Bigos na niedzielę: Po co świętować przegraną bitwę?
Na Małym Rynku rozbito dość sztampowy jarmark turecko-krakowsko-wiedeński (do kupienia piwo, szaszłyki, dywany i skarpety z owczej wełny). Radni miasta obejrzeli występ orientalnego baletu (półnagie panie wywijające brzuchami zrobiły ponoć piorunujące wrażenie), a w podkrakowskich Tomaszowicach odbyła się konferencja naukowa pt. „Jaka Europa dla chrześcijaństwa? Jakie chrześcijaństwo dla Europy?”, w której wziął udział przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Hans-Gert Poettering. Dla zwykłych zjadaczy chleba przygotowano z kolei spektakl batalistyczny na Błoniach (w sobotni wieczór) i uroczysty przemarsz orszaku królewskiego (w niedzielne południe).
Na uroczystej sesji rady miasta inicjator jubileuszu, radny Paweł Bystrowski mówił:
– Jubileusz organizujemy z dwóch powodów. Pierwszy to przypomnienie, że wojska pod wodzą Jana III Sobieskiego obroniły chrześcijaństwo w Europie. Drugi powód to wykreowanie nowego produktu turystycznego. Chcemy pokazać światu, że Polska to nie wódka i kiełbasa, ale też historia, z której możemy być dumni. To niezwyciężona husaria, której zazdroszczono nam w świecie. Właśnie taki wizerunek Polski należy budować.
Niewątpliwie były to najszerzej zakrojone obchody historyczne w Krakowie w tym roku. I zabrakło chyba tylko wystawy w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, jak przy okazji rocznicy lokacji...
Po co to wszystko?
Kilka pytań i wątpliwości nasunęło się chyba każdemu. Po pierwsze co ma piernik do wiatraka? Przecież bitwa rozegrała się pod Wiedniem, a władze Krakowa przedstawiły ją jak swego rodzaju regionalną rocznicę. Tymczasem Kraków w 1683 roku nie był już nawet stolicą Polski! Fakt faktem, Jan III Sobieski uroczyście wjechał do miasta po powrocie z wyprawy. Tyle tylko, że stało się to pod koniec grudnia, a nie we wrześniu, a podobne wjazdy organizowano w Polsce sarmackiej niemal przy każdej nadarzającej się okazji.
Podstawowy paradoks leży jednak gdzie indziej. Na wszystkich drogach dochodzących do krakowskiego rynku wiszą banery wysławiające wielki sukces polskiej armii i polskiego króla. Całe obchody miały na celu pokazać jedno z naszych rzekomo największych zwycięstw narodowych w historii. Miła odmiana na tle dziesiątek uroczystości martyrologicznych, służących rozpamiętywaniu klęsk i niepowodzeń. Tylko po co obchodzić rocznicę bitwy, którą tak naprawdę przegraliśmy ?
Historia odbrązowiona
Krótka powtórka z historii. Jak zapewne pamiętacie, Jan III Sobieski nie rządził w najkorzystniejszych czasach. Nie miał też zbyt wielu asów w kieszeni, gdy wymieniał buławę hetmańską na koronę. Rzeczpospolita była wyniszczona serią wojen z połowy XVII wieku i poniżona przez kompletnie zbagatelizowaną przez króla Michała turecką ofensywę.
Mimo tak trudnej sytuacji Sobieski próbował odbudować międzynarodową pozycję kraju. Swoje nadzieje wiązał głównie z obozem francuskim i planami przejęcia Prus Książęcych. Niestety Francuzi, mówiąc kolokwialnie, wystawili go do wiatru, a proaustriacka opozycja zaczęła planować detronizację władcy. Cesarz austriacki Leopold I nie traktował Jana Sobieskiego zbyt poważnie. Zamiast z władcą pertraktował z magnatami. Podkupił dwóch hetmanów, kilku biskupów i wojewodów, nakazując im obalenie Sobieskiego. Jedynie cudem na sejmie w 1678 roku królowi udało się załagodzić sytuację. Tak właśnie wyglądały relacje z władcą, któremu Polacy przyszli na ratunek pięć lat później.
W kolejnych latach wcale nie było lepiej. Sobieski próbował zmienić swoją politykę, ale Leopold I nie był w najmniejszych stopniu zainteresowany sojuszem z Rzeczpospolitą. Zarówno on, jak i papież odrzucili propozycję wspólnej wojny z Turcją. Jednocześnie Sobieski zerwał stosunki z Francją. Osamotniony nie mógł już liczyć ani na pomoc ze strony partii profrancuskiej, ani proaustriackiej.
Sytuacja zmieniła się w 1682 roku. Powstanie na Górnych Węgrzech (należących do Austrii) pod wodzą Imre Thökölya rosło w siłę. W pewnym stopniu była to zasługa polskiego króla, który na życzenie Francji wspierał dotąd Węgrów. Jednak w 1678 Sobieski zerwał z Francją, a sam Thököly w 1682 roku zwrócił się o protekcję do Turcji. Austriacki cesarz poczuł się nagle zagrożony i poprosił Polskę o pomoc. Sojusz podpisano wiosną 1683 roku.
Obie strony zobowiązały się do wspólnej walki z Turcją, a w razie ataku na stolicę jednego z państw – do natychmiastowej pomocy. Polska była w tym czasie partnerem znacznie słabszym, w związku z czym Austria udzieliła Sobieskiemu sowitej zapomogi. Polską armię, która wsławiła się pod Wiedniem, tak naprawdę opłacili Austriacy...
Dalszą historię każdy zna. Wielka bitwa i jeszcze większe zwycięstwo pod wodzą Sobieskiego. A co potem? Nic. Cesarz natychmiast po bitwie wrócił do swojej pogardliwej polityki wobec Sobieskiego i Polaków. Jego arogancja doprowadziła niemal do buntu wśród polskiego wojska. Wojna trwała jeszcze kolejne lata, ale Polsce nie przyniosła żadnych korzyści. Już w kolejnej bitwie w tym samym roku, pod Parkanami, Polacy z kretesem przegrali. I tak miało być aż do 1699 roku. Co więcej do wojny przystąpiła Rosja, co zmusiło Polskę do podpisania z nią niekorzystnego pokoju. W efekcie Sobieski sam założył kajdany na swoją politykę. Wielka wojna nie przyniosła Polsce niemal żadnych korzyści, a Austrię przerodziła w mocarstwo, które 100 lat później, wraz z Prusami i Rosją, rozebrało Polskę na kawałki.
Czy jest co świętować?
Mówi się, że uratowaliśmy Europę od zagrożenia ze strony wojującego islamu. Guzik prawda. Analiza zdolności militarnych Turcji i wcześniejszych wojen z XVI i XVII wieku pokazuje, że ekspansywne zdolności Turcji nie dawały jej żadnych szans na podbój Europy w toku jednej czy kilku kampanii. Sobieski uratował w zasadzie tylko Austrię, czyli jednego ze swoich najgroźniejszych przeciwników. Trudno mieć do niego pretensje, bo działał w opłakanych warunkach i był to jedyny możliwy krok w polskiej polityce. Tyle tylko, że rzekomo zwycięska bitwa przyniosła nam same straty. Czy w takim razie warto świętować jej rocznicę?
Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".
Zredagowała: Gabriela Francuz
Korekta: Bożena Pierga