Christopher Clark - „Lunatycy. Jak Europa poszła na wojnę w 1914” - recenzja i ocena
„The Sleepwalkers. How Europe Went to War in 1914”, czyli w polskim przekładzie „Lunatycy. Jak Europa poszła na wojnę w roku 1914” to dzieło Christophera Clarka, australijskiego historyka związanego z Wielką Brytanią, profesora historii nowożytnej Europy na St. Catherine's College w Cambridge. Książka ukazała się już w 2012 r., zapewne nie bez związku z przypadającym w 2014 stuleciem omawianych w niej zdarzeń. Na polskim rynku wydawniczym ukazuje się zatem z pięcioletnim opóźnieniem.
Nie za dobrze świadczy to o stanie zintegrowania polskiej humanistyki ze światowym obiegiem intelektualnym, jako że „Sleepwalkers” okazali się naprawdę głośni i o książce można było dowiedzieć się choćby czytając internetowe wydania anglojęzycznej prasy, gdzie tezy Clarka były szeroko komentowane. Tym bardziej zasługują zatem na wdzięczność Wydawnictwo Akademickie Dialog i Fundacja Centrum im. Profesora Bronisława Geremka, dzięki którym polski czytelnik może wreszcie zapoznać się z „Lunatykami” i przekonać się, czy otaczający tę pozycję rozgłos jest rzeczywiście uzasadniony.
Tematem książki jest kryzys dyplomatyczny będący następstwem zamordowania w Sarajewie arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, czego skutkiem okazał się z kolei wybuch wojny. Ramy czasowe książki są jednak szersze i omawiane są też wydarzenia wcześniejsze, sięgające do drugiej połowy XIX wieku.
Christopher Clark prezentuje sytuację wewnętrzną w państwach, które miały się stać głównymi uczestnikami sarajewskiego kryzysu – w Serbii i w Austro-Węgrzech. Australijski historyk nie ma wysokiego mniemania o ówczesnej państwowości serbskiej. W jego spojrzeniu był to wręcz „dziki kraj”, charakteryzujący się niebywałą brutalnością życia politycznego. Swoje apogeum osiągnęła ona w maju 1903, kiedy to w skutek zamachu stanu zamordowany został król Aleksander Obrenović wraz z małżonką. Ten krwawy spisek nie był przypadkiem, bowiem cała historia niepodległej Serbii naznaczona była walką dynastii Obrenoviciów i Karadziordzieviciów.
Autor zwraca uwagę na poważną rolę oficerów wojska w serbskim życiu publicznym, przedstawia też rolę szefa wywiadu Dragutina Dimitrijevicia, znanego jako Apis, który był nie tylko jednym z głównych uczestników majowego przewrotu, ale też jednym z architektów zamachu na Franciszka Ferdynanda. Jednocześnie obraz Serbii w państwach przyszłej Ententy był nad wyraz pozytywny, wręcz wyidealizowany. Państwo to budziło sympatię na zachodzie. Szczególnie Francuzi poczynili w bałkańskim królestwie liczne inwestycje – zwracał na to zresztą uwagę w swoim „Wieku Hitlera” Leon Degrelle, sugerując że był to główny powód dla którego Francja przystąpiła do wojny po stronie Serbów.
Z kolei kreśląc obraz monarchii naddunajskiej, Clark daleki jest od popularnej choćby w naszym kraju „C.K. nostalgii”. Trzeba też jednak przyznać, że jego obraz Austro-Węgier jawi się jako zdecydowanie bardziej pozytywny. Dualistyczne państwo ukazuje się naszym oczom przede wszystkim jako organizm stabilny. Właśnie za tą stabilnością znaczna część jego mieszkańców mogła po wojnie zatęsknić. Autor kreśli narastające animozje i sprzeczne interesy pomiędzy Austro-Węgrami i Serbią, szczególnie skupiając się na kryzysie bośniackim, przedstawia też współzawodnictwo dwóch linii – „jastrzębiej” i „gołębiej” w sztabie generalnym.
W orbicie zainteresowania autora znajdują się nie tylko animozje pomiędzy Austro-Węgrami a Serbią czy też generalnie polityka bałkańska, będąca też przedmiotem zainteresowania Rosji i słabnącej Turcji, ale generalnie stosunki pomiędzy wszystkimi mocarstwami europejskimi. Szczególna uwaga zwrócona jest na wzajemne relacje Francji, Niemiec i Rosji. Przystępnie, acz dość szczegółowo, omówiona została też polityka wewnętrzna w każdym z tych krajów. Sporo miejsca poświęcono brytyjskiej dyplomacji pod kierownictwem Edwarda Greya. Clark zwrócił też uwagę na niezaspokojone kolonialne ambicje Niemiec, które niejako z opóźnieniem weszły do rywalizacji o zamorskie wpływy. Podobne apetyty, również wyartykułowane późno z uwagi na datę zjednoczenia państwa miały też Włochy. Można więc powiedzieć, że w „Lunatykach” przeczytamy o prawie wszystkich europejskich uczestnikach przyszłej wojny i ich wzajemnych relacjach.
