Co by na to powiedział Kopernik? Przyczynek do przeliczania humanistyki na punkty
„Index Copernicus International” wyliczył w punktach wartość naukową „Kwartalnika Historycznego”, jednego z najstarszych i najbardziej prestiżowych czasopism humanistycznych w Polsce, wydawanego przez Instytut Historii PAN, przyznając za „oryginalne prace naukowe w ostatnich dwóch latach” 0 punktów (słownie: zero), zarazem przydzielając za ich „streszczenia w języku oryginalnym” — 20 punktów. Nie, to nie pomyłka: w jednej tabelce podano „0”, w sąsiedniej „20”. Historycy, dla których publikacja na łamach „Kwartalnika…” była dotąd zaszczytem i wyróżnieniem, nie mogą wyjść ze zdumienia. Twórcy wpływowego „Indexu” mówią nam oto, że uczeni rangi Henryka Samsonowicza czy Andrzeja Nowaka, by poprzestać na tych dwóch postaciach z Komitetu Redakcyjnego „Kwartalnika”, nie firmują swymi nazwiskami dzieł oryginalnych, choć posiedli umiejętność ich wartościowego streszczania. W dopisku stwierdzono, że „oryginalna praca naukowa to taka, która prezentuje niepublikowane wcześniej wyniki badań prezentowane w odpowiedniej strukturze (cele, hipotezy, metody, wyniki)”. Mówiąc mniej zawile, każdy artykuł powinien być napisany tak samo, czyli wedle szkolnej triady „wstęp — rozwinięcie — zakończenie”. Inaczej „Index” pogrozi niesfornym naukowcom palcem.
Mimowolnie przypomina się tu klasyczna praca Neila Postmana Technopol z 1992 r., wydana po polsku trzy lata później. Żyjemy w epoce, w której wielu wydaje się, że „technika może myśleć za nas” — pisał ten wybitny filozof. Przestrzegał przed kształtowaniem umysłów przez technologię liczb, pokusą przetwarzania faktów na dane statystyczne czy nadawaniem „statystycznej obiektywności” rangi najwyższego autorytetu. Gdy czytało się pierwsze wydanie Technopolu, można było łudzić się, że nas, Polaków, sprawy te nie dotyczą, gdyż z jednej strony i tak trzeba nadrobić technologiczne zapóźnienie, a z drugiej — pułapek „nowego wspaniałego świata” jakoś się uniknie. Niestety, w roku 2014 należy skonstatować, że diagnoza Postmana tylko zyskała na aktualności. Polską naukę, również humanistykę, zagarnia „technopol”. Symbolem tego stanu rzeczy stała się „testomania”, anektująca kolejne obszary edukacji, od przedszkoli po uniwersytety. Towarzyszy temu scjentystyczna, a zarazem biurokratyczna iluzja, że punktacja pozwoli zamienić wieloznaczny i abstrakcyjny sens słów w kategorię techniczną i ścisłą. Teraz padło na „Kwartalnik Historyczny”.
Przypomnijmy, że „Kwartalnik…” założony został w 1887 r. we Lwowie przez Ksawerego Liskego, twórcę i pierwszego prezesa Polskiego Towarzystwa Historycznego. Po II wojnie światowej wznowiono wydawanie pisma początkowo w Krakowie, a od 1950 r. — w Warszawie. Dotychczas ukazało się 120 roczników. Na łamach „Kwartalnika…” znajdziemy publikacje najwybitniejszych polskich uczonych. Toczyły się tu najważniejsze debaty, zamieszczano recenzje i polemiki. Mimo dwudziestowiecznych kataklizmów, udało się zachować ciągłość pisma, co również podkreśla jego unikalny charakter.
Zobacz też:
„Index Copernicus” określa się na oficjalnej stronie internetowej jako „międzynarodowa, specjalistyczna platforma promująca osiągnięcia nauki, a także wspierająca krajową i międzynarodową współpracę pomiędzy naukowcami, wydawnictwami czasopism naukowych oraz jednostkami naukowymi”. Czytamy dalej, że baza czasopism naukowych — IC Journal Master List — liczy obecnie ponad 2500 czasopism z całego świata, w tym około 700 z Polski. „W bazie rejestrowane są czasopisma naukowe, które pozytywnie przejdą rygorystyczną, wielowymiarową parametryzację, świadczącą o wysokiej jakości czasopisma. Uznanie dla IC Journal Master List wyraziło Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego umieszczając bazę czasopism naukowych IC JML na liście baz, za indeksację w których czasopisma naukowe otrzymują dodatkowe punkty w prowadzonej przez Ministerstwo ewaluacji czasopism naukowych”. Do tego jeszcze „300 tys. profili naukowców IC Scietists”, co ma stać się „platformą globalnej współpracy naukowej w formule informacyjno-społecznościowego portalu”. A to wszystko m.in. dzięki środkom Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego „w ramach działania 8.2 — Wspieranie wdrażania elektronicznego biznesu typu B2B 8 osi priorytetowej Społeczeństwo informacyjne — zwiększenie innowacyjności gospodarki Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka, 2007–2013”. Oto język „technopolu”, powiedziałby Neil Postman.
