Cichociemni - aklimatyzacja w kraju

opublikowano: 2016-05-18, 08:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Lata okupacji zmieniły Polskę nie do poznania. Jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości? - na to pytanie musieli odpowiedzieć żołnierze zrzucani do kraju na spadochronach.
reklama

Zobacz też: Cichociemni – elitarni i skuteczni

Skok na spadochronie do Polski czasami nawet po kilkuletniej nieobecności był skokiem do zupełnie innego kraju. Ten, kto nie poznał okupacyjnej rzeczywistości i nie oswoił się z nią psychicznie, był narażony na poważne niebezpieczeństwo. Dlatego skoczkowie przed misją przechodzili tzw. kurs odprawowy. Trwał on od dwóch do sześciu tygodni i był teoretycznym przygotowaniem do tego, co miało ich spotkać w Polsce. Czas ten wykorzystywano też na przygotowywanie legendy, czyli zmyślonego życiorysu, logicznie powiązanego i dopasowanego do profilu osobowości. Kompletowano ubiór, który miał pasować stylem i materiałem do tego, co nosiło się w okupowanym kraju. Wykładowcami byli praktycy – kurierzy kursujący między Londynem a Polską. Pomocą były wydawnictwa konspiracyjne, prasa gadzinowa, niemieckie wydawnictwa i zarządzenia. Jednym z najważniejszych elementów kursu było wpajanie zasad bezpieczeństwa.

Po skoku następował praktyczny sprawdzian wyników szkolenia. Skoczek miał około miesiąca na adaptację – spędzał go, obserwując ruch uliczny z okna bądź spacerując po mieście z tzw. ciotkami (opiekunkami wyznaczonymi do sprawowania pieczy nad edukacją ptaszków w kraju). Uczył się reagować na kontrolę dokumentów czy sytuacje nadzwyczajne, jak łapanki.

Opaska noszona przez żołnierzy AK (fot. Maciej Szczepańczyk, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0).

Warto jednak zauważyć, że cichociemni zaprzysiężeni na rotę AK byli w zdecydowanie lepszej sytuacji niż tzw. kociaki, czyli kurierzy polityczni delegowani początkowo przez ministra Stanisława Kota. Delegatura Rządu na Kraj nie zdołała bowiem zorganizować tak prężnych struktur opiekujących się zrzutkami jak AK. Kurier Tadeusz Chciuk, „Celt”, wspominał, że bez pomocy rodziny nie byłby w stanie skutecznie funkcjonować w konspiracji.

Mimo opieki ciotek pierwsze kroki w kraju dla ludzi świadomych zagrożenia były bardzo emocjonujące. „Byłem ciekaw i bałem się. (…) Bałem się dekonspiracji mych angielskich ciuchów, ale chyba jeszcze bardziej – po trzydziestu miesiącach nieobecności w Warszawie – bałem się samego siebie. Niewłaściwego odruchu, niepotrzebnego wzruszenia – wspominał Stanisław Jankowski, „Agaton”.

Emocje związane z lądowaniem w kraju, bliskość rodziny i spraw, którymi żyło się przez lata były czynnikami popychającymi do naruszenia zasad wpajanych na kursie odprawowym. Niewielu cichociemnych przyznawało się we wspomnieniach do naruszania zasad konspiracji, więc można się tylko domyślać albo wnioskować po skutkach, że nauka nierzadko szła w las. Najczęściej popełniane błędy to lekceważenie zasad bezpieczeństwa i organizowanie spotkań z rodziną wbrew jasnym rozkazom zakazującym dekonspirowania swojego pojawienia się w kraju. Oprócz tego należy wymienić typowe dla całej konspiracji brawurę, gadulstwo czy niezachowywanie zasad konspiracji w poruszaniu się po mieście. Kilka przykładów. Bolesław Kontrym, „Żmudzin po skoku – jadąc kolejką do Warszawy – wysiadł na stacji pośredniej i spokojnie kupił tytoń do fajki. Byłoby to normalne zachowanie podczas pokoju, w kraju bez okupantów kontrolujących przy udziale dużych sił węzły komunikacyjne. W Polsce w 1942 r. było to brawurą.

