Christopher Macht – „Spowiedź doktora Mengele” – recenzja i ocena
Christopher Macht – „Spowiedź doktora Mengele” – recenzja i ocena
Trzeba na początku zaznaczyć, że książka Christophera Machta to beletrystyka, a w zasadzie fikcja literacka ubrana w formę wywiadu z Josefem Mengele. Przeprowadza ją… polska więźniarka z Auschwitz, która próbuje odkryć sylwetkę jednego z najbardziej przerażających zbrodniarzy XX wieku. Pozostawmy na boku pretekst rozmowy i ową dziennikarkę, a skupmy się na wizerunku Mengelego.
Był on niemieckim lekarzem, doktorem medycyny i antropologii. W latach trzydziestych, będąc pod wpływem szwajcarskiego eugenika Ernsta Rüdina dzielił ludzkie życie na takie, które należy zachować oraz na takie, które należy zniszczyć jako niepotrzebne i pozbawione wartości. Postulował przymusową sterylizację w celu zapobieżenia rozmnażania się ludzi o cechach niepożądanych z punktu widzenia ówczesnej pseudonauki. Poglądy te znalazły wyraz w ustawach, które wprowadzono w życie w 1933 roku. Badania nad rasą zakończyły się ogłoszeniem pracy dyplomowej o badaniach żuchwy jako jednej z podstaw badania przynależności do rasy. Stosunkowo późno, bo w 1937 roku otrzymał legitymację NSDAP, a następnie został członkiem SS. Tam dosłużył się stopnia SS-Hauptsturmführera.
Nie miał zwyczajowej grupy krwi wytatuowanej na ramieniu, co później uchroniło go później przed aresztowaniem. Zbrodnicza działalność, przerażające eksperymenty pseudomedyczne na ludziach zostały już dobrze opisane. Mengele szczególnie interesował się bliźniętami selekcjonowanymi spośród więźniów żydowskich i romskich. Spośród około półtora tysiąca bliźniąt wojnę przeżyło mniej niż sto osób. Był postrachem Auschwitz, a więźniowie obozu zwali go Aniołem Śmierci.
Po wojnie uciekł do Argentyny, a potem do Paragwaju i wreszcie w 1960 roku do Brazylii. Nigdy nie stanął przed sądem. W 1979 roku utonął w Atlantyku, prawdopodobnie w wyniku udaru mózgu i został pochowany pod fałszywym nazwiskiem. Jego tożsamość potwierdzono dopiero w 1992 roku.
Christopher Macht na kartach swojej książki pokazuje Mengelego jako szczerego rozmówcę, który zdradza szczegóły swojej zbrodniczej działalności. Jest to obraz człowieka pozbawionego emocji i chyba przekonanego co do słuszności prowadzonych przez siebie eksperymentów.
Interesująca jest tutaj antycypacja przyszłej narracji o zbrodniach popełnianych przez Niemcy na okupowanych terytoriach. W pewnym momencie Mengele mówi o coraz słabiej wykształconych dziennikarzach: „Mogę się z panią założyć, że jeszcze nieraz wasz kraj będzie się zmagał z problemem określenia „polskie obozy śmierci”. Niedouczone dziennikarzyny, którzy nie mają wiedzy o świecie, o historii, będą pisali bzdurne artykuły, w których będą nazywali obozy usytuowane podczas wojny na terenie Polski „polskimi obozami śmierci”. A to dlatego, że nie będą zawracali sobie głowy tym, kto te obozy wybudował i kto nimi zarządzał podczas wojny. Zadziała taki schemat: skoro obozy były na ziemiach polskich, to są polskie obozy”.
Oczywiście ani Mengele nie mógł o tym wiedzieć, ani przypuszczalnie nie miał w ogóle podobnych refleksji. Przyjąwszy nową tożsamość uciekł nie tylko przed odpowiedzialnością, ale również przed przeszłością. Czy jednak towarzyszyły mu refleksje nad ogromem cierpień, do których doprowadził? Tego nigdy już się nie dowiemy.
Jeżeli natomiast potraktować ten fikcyjny wywiad jako lekcję, to można wysnuć dość przykry wniosek: słowa nie zastąpią zadośćuczynienia, nie przywrócą życia, w najmniejszym stopniu nie zrekompensują szkód. Mengele był nie tylko narzędziem, ale przede wszystkim motorem napędowym wielkiej machiny zbrodni. Autor książki stworzył portret człowieka przegranego, jednak nie oznacza to zwycięstwa jego ofiar. Nie oznacza zwycięstwa dobra nad złem.
Można mieć oczywiście pretensje do autora, że niejako uczłowieczył zbrodniarza wkładając w jego usta rozważania nad życiem czy funkcjonowaniem totalitaryzmu. Autor podjął się dość ryzykownej formuły opisu zbrodni z perspektywy kata. Nie znaczy to oczywiście, że zdecydował się na skonstruowanie portretu człowieka żałującego popełnionych czynów, mającego wyrzuty sumienia. To raczej produkt ideologii, który z jednej strony do śmierci pozostał chłodnym i cynicznym, a z drugiej – naiwnym i dziecinnym.