywkowo) jakąś dziedzinę życia. Zapisując dziecko na zajęcia dodatkowe powinniśmy mieć na uwadze przede wszystkim to czy te zajęcia uczą myślenia, czy pozwalają na rozwój umiejętności, czy zachęcą dziecko do danej dyscypliny czy też może są po prostu tylko stratą czasu i projekcją naszych ambicji. Jeśli zajęcia będą dla dziecka ciekawe to z całą pewnością poszerzą jego horyzonty i dadzą mu większy wybór dróg życiowych w przyszłości. Dlatego też nie ma większego sensu wybieranie zajęć pod kątem przyszłego zawodu, a raczej pod kątem zdolności i aktualnych zainteresowań dziecka. Zatem jeżeli nasze dziecko interesuje się historią – nie brońmy mu tego. Pewnie nie zostanie historykiem, a może za to będzie w dorosłym życiu np. informatykiem o szerokich horyzontach i zainteresowaniach humanistycznych.
Katarzyna Mickiewicz, koordynator warszawskiego Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii: Rzeczywiście zawód informatyka jest dosyć opłacalnym zajęciem w dzisiejszych czasach. Musimy jednak przyjąć do wiadomości, że nie każdy może czy też chce zostać informatykiem, nie każdy także może zostać dobrym przedstawicielem tej profesji. Świat nie potrzebuje tylko informatyków, potrzebni są także przedstawiciele mnóstwa innych zawodów. Wiele z nich również jest dobrze opłacanych. Sądzę, że mając pasję, dużą wiedzę i pomysł na siebie można także zostać dobrze zarabiającym humanistą.
Bez względu jednak na to, czym dziecko będzie zajmować się w dorosłym życiu powinno posiadać wykształcenie podstawowe, ogólne. Rozumiem przez to – tak jak pan Zbyszek – ogólną wiedzę o świecie. Tutaj historia jest niezbędnym elementem. Znajomość historii pozwala zrozumieć wiele procesów zachodzących we współczesnym świecie, pozwala także swobodne poruszanie się w obrębie obowiązującego kodu kulturowego.
S.A.: A może historia to po prostu kawałek dobrej rozrywki, wytchnienie przed poważniejszymi przedmiotami?
Z.G.: Na poziomie kształcenia szkolnego historia jak najbardziej powinna być kawałkiem dobrej rozrywki. Podobnie jak wszystkie inne przedmioty. Zadaniem szkoły powinno być przede wszystkim zachęcanie uczniów do zajęcia się konkretną dyscypliną. Podział przedmiotów na poważniejsze i te mniej poważne od dawna pokutuje w szkole. Każdy nauczyciel przedmiotowy jest w stanie udowodnić, że jego dyscyplina stanowi podstawę rozwoju dziecka, jest jedyna i niepowtarzalna i bez niej ani rusz. I w pewnym sensie będzie miał rację, chociaż porównywanie „wagi” poszczególnych przedmiotów szkolnych nie ma sensu. Jednak sztuką jest znalezienie złotego środka między rozrywką, wymaganiami programowymi, a faktycznym zaangażowaniem ucznia.
Na pewno nie warto traktować historii wyłącznie jako rozrywki bo to wypacza jej obraz. Jeśli skupimy się tylko na „jarmarcznym” aspekcie historii jak np. rekonstrukcje czy rekwizyty to niewiele osiągniemy. Dopiero połączenie rekonstrukcji czy pokazu rekwizytów z przekazaniem wiedzy i zachęceniem dziecka do twórczego myślenia przyniesie nam efekt. Jednak rozrywka (tutaj rozumiana jako umiejętność intelektualnego zaangażowania ucznia przez nauczyciela) jest istotna i może być kluczowa. Jak łatwo zauważyć reguła ta może odnosić się do każdego przedmiotu. Tylko od nas (wykładowców, nauczycieli) zależy w jaki sposób wykorzystamy ją w przypadku historii, aby ta nie stała: się „wytchnieniem przez poważniejszymi przedmiotami”.
K.M.: Nauka powinna być przyjemnością, to nie ulega wątpliwości. Nie jest dobrze, gdy świat dziecka dzieli się na dwie sfery – szkolną, czyli „nudną” oraz pozaszkolną pozbawioną jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego, kojarzącego się przecież z tą pierwszą. Nauczyciel i szkoła powinny rozbudzać w uczniu pasje badawcze, poznawcze, rozbudzać zainteresowanie otaczającym je światem.
