Bigos na niedzielę: Wojna zaczęła się przedwczoraj

opublikowano: 2008-08-10, 20:04
wszelkie prawa zastrzeżone
Czyli o krótkowzroczności dziennikarzy i tym, dlaczego warto czasem zrobić trzy kroki w tył.
reklama

W czwartek na Kaukazie wybuchła nowa wojna, przez co Gruzja w okamgnieniu trafiła na czołówki gazet. Zainteresowanie małym nadczarnomorskim krajem rośnie z dnia na dzień, ja tymczasem coraz bardziej przecieram oczy ze zdumienia...

Od kilku dni media informują o każdej bombie zrzuconej na Gruzję, ale nie udało mi się dotrzeć do ani jednego materiału, który próbowałby wyjaśnić kiedy i dlaczego zaczął się ten konflikt. W telewizji w kółko słyszymy, że „wojna właśnie wybuchła”. Oglądam „Fakty” codziennie i ani razu nie wspomniano, że tak naprawdę trwa ona od 1990 roku, tyle że z przerwą na zawieszenie broni.

O tym, że kiedyś była jeszcze jedna wojna zapomnieli już chyba wszyscy. Choćby na polskiej Wikipedii obecnie trwający konflikt nazywa się „drugą wojną w Osetii”. Jako pierwszą określono wydarzenia z początku lat 90. Tymczasem Gruzja walczyła z Osetyjczykami już w latach 1918 — 1921. Ale to było na tyle dawno, że numerka zabrakło...

Historia, której nie było?

W końcu sfrustrowałem się na tyle, że zacząłem wertować książki i skleciłem krótki artykuł na temat historii Osetii, Osetyjczyków i ich konfliktu z Gruzinami. Tekst zdobył sporą popularność (ponad 10 000 odwiedzin), ale widzę, że większość jego czytelników niespecjalnie zwróciła uwagę na treść artykułu. Czytam komentarze (tu, na Wykopie i kilku forach) i okazuje się, że Gruzja napadła na Rosję, a Osetyjczycy to jakiś abstrakcyjny termin, bo przecież Osetię zamieszkują Rosjanie. Nie planuję pisać, jakie jest moje zdanie o konflikcie, ale dziwi mnie krótkowzroczność dziennikarzy, komentatorów i niektórych internautów.

Cchinwali w 1886 roku. Mało kto pamięta, że miasto to zamieszkiwali wtedy głównie Gruzini, a niedługo miał wybuchnąć pierwszy konflikt między Gruzją i Osetyjczykami.

Niezależnie od chwilowych celów Rosji i Gruzji ten konflikt nie wziął się z powietrza. Jak większość wojen, ma swoje korzenie w odległych czasach. Może i Rosja steruje osetyjskimi władzami, ale to nie zmienia faktu, że sami Osetyjczycy nienawidzą Gruzinów za to, co ci zrobili niemal wiek temu. Z kolei mieszkańcy Osetii niby mają rosyjskie obywatelstwo, ale nazywanie ich Rosjanami to gigantyczne nieporozumienie. W istocie są narodem sporo starszym od Rosjan.

Tak samo błędem jest twierdzenie, z którym spotkałem się już z dziesięć razy: Osetyjczycy chcą się przyłączyć do Rosji pod wpływem Putina i jest to chwilowa zachcianka tamtejszych władz. Nie chcę deprecjonować roli rosyjskiego cara, ale warto przypomnieć, że wszystkie osetyjskie powstania od początku XX wieku miały ten właśnie cel, niezależnie kto za nimi stał...

reklama

XII, XIII, XIV? A co to za różnica?

Rano oglądałem na TVN24 relację z wojny. W materiale wypowiadał się znawca Kaukazu (niestety nie zapamiętałem nazwiska), zdaniem którego konflikt gruzińsko-osetyjski trwa od XIII wieku. Miło, że ktoś zauważył historyczne tło, ale od paru godzin głowię się o co chodziło z tym XIII wiekiem. Dlaczego znawca tematu nie podał XII, XIV albo choćby IX wieku? Datę wyciągnął chyba z rękawa, bo akurat w XIII wieku nie nastąpiło nic, co można by uznać za początek konfliktu...

Zresztą przypomina mi to trochę szafowanie wiekami, o którym pisałem ostatnio w innym artykułe.

Ogółem mam wrażenie, że kiedy dziennikarze już powiedzą coś o historii, to zwykle zaczyna się żałować, że nie milczeli. Np. już kilka razy słyszałem dzisiaj wzmianki o „młodym państwie gruzińskim”. Jakim znowu młodym? Gruzja przecież istniała jeszcze zanim powstało Imperium Rzymskie. Tradycje ma znacznie dłuższe niż przeciwstawiana mu, jak rozumiem, Rosja...

Czegoś mi tu brak...

Ten temat przypomniał mi jak bardzo w Polsce (i nie tylko!) brakuje dziennikarzy historyków. Niemal każde współczesne wydarzenie jest jakoś zaczepione w przeszłości, czego media w pogoni za newsami niemal nigdy nie zauważają. Pół biedy o wojnę w Gruzji. Codziennie słyszymy w wiadomościach o czymś "największym", "najgorszym", "najstraszniejszym", "pierwszym" w historii. Jeśli pomyślimy przez chwilę, okazuje się, że dołączony przymiotnik jest niepotrzebną hiperbolą...

O dziennikarstwie historycznym już kilka tygodni temu rozmawiałem z byłym prezesem Koła Naukowego Historyków Studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, Adamem Świątkiem. Wywiad ostatnio ukazał się w naszym serwisie. Pod jedną z wypowiedzi Adama podpisuję się obydwoma rękoma:

Historycy mogą być dziennikarzami, mogą robić reportaże, filmy historyczne. Jest przecież TVN historia, TVP historia. No to kto tam ma pracować: dziennikarze czy historycy? Raczej historycy, którzy będą potrafili być dziennikarzami.

Tyle że sam wolałbym widzieć historyków nie tylko w mediach historycznych, ale ogółem: w mediach. Bo bardzo brakuje mi tam ludzi, którzy potrafią zrobić trzy kroki w tył i wyjaśnić o co chodzi.

Korektę przeprowadziła: Małgorzata Misiurek

Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".

reklama
Komentarze
o autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone