C.J. Sansom - „Lamentacje” - recenzja i ocena
C.J. Sansom wpadł na dość oryginalny sposób przedstawienia Anglii Tudorów. Stworzył bowiem fikcyjną postać Mathew Shaldrake’a – prawnika korporacji Lincoln’s Inn. Jest to postać nietuzinkowa: garbaty jurysta o społecznej wrażliwości, starający się ulżyć – na ile to możliwe – doli zwykłego Anglika. Zwykłego, czyli takiego za którym nie stoi cały aparat wpływów, pieniędzy, majątków i królewskich łask.
Przy czym wspomniany adwokat wcale nie żyje na uboczu wielkiej społecznej rewolucji angielskiej, spowodowanej równie wielką rewolucją religijną. Shaldrake od początku swoich przygód jest wciągnięty w wir zmian – początkowo jako entuzjasta reform, a później jako miłośnik świętego spokoju. Wszystko to stanowi mniej lub bardziej przewidziany efekt manewrów małżeńskich Henryka VIII.
Lamentacje są już szóstym tomem przygód Quasimoda w prawniczej todze. Ale nie oznacza to że nie można zacząć od recenzowanego tomu. Autor słusznie chyba założył, że jego dzieła mogą dostawać się w ręce czytelników w różnej kolejności. Każda przygoda jest opowieścią zamkniętą od początku do końca, przy czym w kolejnych częściach pojawiają się – zrozumiale przedstawione – odniesienia to poprzednich tomów. W niczym nie zmienia to faktu, że opłaca się zajrzeć do poprzednich części.
Akcja Lamentacji umiejscowiona jest w tudorowskiej Anglii czasów ostatnich miesięcy panowania Henryka VIII. W Anglii, wyczerpanej pomysłami ostatnich 20 lat szalonego monarchy. W Anglii, gdzie nikt już tak naprawdę nie wie, w jaki sposób należy wyznawać wiarę, aby nie skończyć na stosie czy też jako lokator Tower. To kraj, w którym bogaci stali się jeszcze bogatsi, a biedni jeszcze biedniejsi. Wielcy w najlepsze rywalizują ze sobą ze strachu przed królem. I chociaż przewidują jego śmierć, to rozmawiają o niej co najwyżej półgębkiem niesie to bowiem ze sobą ryzyko oskarżenia o zdradę stanu. Jak by na to nie spojrzeć, jest to królestwo w którym wielcy nie wiedzą już po czyjej stronie się opowiedzieć, bo nikt nie wie dokąd wszystko zmierza. A król nie jest przecież wieczny.
Obserwujemy losy kraju, w którym bycie żoną monarchy jest zawodem obarczonym ogromnym ryzykiem dla zdrowia i życia. Aktualnie w Whitehall urzęduje szósta małżonka Henryka – Katarzyna Parr. Kobieta o której prawdziwe naturze ciężko powiedzieć coś konkretnego. Czy była cichą posłuszną kurą domową czy sprytną reformatorką ukrywającą swoje prawdziwe przekonania? Starała się głosić coś, co się nazwała „prawdziwą wiarą”. Jej zasady spisała jako wyznanie swoich grzechów w traktaciku pt. „Lamentacje”. Jego zaginięcie i gorączkowe poszukiwania prowadzone przez Shaldrake’a stanowią główną intrygę książki. Szukając zbioru myśli porwanego przez radykałów, adwokat musi jednocześnie prowadzić inną dość trudną sprawę. W trym drugim przypadku przeciwko sobie stanęło rodzeństwo podzielone podejściem do wiary (jakże symbolicznie przedstawiono tym sytuację religijną Anglii). Jakby tego było mało, Shaldrake musi jeszcze pilnować, żeby samemu nie wpaść w orbitę zainteresowań poszukiwaczy heretyków.
W trakcie tych poszukiwań oczyma głównego bohatera poznajemy symbolizowaną przez Londyn społeczną strukturę państwa Henryka VIII – od największego bogacza po zwykłego wyrobnika. Można to uznać za ciekawy bonus antropologiczno-społeczny do znakomitej intrygi, trafnie oddającej koszmar ostatnich miesięcy rządów najsłynniejszego męskiego Tudora. I choćby dlatego warto zainteresować się tą powieścią.