Z drugiej strony dzieci lubią być traktowane poważnie. Wbrew pozorom ciągła i nieustająca zabawa niekoniecznie jest tym co dzieci uszczęśliwia. Oglądając rekwizyty dzieci chcą wiedzieć co to jest. Zadają mnóstwo pytań: do czego służyło?, czy jest prawdziwie?, jak znalazło się w posiadaniu osoby prezentującej? Z czego jest zrobione i jak działa? Warto tę ciekawość wykorzystywać, pogłębiać. Dzieci zaciekawione, zachęcone skłonne są do podejmowania naprawdę dużego trudu prowadzącego do poznania odpowiedzi na nurtujące je pytania.
S.A.: Z czym historia kojarzy się przeciętnemu 6-7 latkowi?
Z.G.: Byłoby by miło, gdyby kojarzyła się z czymś przyjemnym i ciekawym. W praktyce chyba nie ma na tym etapie zbyt wielu skojarzeń. Jeśli historia trafia do dzieci w tym wieku to przeważnie w formie podań i legend lub filmów. Rzadziej w formie specjalnych zajęć. Część rodziców zapewne zabiera też swoje pociechy do takich miejsc jak muzea – z różnym efektem. Częściej dziecko lepiej zapamięta, że bolały je nogi niż to, że widziało coś ważnego. Na szczęście nasze muzea coraz bardziej się zmieniają. Tam gdzie można dotknąć, usiąść, sprawdzić, pograć są zdecydowanie większe szanse na to, że „ból nóg” nie zabije zainteresowania.
K.M.: Historia kojarzy się często z historią rodziny, z czasami, gdy rodzice, dziadkowie byli mali. Dzieci lubią zazwyczaj słuchać rodzinnych historii i odkrywać, że świat się zmienia, że jesteśmy świadkami ciągłego procesu. Z zaskoczeniem odkrywają fakt, że gdy babcia chciała porozmawiać ze znajomą musiała do niej iść, nie mogła zadzwonić, że mama nie grała w dzieciństwie na komputerze bo go nie miała, a muzyki nie słuchało się z mp3 tylko z płyty winylowej. Często nie mówimy dzieciom o tych zmianach ponieważ wydaje nam się to oczywiste, banalne, a dla nich to zupełnie inny, tajemniczy i odległy świat. Pozwólmy im zajrzeć do niego chociażby przeglądając wspólnie domowe zdjęcia czy szuflady.
Zapoznaj się z aktualną ofertą zajęć dla dzieci w ramach Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii!
S.A.: Wyobraźmy sobie, że rodzic otrzymuje długą książkę z tajemnicą jak dobrze edukować historycznie. O czym będą jej pierwsze rozdziały?
Z.G.: Taka książka powinna trafić nie tylko do rodziców ale i nauczycieli. Rozdział pierwszy na pewno miałby tytuł „Po pierwsze: nie szkodzić!”. Tajemnicą dobrej edukacji jest chyba to, że powinna się ona odbywać nienachlanie i niejako „przy okazji”. Tutaj dużo większe szanse mają rodzice. Wspólne wyjście do muzeum nie musi być tylko obejrzeniem nudnego obrazu. Niech przy okazji coś się dzieje – chociażby prosta zabawa w odgadywanie kto jest kim na obrazie. Stańmy przed, dajmy na to, „Grunwaldem” Matejki i powygłupiajmy się z dzieckiem wskazując różne postacie i wyobrażając sobie kim jest „pan w czerwonym”, a kim „pan w białym”. I potem idźmy na lody. A na poważniejsze dyskusje jeszcze przyjdzie czas. Natomiast jeśli zaczniemy od daty, sytuacji politycznej i historii konfliktu polsko-krzyżackiego to nasz mały „pacjent” bez wątpienia ulegnie „zatruciu”.
Rozdział drugi to „Pozytywne skojarzenia”. W edukacji najważniejsze jest, żeby wzbudzać pozytywne skojarzenia z daną dyscypliną. Dlatego też tak ważna jest edukacja pozaformalna. Tutaj tkwią możliwości jakich nie ma szkoła: zorganizowanie swobodnej nauki bez oceniania. To zupełnie inny komfort dla dziecka. Zatem jeśli mamy możliwość to warto wysłać dziecko na dodatkowe zajęcia, oczywiście pamiętając żeby nie były to „piąte” dodatkowe zajęcia w tygodniu.
