„Brud i człowiek”, czyli od historii prostytucji po czyszczenie latryn – relacja Histmaga
Podobno pomysł powstał na „bardzo nieformalnym spotkaniu” kilku studentów Instytutu Archeologii UJ.
– Żartowaliśmy z fekalnego tematu pracy magisterskiej jednego z kolegów, który pisze o zaopatrywaniu w wodę i oczyszczaniu miast średniowiecznych – opowiada Anna Maria Kotarba, studentka V roku archeologii i organizatorka konferencji. – Wtedy przyszło nam do głowy, że jeśli zaczniemy mówić o brudzie i o kupie, to na taką konferencję przyjdą tłumy i na dodatek będą się świetnie bawić.
W ten sposób powstała idea pierwszego od wielu lat zjazdu, organizowanego przez krakowskich studentów archeologii. Zarazem była to pierwsza w Polsce tak duża studencka konferencja interdyscyplinarna. Głównymi organizatorami byli Anna Maria Kotarba, Paweł Cembrzyński i przewodnicząca Koła Naukowego Studentów Archeologii UJ, Kamila Nocoń. Nadali oni imprezie tytuł „Brud i człowiek – dzieje niechcianej przyjaźni”. Liczyli, że przyciągnie on nie tylko archeologów, ale także adeptów innych nauk humanistycznych.
Za pięć dwunasta w gotyckiej piwnicy
Zaczęło się skromnie. Na pół godziny przed planowaną inauguracją konferencji, w holu instytutu przy Gołębiej 11 „tłoczyło się” zaledwie kilkanaście osób. Obrady umiejscowiono w jednej z najciekawszych sal wykładowych w Krakowie, czyli w tzw. sali gotyckiej Collegium Minus, która jest obecnie najstarszym pomieszczeniem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest to wyremontowana w ostatnich latach zabytkowa piwnica tego gmachu, która w średniowieczu znajdowała się na parterze.
Jak niemal każda konferencja również i ta rozpoczęła się z niewielkim opóźnieniem. Kilka minut po 12 dyrektor instytutu, prof. dr hab. Jan Chochorowski zażartował, zwracając się do cytowanej wcześniej Ani Kotarby: – Miało przecież być 100 osób! – Przyjdą jeszcze, przyjdą – odparła lekko speszona organizatorka. I rzeczywiście z każdą chwilą gości przybywało, aż w końcu zabrakło miejsc, a wchodzący zajęli posadzkę i schody.
Konferencję rozpoczął wykład prof. Chochorowskiego. Zwrócił on uwagę na obecność przedstawicieli niemal wszystkich nauk humanistycznych: historyków, filologów, socjologów, politologów, literaturoznawców, religioznawców i historyków sztuki. Po nim przemówił znany archeolog średniowiecza, prof. Jerzy Piekalski. Podkreślił nie tylko nowatorstwo tematyki konferencji, ale także wagę omawianego problemu, który w rzeczywistości ilustruje odwieczny konflikt człowieka i natury.
Sracz czynić i kronika nocnika
Obrady rozpoczęły się zaraz po inauguracji. Odbywały się w dwóch sesjach, średniowiecznej i etnologicznej, trwając aż do wieczora. Sesja średniowieczna zebrała niespotykaną na innych konferencjach liczbę słuchaczy. Sala gotycka przez cały dzień pękała w szwach. Podobnie było kolejnego dnia, gdy obradowały sesje archeologiczna i humanistyczna.
Najpierw swoje referaty przedstawili krakowscy studenci, a zarazem pomysłodawcy zjazdu. „Przyrządy higieniczne we wczesnym średniowieczu”, „Sracz czynić, czyli o gospodarce odpadami w mieście średniowiecznym”, „Miłość za pieniądze, obraz prostytucji w średniowiecznym mieście”. Nic dziwnego, że tematy referatów przyciągnęły dziesiątki słuchaczy. – Były przede wszystkim pomysłowe. Można było posłuchać, pośmiać się. Nie były to jakieś nudne wyliczanki – stwierdził mgr Paweł Korzeniowski z Rzeszowa.
Większość gości chwaliła sobie poziom merytoryczny. – Prelegenci rzeczywiście byli przygotowani – mówił Alan Jaskot z Krakowa. Duża była w tym niewątpliwie zasługa organizatorów, którzy spośród 70 nadesłanych referatów wybrali zaledwie blisko połowę. Ta weryfikacja pozwoliła uniknąć problemu występującego na wielu konferencjach, czyli słabych, nudnych i wtórnych prelekcji. Organizatorzy zadbali też, by sporą część referatów wygłaszały osoby z wyższym wykształceniem – doktoranci, a nawet doktorzy.
Oczywiście obok referatów przygotowanych świetnie, były też nieco słabsze. – Jedne były gorsze, inne lepsze. Ale ogółem na poziomie dobrym – podsumował Gniewosz Wnukowski.
