Cezary Łazarewicz: „Sprawa Gorgonowej to była opera mydlana rozgrywająca się na oczach przedwojennej Polski”
Maciej Zaremba: „Koronkowa robota” to Pana kolejny reportaż historyczny o zbrodni sprzed lat. Za książkę „Żeby nie było śladów. Sprawa Grzegorza Przemyka” został Pan nagrodzony Nagrodą Literacką „Nike” 2017. Po pierwsze gratuluję. Ale proszę powiedzieć czytającym nas miłośnikom historii jak doszło do tego, że najważniejszą literacką nagrodę w Polsce dostaje książka o tematyce historycznej?
Cezary Łazarewicz: Trochę wbrew swojej woli stałem się autorem reporterskich książek historycznych. Bo nigdy tak o sobie nie myślałem. Sprawa Przemyka była dla mnie załatwieniem porachunków z młodości. Chciałem się dowiedzieć, jak to naprawdę wtedy było. Dowiedziałem się, napisałem, a nagroda Nike to było wielkie zaskoczenie, bo prawie nikt nie dawał mi szans na to, że książka z lat 80. kogokolwiek zainteresuje.
Właśnie, od spraw którymi się Pan zajmuje w swoich książkach minęło wiele dziesiątek lat. W jaki sposób Pan je bada? Z jakich źródeł Pan korzysta?
Potrzeba jest trochę szczęścia. Same akta sprawy i wycinki prasowe nie wystarczają. Szukam w archiwach, wspomnieniach, pamiętnikach. Przy opisywaniu historii domu towarowego braci Jabłkowskich miałem do dyspozycji archiwum rodzinne i opracowanie, które w latach 40. przygotował wynajęty przez rodzinę warszawski historyk. Gdy opisywałem sprawę Mazurkiewicza trafiłem w archiwum na zapiski jego obrońcy Hofmokla Ostrowskiego, a przy sprawie Przemyka - korzystałem z archiwum IPN i dziennika Woroszylskiego, który bardzo szczegółowo opisywał każdy dzień. No i zawsze staram się dotrzeć do świadków wydarzeń, ich rodzin, bliskich - zwykle mają jakieś wspomnienia, zdjęcia, dokumenty… To bardzo ważne, gdy piszę o sprawach i ludziach, których już nie ma.
Czy współczesne relacje żyjących jeszcze świadków są wiarygodnym źródłem informacji? Czy jeśli ma Pan zapiski tej samej osoby sprzed lat ale także możliwość osobistej rozmowy z nią, to które źródło informacji jest dla Pana cenniejsze?
Oba źródła się uzupełniają. Najlepiej jeśli ma się zapisane przed laty wspomnienie, relację, zeznanie i można ją zweryfikować z bohaterem. Pewnie, że po 50 latach nie będzie on pamiętał na jaki kolor były pomalowane w jego domu ściany, ale tylko on może odtworzyć atmosferę tego domu. Do książki o sprawie Gorgonowej rozmawiałem z jej córką - Romaną, która zapamiętała tę tragiczną noc w domu w Brzuchowicach, choć była wówczas czteroletnim dzieckiem. Odtworzyła z pamięć to co myślała wtedy czteroletnia dziewczynka. Porównałem to z tym, co mówili świadkowie w tej sprawie i to było zbieżne. Dla mnie to bardzo cenna relacja, bo pokazuje emocje, ale w sferze faktów niewiele wnosi.
A dlaczego w ogóle w książce Koronkowa robota postanowił Pan zając się akurat sprawą Gorgonowej? Co w niej jest takiego szczególnego? Czy warto do tej sprawy wracać po tylu latach?
To jest opowieść o Polsce przedwojennej, plotce, instynktach stadnych i o dziedziczeniu zbrodni. Kiedy kilka lat temu córka Rity - Ewa Ilić ogłosiła, że będzie domagać się rehabilitacji napisały o tym wszystkie gazety i portale internetowe. Czułem, że to ludzi wciąż interesuje. A gdy sam pojechałem do Ewy Ilić to nie mogłem o tej sprawie przestać myśleć. Napisałem książkę, którą chciałbym sam przeczytać. A że temat jest wciąż gorący - widzę na swoich spotkaniach, gdzie czytelnicy spierają się o każdy szczegół, dowód, wiarygodność ekspertów. Sam nie przypuszczałem, że aż tak wielu ludzie będzie zainteresowanych tym tematem.
Ludzie są tym tematem zainteresowani teraz, ale ciężko przyrównać to zainteresowanie do tego co działo się przed wojną, a i później w PRL. Zbrodnia popełniona na Lusi Zarembiance nieprzypadkowo jest nazywana jedną z najgłośniejszych zbrodni II Rzeczpospolitej. Skąd tak wzburzone reakcje społeczne? Dlaczego proces stał się tak głośną medialnie sprawą? Przecież sama zbrodnia nie była czymś tak wyjątkowym, a i obrona powoływała się na inne zbrodnie popełniane w najbliższej okolicy.
Aura tajemniczości i kobieta, która za tym wszystkim stoi. To był magnes, który przyciągał ciekawskich. A później już sama legenda, która z roku na rok stawała się większa. Gdy Edmund Żurek w 1973 roku zaczął na podstawie akt sprawy publikować w Prawie i Życiu cykl artykułów o procesie sprzedaż tygodnika wzrosła pięciokrotnie.
Polecamy książkę Cezarego Łazarewicza „Koronkowa robota. Sprawa Gorgonowej”:
A czy sprawa Gorgonowej stała się w ówczesnej Polsce pewnego rodzaju symbolem, który chciały na swoją stronę rozegrać różne społeczne i polityczne środowiska? Czy i sama nagonka na Gorgonową, ale również i proces w jej obronie nie były pewnego rodzaju walka społeczno-polityczną, która w pewnej mierze wykraczała dalej niż zbrodnia sama w sobie?
Mnie się wydaje, że przede wszystkim była to opera mydlana rozgrywająca się przez dwa lata na oczach przedwojennej Polski. To było najważniejsze. A symbolem i walką o sprawy społeczno-polityczne stała się chyba tylko dla Wiadomości Literackich, pisma liberalnego, które chciało zmienić świat. Dla Boya, Słonimskiego, Krzywickiej sprawa Gorgonowej była tylko pretekstem do opisania niesprawiedliwości i kołtuństwa. Ale ton debacie nadawały brukowce, nazywane wtedy prasą rewolwerowa, które interesowała tylko sama zbrodnia i moralny upadek domu Zaremby.
W trakcie procesu Gorgonowej zostały zastosowane nowatorskie metody kryminalistyczne, którymi posługiwał się biegły sądowy Jan Olbrycht. Jak ważne były dla samej sprawy? I czy w druga stronę proces, ze względu na jego rozgłos był ważny dla rozwoju polskiej kryminalistyki?
Sprawa Gorgonowej nie była przełomem dla kryminalistyki, bo badania grupowe krwi wykorzystywano już wcześniej. Tak jak badania innych śladów biologicznych znalezionych na miejscu i narzędzi zbrodni. Olbrycht swoje eksperymenty prowadził na nieboszczykach i stąd był w stanie ustalić z dużym prawdopodobieństwem, że to właśnie kilof znaleziony w basenie był narzędziem zbrodni. Gdy dziś czyta się opis tych eksperymentów budzi to duży szacunek z jaką starannością i skrupulatnością były one przeprowadzane.
Drugą częścią Pana książki jest Pana współczesne śledztwo w sprawie Gorgonowej. Nie będę Pana pytał o jego wyniki, żeby czytelnicy sami mieli okazję dowiedzieć się tego z Pana książki. Proszę jednak opowiedzieć jak trudno jest wracać do takiej sprawy po tylu latach?
To przypomina poszukiwanie złota. Można czasem przerzucić góry kamieni i nie znaleźć ani pyłku, a można czasem trafić na samorodek leżący na drodze. Ja sprawdzałem każdy trop. Pojechałem do Lwowa i Brzuchowic, choć przypuszczałem, że ten wyjazd z powodów dokumentacyjnych większego sensu nie ma.
Czy pozostała przy życiu rodzina Gorgonowej wraca do tej sprawy, czy robi to niechętnie? Jak ciężko było dotrzeć do dokumentów i akt samej sprawy? I na ile pamięć o sprawie jest tak uformowana przez liczne relacje prasowe, czy sławny film, że trudno dotrzeć do tego co naprawdę się stało?
Trzeba najpierw przebić się przez mit. A gdy to się uda - jest już prościej. Rodzina Rity żyje tym do dziś. Roma - mniej, Ewa - bardziej. Największym marzeniem Ewy, która ma dziś 86 lat jest odnalezienie grobu matki. Gdy o tym usłyszałem - pomyślałem, że zrobiłbym dobry uczynek, gdybym jej w tym pomógł, a przy okazji zaspokoję własną ciekawość.
Proszę na koniec powiedzieć jakie są Pana dalsze plany autorskie?
To będzie historyczny reportaż drogi. Nic więcej nie powiem.