Sam pomysł stworzenia bazy danych czasopism naukowych wydaje się sensowny i na pierwszy rzut oka „Indexowi” można by przyklasnąć. Obecnie liczy się obecność na różnych listach rankingowych, szczególnie na listach czasopism punktowanych, co ma związek z przeważającym modelem finansowania nauki. „Kwartalnik Historyczny” figuruje na tzw. liście ministerialnej C, cieszy się dobrą lokatą, ale poddał się także „ewaluacji” dokonywanej przez „Index Copernicus”, tym bardziej że MNiSzW traktuje „Index” jako miarodajny. Najwyższa zatem pora, by publicznie postawić pytanie, czy wszystkie pisma mogą być oceniane wedle tych samych kryteriów; kto i dlaczego formułuje takie, a nie inne kryteria; czy można sprowadzić merytoryczną ocenę, szczególnie pism humanistycznych, do wyliczenia punktów w tabelce. Niepokoić musi iluzja, że na podstawie zewnętrznych cech sformułuje się wnioski, i to wnioski statystyczne, a co za tym idzie, sprawiające wrażenie dowiedzionych naukowo. Niestety, w przypadku „Kwartalnika Historycznego” podana przez „Index Copernicus” statystyka rozmija się z rzeczywistą wartością pisma, co każe zakwestionować przyjętą metodę oceny, a nawet postawić pod znakiem zapytania samą ideę „standaryzacji”.
„Ewaluacja” „Kwartalnika Historycznego” (jak i innych czasopism) składa się z dziewięciu tabel. Całość liczy pięć stron, z czego blisko półtorej strony przypada na „jakość wydawniczą”. Owa „jakość wydawnicza” dotyczy takich zagadnień, jak „pełna lista zespołu redakcyjnego” czy „dane kontaktowe do redakcji”, a więc spraw raczej drugorzędnych.
Przejrzyjmy się wybranym szczegółom. W jednej z tabel „jednolitą strukturę artykułu” wyceniono na 10 punktów, co pozornie można odebrać jako komplement, tyle że stoi to w sprzeczności z tabelą pierwszą, sugerującą, że w czasopiśmie nie ma publikacji „oryginalnych” (w rozumieniu „ewaluatorów”). W innej tabeli znajdziemy podpunkt „Przejrzysta struktura artykułu”. Tu akurat „Kwartalnik…” dostał 5 punktów. Pytanie, jak to się ma do „jednolitej struktury artykułu”…
Autorzy „ewaluacji” przyznali za „pełną listę recenzentów” 10 punktów, o tyle za „kraj pochodzenia recenzentów” 0. Tymczasem kraj pochodzenia recenzentów jest zawarty w ich afiliacji; np. pani Noémi Kertész, „Uniwersytet w Miszkolcu”, jest recenzentką zagraniczną, gdyż Miszkolc leży na Węgrzech, co dla odbiorcy „Kwartalnika…” jest dość oczywiste.
Na 0 punktów wyceniono też „jednolity układ całego czasopisma”. Tymczasem od lat układ pisma jest mniej więcej stały: najpierw publikowane są rozprawy, potem znajduje się dział „Przeglądy — Polemiki — Propozycje”, po którym idzie dział „Artykuły recenzyjne i recenzje”, a czasami „In memoriam” i „Komunikaty”, „Listy do Redakcji”. Bywa, że niektóre działy nie pojawiają się, jeśli akurat nie ma tekstów do opublikowania, lecz ich nazwy i kolejność nie podlegają zmianom.
Za „stabilność” (wydawniczą) „Kwartalnik…” otrzymał 35 punktów na 50 możliwych. Jak już wspominaliśmy, pismo założono w 1887 r. Jak na kwartalnik przystało, ukazuje się 4 razy do roku — czyli stabilnie. O co zatem chodzi? Zastanawia wycena jakości papieru na 3 punkty, a jakości druku na 5 punktów. Co to znaczy i po co to? Przecież mówimy tu o piśmie naukowym, a nie o kolorowym magazynie.