Trzecia część książki poświęcona jest już bezpośrednio samemu zamachowi na Franciszka Ferdynanda oraz kryzysowi dyplomatycznemu jaki on wywołał. Wydarzenia opisane są bardzo szczegółowo, ale jednocześnie w sposób wciągający. W zasadzie te partie książki czyta się jak dobry reportaż. Warstwa faktograficzna jest tożsama z tym, co już wiemy z dostępnych źródeł oraz innych opracowań, jednak jest również ujęta w sposób syntentyczny i osobiście chcąc zweryfikować jakiś detal, który umknął z mojej pamięci, sięgnąłbym właśnie do „Lunatyków”.
Christopher Clark obala tezę, że śmierć austriackiego arcyksięcia była wydarzeniem mało istotnym, którym nikt w Europie się nie przejął. Przeciwnie, z dostępnych świadectw wynika, że poruszyło ono cały kontynent i powszechnie o nim mówiono, a dominującym odczuciem było współczucie dla zamordowanej pary arcyksiążęcej. Historyk z Antypodów opisuje także austriackie ultimatum wobec Serbii (omówiwszy także dyskusje polityków i dyplomatów naddunajskiej monarchii związane z jego wystosowaniem) i choć stwierdza, że spełnienie niektórych żądań istotnie naruszyłoby serbską neutralność, to jednak sam dokument sformułowany był w miarę oględnie. Zdaniem Clarka był on znacznie mniej kategoryczny niż chociażby ultimatum przedstawione Serbom w 1999 r. w Rambouillet, które zdaniem Australijczyka stanowiło już tylko pretekst do rozpoczęcia działań zbrojnych.
Omawiając przywoływaną już pracę Leona Degrelle'a zwróciłem uwagę na swoje odczucie, że większość prac poświęconych pierwszej wojnie światowej pisana jest z pozycji sympatyzujących z państwami sprzymierzonymi. Książka belgijskiego nazisty wydała mi się w pewien sposób intrygująca właśnie z uwagi na odmienną perspektywę autora, trzymającego stronę Państw Centralnych – niezależnie zresztą od słuszności wysuwanych przez niego argumentów.
Trzeba przyznać, że Christopher Clark wzbił się na wyżyny obiektywizmu. Nie wskazuje on konkretnego winowajcy wybuchu wojny. Nie zgadza się z tzw. tezą Fischera, przypisującą wyłączną odpowiedzialność za rozwój konfliktu Niemcom i ich agresywnym dążeniom. Jednocześnie dekonstruuje narrację proniemiecką, widzącą głównego winowajcę w „perfidnym Albionie” i kładącą nacisk na fakt, że Brytyjczycy nie chcieli zgodzić się na ograniczenie zbrojeń morskich, co kilka lat przed wojną proponowali im Niemcy. Clark nie widzi przyczyn, dla których Anglicy mieliby na takie propozycję przystać, pozbawiona ona bowiem była jakiejkolwiek racjonalności politycznej – Niemcy nie miały bowiem żadnych kart przetargowych i w zamian za taki krok niczego nie mogły Wielkiej Brytanii zaoferować.
Przyczynę wybuchu Wielkiej Wojny widzi Christopher Clark w gąszczu sprzecznych interesów państw europejskich. Polityka międzynarodowa przypominała zabawę zapałkami na stacji benzynowej i wybuch wojny nie powinien nikogo dziwić. Jednocześnie nie jest Clark deterministą i nie uważa, że do konfliktu musiało dojść, skoro doszło. Jego zdaniem, dzięki odpowiednim działaniom politycznym można było tego uniknąć, ale się nie udało. Ówcześni mężowie stanu nie zawsze mogli przewidzieć konsekwencje swoich kroków – Australijczyk nie bawi się też w snucie wizji historii alternatywnej i nie rozważa, co konkretnie należało zrobić, aby zachować pokój.
„Lunatycy” to książka skoncentrowana na polityce i stosunkach międzynarodowych. W żadnej mierze nie jest to panorama świata przedwojennego w stylu chociażby „Wyniosłej wieży” Barbary Tuchman. Nie jest to w moim odczuciu wada, ponieważ praca poświęcona jest konkretnemu zagadnieniu. Niektórzy mogliby oczekiwać czegoś innego po dziele będącym jednym z głównych wydarzeń wydawniczych stulecia Wielkiej Wojny, ale przecież z tej okazji ukazało się tyle nowych publikacji, że bez problemu znajdą coś dla siebie.
Jeśli chodzi o polskie wydanie, to wydawnictwo Dialog zasługuje na najwyższe pochwały, publikacji nie sposób nic od strony edytorskiej zarzucić. Książka zaopatrzona jest w przypisy (to w nich trzeba sprawdzać, na jakie źródła czy opracowania powołuje się autor) i indeks nazwisk.
„Lunatycy” to z całą pewnością książka spełniająca wszelkie wymogi naukowości. Jednocześnie jest to praca którą doskonale się czyta. Z równie wielką przyjemnością powinien zapoznać się z nią profesjonalny historyk, jak i czytelnik hobbysta, niekoniecznie może specjalizujący się w I wojnie światowej. To zresztą bardzo lubiana przeze mnie cecha historiografii anglosaskiej. Poważne prace naukowe są jednocześnie książkami „do czytania”. Toteż „Lunatyków” z ręką na sercu polecić mogę wszystkim – zarówno pasjonatom I wojny światowej, jak i czytelnikom poszukującym po prostu ciekawej historycznej lektury.