I być może te dwa rozdziały byłyby wystarczające.
S.A.: No dobrze, a jeśli dziecko przychodzi i mówi „mamo/tato nie lubię historii!” to czy pozostaje nam już jedynie rozłożyć ręce?
Z.G.: To oznacza najprawdopodobniej, że nasze dziecko chodzi już do szkoły. Przekonywanie go na siłę na pewno nie ma sensu. Jedyne co możemy zrobić to znowu działanie „dyskretne”. Zabierzmy dziecko w jakieś ciekawe miejsce i trochę mu o nim opowiedzmy. Ale oczywiście znowu „przy okazji”. Pokażmy stare fotografie rodzinne i podyskutujmy o nich. Jeśli mamy możliwość to zapiszmy się z dzieckiem na historyczną grę miejską czy rajd rowerowy śladami historii. W obu przypadkach podkreślajmy, że to gra i rower. A historia niech pozostanie niedopowiedzianym tłem. Jeśli to poskutkuje kolejnym krokiem będzie znalezienie dla dziecka jakiejś stałej grupy, gdzie będzie mogło zajmować się historią. Ale do tego droga długa.
Oczywiście możemy spróbować wrzucić dziecko na głęboką wodę i np. zapisać je na dodatkowe zajęcia z historii. Jednak trzeba mieć świadomość, że napotkamy na opór, a jeśli pierwsze zajęcia z jakiegoś powodu okażą się nieciekawe to pogrzebiemy swoje szanse na wieki. Chyba, że znamy kogoś kto ma dziecko uczęszczające na zajęcia i wiemy, że będą ciekawe. A jeśli dodatkowo jest możliwość, żeby to dziecko koleżanki czy kolegi zaproponowało naszemu udział w takich zajęciach „bo są fajne” to nasze szanse rosną.
K.M.: Oczywiście można pokazać „przy okazji” ciekawe miejsca. Myślę, że taka wspólna wyprawa wciągnie i zainteresuje dziecko. Co jednak robić, gdy rodzic nie ma wielkiej wiedzy historycznej? Nie każdy przecież stając przed dowolnym zabytkiem ma do opowiedzenia ciekawą historię na jego temat, nie każdy zna ciekawostki. Przekazanie podstawowych faktów może tylko pogorszyć sytuację. Myślę, że dużym wsparciem dla rodziców a także dla nauczycieli staje się oferta zajęć dodatkowych o tematyce historycznej. Wiele się zmieniło w tym zakresie – muzea oferują ciekawe warsztaty dla rodzin, często niepłatne lub w przystępnej cenie. Często organizowane są imprezy o tematyce historycznej – noce muzeów, rekonstrukcje z okazji ważnych rocznic. Nasza Fundacja także wpisuje się w ten trend – oferujemy tradycyjnie ciekawe atrakcje w Noc Muzeów w Łodzi, raz na jakiś czas organizujemy spacery historyczne, gry miejskie w Warszawie.
Wiele placówek oferuje także różnego rodzaju gry terenowe, zadania, questy które można dostać, pobrać, wydrukować i samodzielnie przemierzyć wskazaną trasę odnajdując ciekawostki i rozwiązując zadania. To dzieci bardzo wciąga. Jeśli jeszcze dodatkowo na wyprawę zabierzemy kolegów i dodamy element zdrowej rywalizacji zabawa będzie przednia i pouczająca. Z naszej strony (http://www.duch.edu.pl) można pobrać takie gry terenowe na orientację po dzielnicach Warszawy.
Taka wyprawa z rodzicami będzie na pewno miłym przeżyciem dla dziecka, a historia go nie zepsuje a wręcz wzbogaci. Dzieci są naturalnie ciekawe świata i to raczej nie jest tak, że nie lubią historii. Tak naprawdę one nie lubią się jej uczyć jako przedmiotu szkolnego. Zaproponujmy więc inne możliwości.
S.A.: Tylko to wszystko wymaga aktywności pozadomowej. Historia da radę wygrać z komputerem?
