Christian de Chergé – „Ludzie Boga” – recenzja i ocena
Christian de Chargé (1937-1996) należał do zakonu cystersów (trapistów), w roku 1971 trafił do klasztoru Tibhirine (w pobliżu Medei), którego przeorem został w 1984 r. Dzieje tej wspólnoty sięgają chwili opanowania Algierii przez Francuzów w pierwszej połowie XIX wieku. Pod rządami kolonizatorów klasztor kwitł i spełniał funkcje cywilizacyjne zbliżone do tych pełnionych w czasach średniowiecznych. Najnowsza jego historia zdeterminowana została przez proces dekolonizacji i niepokoje będące jego konsekwencjami. W latach siedemdziesiątych XX wieku liczba mnichów spadła do kilkunastu. Po latach funkcjonowania na marginesie i pełnienia cichej i cierpliwej posługi, pozostali zakonnicy stracili życie w trakcie wojny domowej, trwającej przez całe lata dziewięćdziesiąte.
Teksty objęte zbiorem pochodzą z lat 1974-1996. Nie one stanowią spójnego pamiętnika, czy zwartej historii, jak może sugerować wydawnictwo poprzez hasła na okładce. Moim zdaniem nie można w ogóle dobrze ocenić nachalnego i mylącego nawiązania okładki do plakatu filmu. Treść filmu i treść książki nie pokrywają się, toteż zabieg ten uznać należy za niefortunną konieczność marketingową. Pozycja „Ludzie Boga” – wydana przez Wydawnictwo PROMIC, zredagowana przez redaktora naczelnego francuskiego dziennika „La Croix”, Brunona Chenu – to wybór niejednolitej twórczości zakonnika podzielony na trzy części, zatytułowane odpowiednio: „Człowiek modlitwy”, „Człowiek dialogu” i „Człowiek życia złożonego w ofierze”.
Książka w takiej postaci okazuje ich autora, naświetlając trzy aspekty jego życia. Część pierwsza i trzecia zawierają osobiste zapiski ojca Christiana. Wśród nich znaleźć można zapisy dzienniczka duchowego, notatki duszpasterskie, a nawet dzieła liryczne. Z części pierwszej (lata siedemdziesiąte) wyłania się wyraźnie obraz osoby głęboko pobożnej, usiłującej kroczyć ku pełni swojego powołania, tęskniącej za świętością. W trzeciej części (lata dziewięćdziesiąte), która pisana jest przez człowieka starszego, już w trakcie wojny domowej, wyrażane są przeczucia nadchodzącej śmierci, miłość do Algierii, a także rozliczne przemyślenia nad paradoksem Bożego miłosierdzia przy jednoczesnym zjawiskowym zachodzeniu zła. Wszystkie te zapiski mają w sobie z jednej strony żarliwość typową dla francuskiej szkoły modlitwy, z drugiej prawdziwą intelektualną głębię – ale z uwagi na ich osobistych charakter, nie poddają się należycie ocenie kogoś z zewnątrz. Inaczej rzecz się ma z częścią drugą.
W drugiej części wyboru tekstów, być może merytorycznie najbardziej interesującej, znalazły się rozprawy poświęcone tematyce islamsko-chrześcijańskiej publikowane we francuskim periodyku katolickim „Lettré de l'Abbaye Saint-Martin de Liguge” w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Wieloletnie życie wśród muzułmanów dało asumpt do pogłębionej refleksji nad relacją, jaka zachodzi między obiektem wiary islamu a obiektem wiary chrześcijaństwa, między pobożnością i formami kultu muzułmańskimi a chrześcijańskimi. Realia codziennego życia grupki katolickich zakonników w osoczu odmiennej kultury i wiary zadziałały tu nadzwyczaj konstruktywnie. Artykuły ojca de Chergé to rezultat poszukiwań głębokich racji dla dialogu, porozumienia i konieczności zbliżenia dwóch najpotężniejszych religii monoteistycznych. Zawarte w nich przemyślenia cechuje duże doświadczenie, erudycja, a także wyraźna postawa afirmacyjna.
Jakie uzasadnienie autor znajduje dla dialogu między islamem a chrześcijaństwem (szczególnie katolicyzmem)? Argumentacja przedstawiana konsekwentnie jest rozbudowana. Po pierwsze, ogromne są zbieżności istniejące w teologii obu wyznań. „Słowo jednakowe”, takim określeniem zaczerpniętym z Koranu, posługuje się de Chergé. Tym bardziej te zbieżności stają się znaczące, im bardziej uzmysłowimy sobie, że ich pochodzenie nie jest przypadkowe, ale genetyczne – zachodzą tu istotne związki „krewniacze”. Głównym zagadnieniem jako przykład tej genetyki jest kategoria miłosierdzia wspólna tak judaizmowi i chrześcijaństwu, jak islamowi. Wspólność czy wręcz jedność tego pojęcia na niwie trzech religii wyraża się w warstwie leksykalnej (autor pogłębia analizę etymologiczną), ale nade wszystko w tożsamości treści tego pojęcia i jego hierarchicznego usytuowania w teologiach. Autor wykazuje to, odwołując się obficie do Pisma Świętego i Koranu. Oprócz tego zakonnik szczególne wsparcie odnajduje w Magisterium Kościoła.
