Bronisław Komorowski i Claus von Stauffenberg – kontrowersyjna wizyta ustępującego Prezydenta RP
W uroczystości wziął udział także były przewodniczący Parlamentu Europejskiego i obecny szef Fundacji Adenauera Hans Poettering. W trakcie wydarzenia odnoszono się do historii niemieckich przeciwników Hitlera, przede wszystkim wojskowych spiskowców skupionych w 1944 r. wokół pułkownika Clausa von Stauffenberga. Prezydent Komorowski wypowiedział wówczas m.in. słowa: W jakiejś mierze polski zryw niepodległościowy 1 sierpnia 1944 r. wpisuje się (niezależnie od intencji) także w ten kalendarz wydarzeń, w których funkcjonuje tradycja 20 lipca 1944 r., a więc tradycja zamachu na Hitlera.
Już sama zapowiedź udziału prezydenta w uroczystościach Fundacji Adenauera wzbudziła protesty, głównie pochodzące ze środowisk prawicowych. Przypominano m.in. fakt, że von Stauffenberg i wielu jego współpracowników było pruskimi i niemieckimi nacjonalistami, aktywnie angażowało się w nazizm oraz prezentowało postawy antypolskie.
Zobacz też:
6 lipca apel do prezydenta skierowało Stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza. Dokument w imieniu organizacji podpisali jej prezes prof. Jan Żaryn, wiceprezes Wojciech Boberski oraz Teresa Bochwic. Pisano w nim m.in.:
Niemiecka polityka historyczna dotycząca II wojny światowej, prowadzona w sposób konsekwentny i w intencjach rozpoznawalny, godzi w zarówno w prawdę historyczną jak i wizerunek Rzeczypospolitej. Według logiki tej propagandy polakożerca i żydożerca von Stauffenberg staje się symbolem oporu Europejczyków przeciwko nazistowskim Niemcom. W imię prawdy i dobrej pamięci o bohaterach narodowych na taki obraz II wojny światowej Polacy nigdy zgodzić się nie mogą. Uczestniczenie w jego kształtowaniu uważamy za szkodliwe i haniebne.
Rolą Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej powinno być godne prezentowanie polskiego wkładu w obronę Europy przed brunatną Rzeszą Niemiecką. Polska ma dostatecznie wiele wybitnych postaci w pełni zasługujących na reprezentowanie rzeczywistego bohaterstwa w walce z pogańską i rasistowską ideologią III Rzeszy oraz z wykonawcami jej polityki w latach II wojny światowej, do których należy zaliczyć także honorowaną przez Pana postać oficera niemieckich sił zbrojnych najeżdżających Polskę we wrześniu 1939 r.
Już po wizycie Bronisława Komorowskiego w Niemczech kolejny list otwarty w tej sprawie wystosowali historyk prof. Andrzej Nowak, prezes Ośrodka Analiz Strategicznych Witold Jurasz oraz prezes Fundacji Identitas Tomasz Kaźmierowski. Pisali oni m.in.:
Szeroko dostępne źródła historyczne dobitnie i bez wątpliwości potwierdzają intencje grupy oficerów-zamachowców.
Ich głównym celem była ochrona armii niemieckiej przed zupełną klęską na Wschodzie oraz uchronienie Niemiec przed dalszymi ofiarami wojennymi, a także stratami terytorialnymi przewidywanymi w wypadku całkowitej klęski. Oficerowie ci nie przejawiali żadnej szczególnej wrażliwości na los Żydów, Cyganów i Słowian, co więcej, wielu z nich, w tym sam Stauffenberg, wyrażało niedwuznacznie swoje antysemickie i antypolskie poglądy. Tak, jak czołowa postać oficerskiej opozycji, gen. Ludwig Beck, byli oni zwolennikami zbrojnego użycia Wehrmachtu dla odbudowania niemieckiego panowania w Europie Środkowej i Wschodniej.
[...]
W naszej ocenie Prezydent RP nie powinien brać udziału w wydarzeniach w jakikolwiek sposób honorujących oficerów Wehrmachtu, którzy zaplanowali napad na Polskę, przeprowadzili go z wcześniej w Europie niespotykaną brutalnością, stacjonowali w niej jako okupanci nie przeciwdziałając przy tym ludobójczym działaniom państwa niemieckiego przeciw jej mieszkańcom, i wreszcie – zaplanowanego zamachu nie motywowali zbrodniczością okupacyjnych władz niemieckich, a pragmatycznym zamiarem ograniczenia strat i zachowania “tego, co się jeszcze da” dla Niemiec.
Uważamy, że Prezydent RP nie powinien wspierać tak jednoznacznego, podnoszonego do rangi symbolu wydarzenia w kalendarium niemieckiej polityki historycznej, jednocześnie tak bezpośrednio niezgodnego z racjami polskimi.
Są też komentarze odmienne. Bartosz T. Wieliński, dziennikarz „Gazety Wyborczej” specjalizujący się w tematyce niemieckiej 5 lipca pisał :
Na Stauffenberga trzeba patrzeć przez ten pryzmat. Jeszcze na początku lat 50. co czwarty Niemiec uważał go za zdrajcę, który poniósł zasłużoną karę. Dziś jest czczony, bo był jednym z nielicznych, którzy broniąc swój kraj przed katastrofą, ośmielili się podnieść rękę na rządzącego szaleńca. Przegrali wszyscy, Hitler zabił się sam, ale ich ofiara stała się fundamentem, na którym budowano demokratyczne Niemcy. W ten sposób przysłużył się całej Europie, a więc i Polsce. W udziale prezydenta RP w uroczystościach poświęconych jego pamięci nie ma nic niestosownego.
Źródła: niezalezna.pl