K.M.: Jest i na to sposób. Nasza Fundacja przygotowała jakiś czas temu kursy e-learningowe obejmujące historię Polski. Historia dla Polonii, bo tak się nazywa ta platforma, w założeniu kierowana jest do dzieci mieszkających za granicą, ale także tym w Polsce może pomóc w przygotowaniu się do zajęć. Znaleźć tam można także krótkie, często żartobliwe filmiki ukazujące ważne zagadnienia, pojęcia. Od tego można zacząć przygodę z historią łącząc przyjemne z pożytecznym.
S.A.: Formalnie edukacja historyczna w szkołach rozpoczyna się od 4 klasy szkoły podstawowej. Oczywiście nie oznacza to, że nie można jej rozpocząć wcześniej. Kiedy Państwa zdaniem jest na to najlepszy moment?
Z.G.: Mniej więcej do urodzenia. Tak naprawdę nie ma najlepszego momentu. Ważne, żeby dziecko było dyskretnie otoczone tym czego chcemy je nauczyć. Jeśli od najmłodszych lat wyprawa do muzeum będzie się kojarzyć z fajną zabawą, a nie bólem nóg to będziemy mieli sukces.
Błędem jest zakładanie, że „to-właśnie-teraz-jest-TEN-moment i musisz się nauczyć wszystkich władców Polski po kolei”. Jeśli podejdziemy do dziecka w ten sposób to przegramy. Bardziej jaskrawym przykładem jest tabliczka mnożenia: nagle (z perspektywy dziecka) przychodzi moment, że trzeba ją opanować w zakresie 100. I pojawia się szok – chyba wiele osób to przeżyło. A może by tak bardziej „naturalnie”, po trochu, zacząć w wieku kilku lat w codziennych sytuacjach (np. „podaj mi 2 razy po 3 marchewki”)?
Zapoznaj się z aktualną ofertą zajęć dla dzieci w ramach Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii!
K.M.: Rozmawiając z dzieckiem, oglądając rodzinne pamiątki, wspominając ważne rodzinne wydarzenia rozpoczynamy jego edukację historyczną. Kiedy warto zacząć? Wtedy, gdy zaczynamy rozmawiać z dzieckiem. Idąc na spacer po lesie warto opowiedzieć o mijanych roślinach i mieszkających tu zwierzętach. Idąc na spacer po mieście warto wspomnieć o mijanych zabytkach lub opowiedzieć co się zmieniło w tym otoczeniu w ciągu ostatnich lat.
W szkole natomiast dzieci uczą się historii jako odrębnego przedmiotu od klasy 4, jednak elementy edukacji historycznej zawarte są także w edukacji wczesnoszkolnej. Dzieci z najmłodszych klas szkoły podstawowej chętnie biorą w zajęciach, szczególnie tych dotyczących życia codziennego – jak wyglądała szkoła naszych dziadków? Jak kiedyś dbano o higienę, a jak leczono choroby? To są codzienne, bliskie dzieciom sprawy, których historię bardzo chętnie poznają. Prowadzimy takie zajęcia, cieszą się one dużym powodzeniem i zazwyczaj są bardzo pozytywnie oceniane.
S.A.: Historia to nie tylko ciekawostki i tematy lekkie, ale także ludzkie dramaty. Jak opowiadać o nich dzieciom (jeśli w ogóle)?
Z.G.: Z całą pewnością opowiadać. Nie powinniśmy unikać trudnych tematów podobnie jak nie powinniśmy unikać pytania „skąd się biorą dzieci”. Oczywiście na każdym etapie rozwoju dziecka odpowiedź będzie inna – dostosowana do poziomu naszego odbiorcy.
Tworzenie konstrukcji historycznej dla dzieci, w której żyją tylko „rycerze i księżniczki” to krzywdzenie naszego małego odbiorcy. To się prędzej czy później odbije na postawach dzieci wobec historii, a nawet na ich postawach społecznych – zabijemy w ten sposób myślenie krytyczne czyli jedną z najcenniejszych rzeczy jakie kształtuje obcowanie z historią. Dlatego warto mówić dzieciom, że rycerz chodził na wojnę – nie zawsze w słusznej sprawie, księżniczka nie zawsze była miła, a oboje żyli z pracy rąk chłopów, których życie często nie było różowe. To oczywiście uproszczenia ale lepiej upraszczać niż pomijać.