reklama

Niedopuszczalne było też zabieranie na misję do kraju podarunków, pieniędzy czy listów od kolegów z Anglii. Podobno sytuacje takie zdarzały się, mimo że stanowiły poważne naruszenie przepisów. W tym kontekście dosyć niewinnie wygląda spotkanie z ojcem, jakie zaaranżował Stefan Bałuk, „Starba” po swoim skoku. Nie odważył się jednak odwiedzić matki – wysyłał do niej ciotkę z prośbą o przekazanie garnituru dla kolegi noszącego ten sam rozmiar. Matka nie uwierzyła w potrzebującego kolegę i odpowiedziała pośredniczce, aby Stefan sam przyszedł po garnitur, skoro chce go nosić. Żadnych obiekcji, aby odwiedzić matkę tuż po skoku, nie miał Bolesław Kontrym. Zbyt wiele w życiu przeżył i widział, aby przejmować się tym zakazem. Bardzo niebezpieczne były też przyzwyczajenia nabyte w Anglii. Marek Lachowicz kupując koszulę, poprosił nieopatrznie o numerację angielską, co natychmiast zwróciło uwagę sprzedawcy, zwłaszcza że mówiło się w Warszawie (to właśnie przykład niebezpiecznego gadulstwa) o pojawieniu się w Polsce zrzutków.

Niedopuszczalne było też angażowanie się w działalność konspiracyjną innych organizacji czy grup. Mowa tu nie o skrajnych sytuacjach, jak dezercja i przejście do NSZ, ale o łączeniu służby w AK i innej organizacji. Znany jest jeden przykład cichociemnego, ppor. Jana Marka, „Walki”, żołnierza Wachlarza i Kedywu, którego ambicja walki skłoniła do równoczesnego związania się z Konfederacją Narodu, gdzie jesienią 1942 r. zaczął tworzyć Uderzeniowy Batalion Szturmowy. Przełożeni z AK nie wyciągnęli konsekwencji tylko dlatego, że były już zaawansowane rozmowy o scaleniu KN z AK. 13 maja 1943 r. Marek poległ w walce jako żołnierz KN.

Jako przykład zbytecznej brawury i eksponowania swojej pozycji można przytoczyć historie dwóch kurierów politycznych – Jerzego Mara-Meyera, „Filipa”, i Stanisława Stacha, „Mariana”, delegowanych do Batalionów Chłopskich. Zrzuceni do kraju w 1942 r. szybko włączyli się w działalność bojową, uczestnicząc w akcjach w obronie wysiedlanej ludności polskiej na Zamojszczyźnie. Jerzy Lerski, „Jur”, również kurier polityczny, zastał ich pewnego razu w warszawskim lokalu przy wódce w doskonałym humorze i mundurach niemieckich funkcjonariuszy partyjnych. Dla zdyscyplinowanego zrzutka, jakim był „Jur”, huczne odreagowywanie ciężkich walk na Zamojszczyźnie było nie na miejscu, a przede wszystkim stanowiło naruszenie podstawowej zasady konspiracji, aby nie nadużywać alkoholu i nie rzucać się w oczy.

Więcej o spadochroniarzach Armii Krajowej, m.in. sylwetki Adolfa Pilcha, Bolesława Kontryma, Elżbiety Zawackiej, Jana Piwnika i innych w Pomocniku Historycznym Polityki Spadochroniarze Armii Krajowej Cichociemni:

cena:
24,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Polityka
Rok wydania:
2016
Okładka:
klejona
Liczba stron:
164
Data i miejsce wydania:
1
Format:
A4
reklama
Komentarze
o autorze
Janusz Marszalec
Historyk dziejów najnowszych, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W 1998 r. obronił rozprawę doktorską pt. Ochrona bezpieczeństwa i porządku publicznego w powstaniu warszawskim, pisaną pod kierunkiem prof. dr hab. Tomasza Strzembosza. Jej książkowe wydanie nagrodzone zostało m.in. Nagrodą Historyczną „Polityki” i Nagrodą „Klio”. W latach 2000-2008 r. pracownik Biura Edukacji Publicznej IPN. Od 1 grudnia 2008 r. zastępca dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone