Cartaventura Lhasa: recenzja i ocena
Cartaventura Lhasa to druga z serii nagradzanych we Francji gier karcianych, wydanych w Polsce staraniem wydawnictwa Muduko. Pierwszą jest Cartaventura Winlandia, której recenzję można przeczytać TUTAJ, a w przygotowaniu są również kolejne.
Cartaventura Lhasa: zawartość pudełka
Podobnie jak w przypadku Winlandii, za rozsądną moim zdaniem cenę 44,90 zł dostajemy kompaktowe, poręczne pudełko, kryjące w sobie broszurę ze wstępem historycznym do przygody oraz siedemdziesiąt dwustronnie drukowanych kart, za pomocą których prowadzić będziemy rozgrywkę. Tak opakowanie, jak i same karty ilustrowane są przyjemnymi dla oka akwarelami, a przy tym pozostają całkowicie czytelne. Dla mnie jednak najciekawszą kwestią w przypadku Cartaventura Lhasa jest kryjąca się na kartach fabuła gry.
Cartaventura Lhasa: fabuła
O ile opowieść z Winlandii rozgrywała się na kanwie dość popularnego życiorysu Leifa Erikssona, o tyle fabuła Cartaventura Lhasa osnuta jest wokół mniej znanej w Polsce, a arcyciekawej postaci Alexandry David-Neel. Ta kobieta o niespokojnym duchu i wielu talentach była urodzoną podróżniczką. Między innymi jako pierwsza Europejka po długiej i niebezpiecznej wyprawie dotarła do zakazanego dla obcokrajowców miasta Lhasa w Tybecie, po drodze poznając 13. Dalajlamę, ucząc się od mnichów techniki tummo, pozwalającej ogrzać ciało siłą woli nawet w przy ujemnych temperaturach, a nawet uzyskując godność lamy. Swoje przygody opisała w bestsellerowej książce Podróż do Lhasy.
W grze wcielamy się we francuskiego korespondenta wojennego, który po powrocie z frontu I wojny światowej, ścigany przez koszmar własnych przeżyć, postanawia podążyć tropem Alexandry David-Neel, której książkę poznał podczas najczarniejszych chwil w okopach. Udało nam się namówić naszego wydawcę, aby ten sfinansował naszą wyprawę na drugi koniec świata. Jest jednak warunek — mamy regularnie dostarczać teksty na temat naszych egzotycznych przygód, które mają być warte ceny tej podróży. Inaczej ta zakończy się bardzo szybko. W dodatku okolice, do których się udajemy, nie należą do bezpiecznych. Czy uda nam się odnaleźć i spotkać niezwykłą kobietę, która stała się naszą inspiracją? A może nasza przygoda zakończy się w zupełnie inny, być może tragiczny sposób?
Cartaventura Lhasa: rozgrywka
Trzon rozgrywki w Cartaventura Lhasa przypomina to, co miałem okazję zobaczyć niedawno w Winlandii. Zgodnie z obietnicą wydawcy nie trzeba się tu uczyć zasad. Wystarczy podnieść pierwszą kartę, przeczytać ją i zastosować się do zawartych na niej poleceń, zwykle dokonując jakiegoś wyboru. Wybory prowadzą nas na inne karty lub na rewers tej trzymanej przez nas w ręku. Czasem odkryjemy kartę mapy, wokół której układamy inne karty zgodnie z zawartą na niej instrukcją. Wtedy możemy wybrać, które działanie rozpatrzymy w następnej kolejności. Pojawiają się również karty przedmiotów, które mają rozmaite zastosowania w trakcie przygody.
W Lhasie mechanikę łaski trzech bogów znaną z Winlandii zastępuje rzecz o wiele bardziej przyziemna — pieniądz. Niektóre nasze działania będą kosztować nas monety, a te zdobywamy przy różnych okazjach, zwłaszcza pisząc artykuły. Jeśli zabraknie nam funduszy — przygoda się zakończy. W pewnym momencie zabawy będziemy mogli nawet wyzbyć się przywiązania do mamony, kierując naszą uwagę w stronę pokładów siły duchowej. Zakończeń do odblokowania jest pięć, jednak nie znaczy to, że tylko tyle razy warto po Lhasę sięgnąć. Po pierwsze nie tak łatwo wszystkie odnaleźć, po drugie — możemy odblokowywać pewne elementy, które wpłyną na zabawę podczas następnych podejść.
Cartaventura Lhasa: dla kogo?
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt gry: Z pozoru może wydawać się, że po skończonej rozgrywce ułożenie na powrót siedemdziesięciu unikalnych, dwustronnych kart będzie dość żmudne. Nic z tych rzeczy! Wszystkie karty są numerowane, awers i rewers są czytelnie rozróżnione, a dodatkowo kolorami rozróżniono poszczególne dziesiątki. Talię można więc doprowadzić do porządku bardzo szybko.
Cartaventura Lhasa spodoba się każdemu, komu bliskie są klimaty wielkich przygód w orientalnych krainach. Również Winlandia jest warta uwagi, jednak to właśnie Lhasa kupiła mnie swoją fabułą, którą uważam po prostu za ciekawszą. Grę z łatwością zabierzemy w podróż, szybko się jej nauczymy i z pewnością spędzimy z nią miłe chwile tak w pojedynkę, jak i w gronie znajomych.