Nie uciekajmy również od trudnych tematów związanych np. z tolerancją, wojną czy kontrowersyjnymi postaciami. Im szybciej dzieci nauczą się o tym mówić i w pewien sposób oswajać tę tematykę (nawet jeśli początkowo w prosty, a nawet naiwny sposób) tym lepiej. Nie muszą wszystkiego rozumieć, nie powinny też dostawać czarno-białych interpretacji. Podawajmy dzieciom fakty na tyle na ile są w stanie je przyjąć i zrozumieć. I najważniejsze: odpowiadajmy na ich pytania i pozwalajmy im oceniać.
K.M.: Zgadzam się. Szczególnie trudne, a jednocześnie ciągle pojawiające się i w prasie i w mediach są tematy związane z II wojną światową. Zwłaszcza w stosunku do nieco starszych dzieci należy dbać o to, żeby nie kojarzyła się ona z grą komputerową, paintballem, generalnie emocjonującą rozgrywką. Podkreślać należy, że wojna to dramat, tragedia wielu ludzi i zjawisko do którego za wszelką cenę należy nie dopuszczać.
Młodszym dzieciom, jak sądzę, wystarczy informacja, że zdarzają się na świecie złe rzeczy i jedną z nich jest właśnie wojna. Miejsca pamięci i muzea takie jak np. Pawiak są dostępne dla dzieci od 12 lat. Myślę, że mniej więcej z dziećmi w tym wieku można zacząć dokładniej omawiać trudne zagadnienia.
S.A.: Gdybyście Państwo mieli wybrać jedną historię z przeszłości, którą każde dziecko powinno zapamiętać, to o kim, lub o czym była by to opowieść?
Z.G.: To byłaby II wojna światowa jako wydarzenie, które ukształtowało bezpośrednio naszą rzeczywistość. Jest to oczywiście pewnego rodzaju wybieg bo druga wojna to bardzo złożone zjawisko i można pokazać tutaj bardzo wiele. Ale właśnie o to chodzi. Samo pokazanie różnych postaw wojennych, racji państwowych czy sposobów rozumowania ówczesnych ludzi jest bardzo cenną lekcją i okazją np. do refleksji nad naszymi współczesnymi postawami obywatelskimi.
I znowu: trzeba sobie postawić pytanie czy ważniejsze jest, żeby uczeń pamiętał datę przekształcenia ZWZ w AK czy może lepiej, żeby potrafił opowiedzieć o tym co motywowało ludzi do wstępowania w szeregi tych organizacji. Ideałem byłoby pewnie jedno i drugie ale jako nauczyciele, edukatorzy czy rodzice powinniśmy mieć świadomość, że czasem lepiej z niektórych rzeczy zrezygnować, aby po prostu zajmować się historią także w tych aspektach, gdzie zaczyna się ona robić naprawdę ciekawa. I warto pamiętać, że przede wszystkim wpływamy na zainteresowania, postawy i umiejętności dzieci – co jest o wiele ważniejsze od kształcenia ich na „zawodowych historyków”.
K.M. Ja natomiast chciałabym pochylić się nieco dokładniej nad wspaniałym wynalazkiem Jana Gutenberga i jego konsekwencjami, także tymi długofalowymi. Dzieci uczą się w szkole, że wynalazł on druk, ale co tak naprawdę to zmieniło, jak bardzo wpłynęło na przepływ informacji, dostęp do wiedzy. Myślę, że dzieci nie zdają sobie z tego sprawy. Trzeba poświęcić sobie chwilę i spróbować sobie wyobrazić nasze życie bez dostępu do informacji – bez telewizji, radia, Internetu ale także właściwie bez książek, gazet. Skąd czerpalibyśmy wiedzę o świecie? Jak duże byłoby ryzyko, że wiadomości, które do nas dotrą okażą się zupełnie nieprawdziwe lub mocno zdeformowane? W ogóle uważam, że historia życia codziennego jest niezwykle ciekawa, a często nieco zapomniana. Szkoda, ponieważ pokazuje ona kilka bardzo ważnych rzeczy. Dzięki niej można dostrzec, że świat cały czas się zmienia, że nawet pojedyncze jednostki mogą mieć znakomity wpływ na losy kolejnych pokoleń (tak jak właśnie Jan Gutenberg), pokazuje także dobitnie charakterystykę, atmosferę poszczególnych epok. Dzieci często znają daty, nazwiska ale nie mają wyobrażenia o epoce, ciężko byłoby im np. rozstrzygnąć czy Jagiełło przed bitwą mógł przejrzeć poranną gazetę i sprawdzić godzinę na zegarku.