Wszystkie prace mają zostać opublikowane w tomie pokonferencyjnym. Organizatorzy planują go wydać w przyszłym roku akademickim, na 80-lecie istnienia swojego koła naukowego.
Dyskusję czas zacząć
Na krakowskiej konferencji o brudzie po raz pierwszy spotkali się studenci z tak różnych kierunków. Oczywiście oprócz efektów pozytywnych zrodziło to też pewne komplikacje. – Problem wynikał przede wszystkim z bardzo szerokiej przestrzeni tematycznej. W efekcie nie było zbyt szczegółowych dyskusji, ale za to dużo ciekawostek i spojrzeń z różnych perspektyw – mówił Paweł Korzeniowski.
W praktyce dyskusje wypadały przeróżnie. Zdarzały się referaty, po których padał jeden, góra dwa komentarze. Alan Jaskot mówił na temat sesji etnograficznej: – Dyskusje były nieco za krótkie. Wynikało to raczej z winy prelegentów, choć organizatorzy mogli spróbować ożywić wymianę zdań.
Z kolei na przykład po referacie Pawła Cembrzyńskiego na sesji średniowiecznej posypała się prawdziwa lawina przeróżnych pytań i komentarzy. Doszło do tego, że dyrektor instytutu zaczął opowiadać, jak to swego czasu jeden ze studentów próbował uzyskać od niego zaliczenie w toalecie... Wszystko rzecz jasna w kontekście zwyczajów intymnych średniowiecznych władców.
Interdyscyplinarnie, ale nie do końca
Ostatecznie konferencja nie okazała się imprezą w pełni interdyscyplinarną, co można postrzegać zarówno jako zaletę, jak i wadę. Wprawdzie przybyli na nią przedstawiciele przeróżnych profesji, ale wśród nich zdecydowanie dominowali archeolodzy. Przygotowali oni ponad 1/3 prelekcji, przez co wiedli prym nie tylko podczas sesji archeologicznej, ale także średniowiecznej. Zabrakło zwłaszcza historyków. Honor „nauczycielki życia” ratowała jedynie bardzo mocna grupa z Rzeszowa. To właśnie z tego miasta przyjechało 4 z 5 adeptów historii, którzy przedstawili swoje referaty na konferencji.
Także ogólnopolski charakter konferencji pozostawiał nieco do życzenia. Ponad 1/3 prelegentów stanowili Krakusi. Niemniej jednak organizatorom należy się wielki plus za zaproszenie reprezentantów mniejszych ośrodków, którzy udowodnili, że również tam można z powodzeniem uprawiać nauki humanistyczne.
Pewne dysproporcje ilościowe można wytłumaczyć przede wszystkim miejscem obrad. Archeolodzy jako gospodarze siłą rzeczy zdominowali tematykę prelekcji i tok dyskusji. Poza tym krakowscy studenci dopiero przecierają szlaki. Być może w ich ślady pójdą inne ośrodki, np. historyczne lub etnologiczne, organizując podobne konferencje tematyczne u siebie. Wtedy nacisk siłą rzeczy zostanie położony na inną perspektywę badawczą.
Wielki plus za organizację
Pytani przeze mnie goście w samych superlatywach opisywali stronę organizacyjną zjazdu. – Konferencja została bardzo profesjonalnie zorganizowana. Wszystko zostało podopinane. Noclegi były w dobrym miejscu, zakwaterowanie na poziomie, wszędzie bliziutko – mówił Gniewosz Wnukowski. – Organizacja na pięć – podsumowała Tina Wnukowska.
Organizatorom nie przeszkodziło nawet juwenaliowe szaleństwo. Pomimo koncertów i imprez, którymi żyło w ostatnich dniach miasto, zdołano przyciągnąć i zatrzymać przynajmniej setkę słuchaczy. Ponad 30 osób zostało do samego końca, czyli do piątku około godz. 17. I chyba nikt nie żałował. – Ciekawi ludzie, miłe zaskoczenie. Wieczorek zapoznawczy pierwsza klasa – mówił Paweł Korzeniowski. Z kolei Alan Jaskot porównał konferencję z niedawno zakończonym Ogólnopolskim Zjazdem Historyków Studentów: – Poziom integracji i zabawy był znacznie lepszy. Ale to chyba dlatego że ludzie na historii są bardziej spięci niż na archeologii!
Niektórzy niestety zaginęli w akcji. Niejaki Rafał z Pułtuska zdołał przybyć do Krakowa, zarejestrował się, po czym zniknął. Podobno ktoś widział go zmierzającego na czwartkowy koncert Comy. Z całą pewnością wiemy tylko tyle, że nigdy nie dotarł na swoją prelekcję...
Podsumowując, była to jedna z niewielu konferencji przygotowanych w pełni profesjonalnie, a przy tym w świetnej atmosferze. Na koniec warto chyba zacytować słowa jednego z uczestników: – Jedyną znaczącą wadą był kminek w sałatce.