Z niezrozumiałych powodów „Index” przyznał 0 punktów za instytucję finansującą, choć przecież na odwrocie strony tytułowej wyraźnie jest napisane: „Publikacja dofinansowana przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego”.
Podobnych osobliwości można by wymienić więcej. Standaryzacja statystyczna — w połączeniu z nieumiejętnością czytania ze zrozumieniem — sprawia, że prestiżowy kwartalnik naukowy jawi się tu jako pismo podrzędne i wybrakowane, niegodne tego, by je wziąć do ręki. Okazuje się przy tym, że wybitni uczeni, autorzy nagradzanych książek, nie posiedli w dostatecznej mierze umiejętności pisania szkolnych wypracowań, z podziałem na wstęp, rozwinięcie i zakończenie. Zdumiewa biurokratyczna pycha, z której autorzy „ewaluacji” zapewne nawet nie zdają sobie sprawy. Nawiasem mówiąc, wyprodukowany przez nich „raport” kosztował 400 zł, co daje do myślenia o marnotrawstwie pieniędzy podatnika.
Cytowany Postman przywoływał Zasady naukowego zarządzania Fredericka W. Taylora z 1911 r., które okazały się swoistym dekalogiem „technopolu”. Zasadniczym celem była tu optymalizacja wydajności. Wydajność najlepiej ocenią standardowe procedury, ponieważ ludzkim sądom, jako subiektywnym, nie można ufać. Obiektywnym kryterium oceny są wskaźniki statystyczne (ilościowe). To, czego nie można zmierzyć, albo nie istnieje, albo nie ma wartości. Optymalizację wydajności zapewnią odpowiednio przeszkoleni specjaliści… Podobne credo mógłby na swojej stronie internetowej umieścić „Index Copernicus”. Problem polega na tym, że zasady, które przynosiły efekty w przemyśle, zostały przeniesione do innych sfer życia, również do nauki, a opór wobec nich zdaje się słabo słyszalny, nieskuteczny czy nawet bezsilny wobec toczącego się walca „nowoczesności”.
Jak na ironię „Index” za patrona przyjął Mikołaja Kopernika, wszechstronnego erudytę, dla którego idea, że można przeliczyć wiedzę na punkty, a ponad myśl ludzką wynieść jakość papieru, na jakiej została spisana, wydałaby się zapewne aberracją czy niewczesnym żartem. Co gorsza, gdyby dzieła Kopernika zostały podliczone „Indexem” jego imienia, niekoniecznie zaistniałyby w nauce, bo mogłoby się okazać, że wielki astronom niedostatecznie zadbał o „odpowiednią strukturę”, czyli „cele, hipotezy, metody i wyniki”, a nawet nie przewidział „celów” swoich obserwacji.
Najgorszym skutkiem standaryzacji, punktacji, „testomanii” jest jednak to, że powoli, ale nieuchronnie słabnie umiejętność czytania. W szkołach uczniów coraz rzadziej uczy się poszukiwania i odkrywania sensów czytanych lektur, raczej trenuje w odpowiedziach zgodnych z testowym szablonem. W przypadku omawianego tu „Kwartalnika Historycznego” dorobek przedstawiony na jego łamach w ostatnich latach przez kilkudziesięciu uczonych okazuje się de facto niewart głębszego namysłu — nieoryginalny, czyli wtórny. Autorzy zamiast dążyć do rzeczywistej oryginalności — intelektualnej i pisarskiej — winni wpisać się w szablon. Inaczej nie dostaną punktów.
Czy można coś zmienić w „zasadach naukowego zarządzania”? Wątpliwe. Pozostają tylko dwa wyjścia. Albo robić swoje, także w geście samoobrony, by nie podzielić losu bohatera filmu Dzisiejsze czasy, z Charlie Chaplinem w roli głównej. Albo przynajmniej wzywać, prosić i apelować, by nie wrzucać wszystkiego do tej samej maszyny liczącej. Czasopiśmiennictwo historyczne, ale też innych dyscyplin humanistyki, wymaga osobnego potraktowania. A przede wszystkim uważnego czytania.
--Przedruk za zgodą autorów. Tekst pierwotnie opublikowano na stronie internetowej Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk
Tekst przygotował do publikacji Tomasz Leszkowicz