Chcemy odczarować historię! - rozmowa z twórcami Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii
Michał Przeperski: DUCH czyli Dziecięcy Uniwersytet Ciekawej Historii to w naszym kraju zupełnie nowa inicjatywa. Skąd wziął się ten pomysł?
Katarzyna Mickiewicz: Uniwersytety dziecięce nie są nowością, istnieją zarówno w Polsce jak i na świecie. Podoba nam się pomysł wprowadzania dzieci i młodzieży do dużych ośrodków naukowych, zapoznawania ich z atmosferą poważnej nauki. Taka formuła zajęć podkreśla ich edukacyjny charakter. Nie chcemy, żeby DUCH był jedynie miejscem, gdzie miło spędza się czas. Tutaj będzie przekazywana przede wszystkim rzetelna wiedza. W sposób przystępny, ciekawy, z zastosowaniem elementów podnoszących atrakcyjność spotkań takich jak prezentacje multimedialne, elementy inscenizacji, podkłady muzyczne, rekwizyty. Będziemy opowiadać o rzeczach ważnych, ciekawych, czasem mało znanych, a czasem wręcz przeciwnie – takich o których każdy słyszał, ale mało kto potrafi powiedzieć coś więcej poza podaniem daty. DUCH jest więc raczej nowoczesnym, zorganizowanym w nietypowy sposób i na dużą skalę kółkiem zainteresowań, a nie miejscem zabaw w historycznej scenerii.
Większość podobnych nam instytucji oferuje zajęcia z zakresu nauk ścisłych i przyrodniczych. My jesteśmy historykami, pasjonatami i tą naszą pasją chcemy się dzielić z młodymi ludźmi. Uważamy, że każdy nowoczesny, otwarty na świat młody człowiek powinien orientować się w historii Polski i świata, znać własne dziedzictwo kulturowe.
Jakie są najważniejsze długofalowe cele przyświecające Dziecięcemu Uniwersytetowi Ciekawej Historii?
KM: Chcemy odczarować historię. Kojarzy się ona powszechnie z nudnym, szkolnym przedmiotem, który sprowadza się głównie do pamięciowej nauki dat, faktów, nazwisk. Zapewne ma to związek z niewielka ilością godzin lekcyjnych, którymi dysponują historycy w szkole. U nas historia będzie ciekawa i porywająca. Będziemy starać się zaszczepić w młodych ludziach pasję odkrywania przeszłości. Oczywiście, podczas dwudziestu spotkań w roku nie przekażemy słuchaczom całej historii, pokażemy natomiast, że jest ona fajna, że fajnie ją znać. To nasz główny cel.
Będzie wspaniale, jeśli udam nam się wdrożyć słuchaczy w proces samokształcenia, zachęcić do własnych historycznych poszukiwań i do dbałości o rozwój osobisty.
Rynek usług edukacyjnych w stolicy i jej okolicach dynamicznie się rozwija. Czym wyróżnia się Wasza inicjatywa? Jak chcecie przekonać rodziców i młodzież, że to akurat o historii warto jest uczyć ciekawie?
KM: Rzeczywiście w Warszawie oferta zajęć dodatkowych dla dzieci i młodzieży jest ogromna. Nasz projekt jednak zdecydowanie się wyróżnia, przede wszystkim tematyką, którą chcemy się zająć. Zajęcia z zakresu nauk humanistycznych są rzadkością, widzimy tutaj wyraźną lukę na rynku. Lukę, w którą idealnie wpasowuje się "Dziecięcy Uniwersytet Ciekawej Historii :. Poza tym wyróżniamy się jakością. Do tej kwestii podchodzimy bardzo poważnie, od samego początku zależało nam na osiągnięciu wysokiego poziomu: tak merytorycznego, jak i organizacyjnego. Dlatego zwróciliśmy się do warszawskich uczelni z prośbą o patronowanie inicjatywie. Przyjęto nas z dużym entuzjazmem, nawiązaliśmy z nimi współpracę, dzięki czemu wielu z naszych wykładowców jest pracownikami naukowymi wspomnianych. instytucji, jednocześnie są to ludzi młodzi, bezpośredni, otwarci, tacy, których słucha się z przyjemnością. Zgłosiło się do nas także wielu specjalistów i pasjonatów praktycznie z całej Polski. Współpracujemy z antropologami, historykami sztuki, kulturoznawcami, prawnikami. Zapraszamy do nas ciekawych ludzi, którzy mają wiele do przekazania.
Piszecie Państwo o sobie: „pokazujemy historię ludzi, a nie historię wojen”, trudno jednak uciec od bolesnych momentów w historii, nie tylko zresztą w historii Polski. Czy da się uczyć historii w lekkiej atmosferze, a jednocześnie uniknąć jej strywializowania, spłaszczenia?