Po drugie, analizowany jest problem zamierzonej różnorodności stworzenia Bożego. Aby bowiem coś było różne, musi być pod pewnymi względami tożsame. Różnice znajdujemy dopiero na tle podobieństwa rodzajowego. Dopiero w prawidłowym rozpoznaniu jedności, można dobrze uchwycić rozbieżności i tak pojęta różność została odniesiona do problemu odrębności religii monoteistycznych. Być może różnice między islamem a chrześcijaństwem należy traktować jako pewną ontologiczną konieczność. W objawieniu Absolutu (czy to chrześcijańskim, czy islamskim) wyrażana zostaje doskonałość, jedność i jedyność, określone też zostają jednakie cele ostateczne, ale za nimi jak cień ciągną się rozbieżności i różnice. Niemożliwość pogodzenia tej „inności” wydaje się być wielką tajemnicą bytu i człowieka. Niemniej jednak intuicja, że istnieje jeden niesprzeczny Bóg, jest tak silna, że, nie mogąc odnaleźć jedynej formuły dla wszystkich, musimy zdecydować się na pewne kroki po omacku ku komunii i wspólnej celebracji Jedynego: Jasno bowiem widać, że Bóg nie będzie pragnął znaleźć jednolitości wśród ludzi, której sam wśród nich nie wprowadził. Należy mieć jednak nadzieję na osiągnięcie komunii, bo jeśli różnice wynikają rzeczywiście z jedności, to logicznie rzecz biorąc powinny ponownie do niej zmierzać.
Po trzecie wreszcie kierunek pobożności w sercach pojedynczych ludzi obu religii jest ten sam. Pomimo licznych, różniących się oznak zewnętrznych płynących z równoległego rozwoju kultury, pod względem życia duchowego katolik z muzułmaninem mogą się doskonale porozumieć i zadziwiać się nawzajem w sferze wrażliwości religijnej. Nawet brak życia zakonnego w islamie – jak powiada de Chergé – stanowi różnicę jedynie pozorną: islam jako całość zasymilował i zadzierzgnął „więzi” z tradycją monastyczną (posłuszeństwo, modlitwa rytualna, lectio divina).
Ekumeniczne idee Christiana de Chergé (powyżej tylko naszkicowane) są wszechstronne i odważne, toteż warte są bliższego przestudiowania. Cel, który im przyświecał, a więc odnalezienie głębokiej jedności modlitwy katolika i muzułmanina i określenie jedyności Boga, do którego ich modlitwa jest skierowana – wydaje się niebotyczny. Na ile został osiągnięty? Nie chcę tu stawiać zbyt stanowczych ocen, ale sądzę, że namysł autora wyrażony w opublikowanych tekstach naświetlił niektóre aspekty tajemnicy relacji islam-chrześcijaństwo w sposób nowatorski, a bez wątpienia ogromnie interesujący. Nie da się przecenić waloru uczciwości i bezstronności, jakim odznacza się ten francuski przeor algierskiego klasztoru, zafascynowany zróżnicowaną jedynością obu wyznań. Można wręcz mówić o rozważaniach z wyższego półki – zupełnie ponad religiami. Linie argumentacyjne i rozumowania wspierają się w głównej mierze na przytoczeniach z tekstów kanonicznych. Niekiedy tylko można odczuć niepokój, czy autorski komentarz albo autorskie powiązanie niektórych fragmentów nie stanowi pewnego nadużycia. Nie wpływa to jednak na generalną wysoką ocenę namysłu autora.
Recenzowana książka znajdzie na pewno miejsce na niejednej półce. Chętnie sięgną po nią entuzjaści słynnego filmu o tym samym tytule, „Ludzie Boga”, poznają bowiem wewnętrzne motywy protagonisty filmu, który był postacią żywą, z krwi i kości, niezwykle zaangażowaną. Z drugiej strony wszyscy zainteresowani tematyką dialogu między wyznaniem Mahometa a wyznaniem Chrystusa mają okazję zapoznać się z przemyśleniami „praktyka” tego dialogu. Poza tym zachęcam do lektury wszystkich zainteresowanych przykładami pogłębionego życia duchowego. Moja generalna ocena tej pozycji to siedem, ale zaznaczam zarazem, że książka de Chergé to ten typ literatury, który z trudnością poddaje się merytorycznej ocenie.
Redakcja: Michał Przeperski