KM: To nie jest tak, że wycinamy z historii wszystkie nieprzyjemne wydarzenia i kreślimy ją jako jedną wielką sielankę. Musimy jednak mieć na względzie przede wszystkim wiek słuchaczy, nie zapominajmy, że w naszej najmłodszej grupie znajdują się dzieci nawet sześcioletnie. Nie jest to odbiorca, który może się zmierzyć z naprawdę poważnymi i bolesnymi tematami. Nie unikniemy spłaszczenia, to pewne, ale taka jest specyfika pracy z najmłodszym odbiorcą. Nie możemy mu przekazywać więcej niż jest on w stanie przyjąć. Dlatego w ramach dwudziestu godzin kursu wybieramy tematy, które też na pewno warto znać, a które nie niosą ze sobą zbyt ciężkiego ładunku.
Jeżeli chodzi o starsze dzieci i młodzież, wiem z własnego doświadczenia z pracy w szkole, że większość osób deklarujących zainteresowanie historią jako najciekawszy temat wskazuje II wojnę światową, szczególnie zaś to, co wiąże się z uzbrojeniem poszczególnych armii. I tu właśnie dochodzi do trywializacji, bo młodzi ludzie zafascynowani coraz nowocześniejszymi sprzętami wojskowymi zupełnie tracą z oczu ból, cierpienie i cały etyczny ciężar, który niesie ze sobą wojna. My, mówiąc o tych wydarzeniach, pokazujemy w nich człowieka, uświadamiamy jak ciężkim doświadczeniem jest wojna. Chcemy także pokazać, że jest całe mnóstwo osób, które zmieniły świat, mimo że nie trzymały broni w ręku oraz że jest całe mnóstwo wydarzeń, dzięki którym żyje nam się lepiej, mimo, że nie wiązały się z rozlewem krwi.
Państwa program zakłada współpracę pedagogów ze szkół podstawowych i gimnazjów. Nie sposób jednak nie zadać pytania: czy w naszym kraju brakuje miejsc, gdzie ciekawie uczy się o historii?
Agnieszka Kaczmarczyk: Współpracujemy ze szkołami, kierujemy do nich nasz projekt „Wywołaj DUCHa!”. Przyjeżdżamy do wszystkich zainteresowanych placówek. Zajęcia w szkołach odbywają się w cyklach składających się z pięciu spotkań. Rzeczywiście liczymy na współpracę nauczycieli, zależy nam na udostępnieniu odpowiednich sal, na pomocy w technicznym przygotowaniu spotkania. W tym zakresie z każdą szkołą umawiamy się indywidualnie. Program ten jednak skierowany jest, przynajmniej na razie, jedynie szkół podstawowych, od 1 do 6 klasy.
Przechodząc do odpowiedzi na Pana pytanie – oczywiście są miejsca, których oferta jest bardzo ciekawa i które warto odwiedzić. Różnią się one nieco od naszego projektu. My oferujemy zajęcia nie jednorazowe, a kompletny, rozciągnięty w czasie kurs. Nie można powiedzieć, czy jest to gorsza, czy lepsza formuła od np. lekcji muzealnych. Jest po prostu inna, każdy może wybrać, to co mu bardziej odpowiada. Z całą jednak pewnością nie powielamy istniejących zajęć.
Jak to zwykle bywa, na Pana pytanie najlepiej i najpełniej odpowie rynek. Jeżeli zainteresowanie zajęciami Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii będzie duże będziemy mogli śmiało powiedzieć, że brakowało takiego miejsca, jak DUCH.
Póki co DUCH to inicjatywa stołeczna. Czy planujecie Państwo rozszerzyć ją też na inne miasta?
AK: Oczywiście, to nasza ambicja i marzenie. Chcemy, aby DUCH funkcjonował w każdym mieście. Mamy konkretne plany otwierania filii uczelni na początku każdego roku szkolnego w kolejnych polskich miastach.
Program dopiero startuje, ale bez wątpienia macie też Państwo pewne oczekiwania. Proszę powiedzieć na koniec: co byłoby dla Was najlepszą nagrodą za pracę włożoną w pierwszy rok działania DUCHa?
AK: Aby zajęcia mogły rozpocząć się we wrześniu 2013 roku w Warszawie faktycznie pracowaliśmy nad tym równo rok. Dodam, że była to praca nie tylko bardzo odpowiedzialna i trudna, ale i całkowicie społeczna. Nagrodą za nią będzie na pewno komplet dzieci na listach zapisanych na zajęcia, a więc inauguracja roku akademickiego we wszystkich pięciu grupach wiekowych: Obserwatorów, Poszukiwaczy, Badaczy, Podróżników i Twórców. Sukces naszego przedsięwzięcia będzie też wprost proporcjonalny do zadowolenia słuchaczy wychodzących z wykładów. Jeśli będą oni opowiadać o tym, czego wysłuchali, dzielić się tym z najbliższymi, chcieć o tym dyskutować, zgłębiać dane zagadnienie, wyrabiać sobie własny na nie pogląd, poczujemy dogłębnie, że wszystkie nasze wysiłki się opłaciły.