Berndt Rieger: Historycy często byli krytyczni
Z zawodu jest Pan odnoszącym sukcesy i uznanym lekarzem. Jak doszło do tego, że zajął się pan pisaniem książek historycznych?
Nie wiem czy moje książki można określić mianem historycznych. Wydaje mi się, że bardziej właściwe byłoby określenie ich jako analiz psychologicznych. Jako rodowity mieszkaniec Karyntii byłem zszokowany gdy odkryłem jak wielu moich krajanów było zbrodniarzami aktywnie uczestniczącymi w Holokauście. Bardzo chciałem się dowiedzieć, dlaczego tak było. Okazało się, że częściowo był za to odpowiedzialny krąg towarzyski w którym obracał się Globocnik I jego współpracownicy, częściowo duch czasów (Zeitgeist), a częściowo mentalność Austriaków, którzy sądzili, że Europa jest im coś winna po upadku monarchii habsburskiej. Zatem, można powiedzieć, że głównym powodem dla którego napisałem swoje książki było to, że odkryłem, iż zgromadzone przeze mnie informacje są szerzej nieznane, a niekiedy próbowano je nawet ukryć. Jeżeli zaś chodzi o to, że jestem lekarzem – była to dla mnie zawsze sprawa osobna. Od trzech dekad jestem autorem książek, choć faktycznie, większość z nich to poradniki medyczne.
Czy były jakieś inne szczególne powody dla których podjął pan akurat temat Globocnika i Novaka?
Oni obaj, a także Reinhold von Mohrenschildt (książka o którym ukazała się po niemiecku) mieli osobiste, a powiedziałbym nawet, że intymne związki z Wolfsbergiem, moim rodzinnym miastem we Wschodniej Karyntii. Znaczenie miało na pewno także to, że osobiście znałem wiele osób, które całą trójkę pamiętały.
Jaka była odpowiedź na Pańskie książki ze strony czytelników w Polsce i Europie?
Najwięcej pytań miałem ze strony potomków zbrodniarzy zaangażowanych w Holokaust, którzy zwracali się z prośbą o dalsze informacje. Natomiast historycy często byli krytyczni wobec moich książek – pisali krytyczne recenzje, ponieważ niektóre z faktów historycznych o których pisałem są kontrowersyjne lub też uważa się je za zdezaktualizowane. Niektórzy z nich byli szczególnie zjadliwi, ze względu na specyficzne, bardzo osobiste podejście jakie wybrałem. Szczególnie szeroko dyskutowana była zwłaszcza sytuacja w której rozbiłem namiot przed domem rodzinnym Globocnika, W sumie jednak, sądzę, że moje książki spotkały się z pozytywnym odzewem czytelników i zostały uznane za dobrą lekturę.
Jaka była najważniejsza nowa rzecz jakiej dowiedział się Pan o Globocniku lub o Novaku przy badaniu ich biografii?
Dla mnie najistotniejsze okazało się odkrycie, że chociaż mogę fizycznie przypominać Globocnika czy Novaka, lub też mówię dialektem bardzo zbliżonym do tego, którego oni używali – jestem jednak zupełnie inną osobą. Okazuje się, że podobne korzenie wcale nie muszą oznaczać automatycznego podobieństwa charakterologicznego. Inną rzeczą której się dowiedziałem jest to, że fakt bycia nazistą czy komendantem obozu koncentracyjnego nie ma nic wspólnego z pochodzeniem. Nie ukrywam, że dla mnie była to spora ulga. Kiedy dzisiaj patrzę na postaci obu wspomnianych krajanów, to nie sądzę, żeby byli oni w jakikolwiek sposób szczególni, nawet jeśli chodzi o całe zło jakie sobą reprezentowali. Okazuje się, że obaj rozwinęli w sobie zło jako sposób na zapewnienie sobie rozwoju zawodowego w ekstremalnych warunkach, w jakich przyszło im żyć. W tym sensie nie różnili się od pracowników banków inwestycyjnych szukających zarobku za wszelką cenę i pomimo tego, że świat wokół nich się rozpada. Jakkolwiek makabrycznie by to nie zabrzmiało: każdy czas ma ludzi, którzy wyciągają z niego korzyści. W latach trzydziestych i czterdziestych najskuteczniej można było to zrobić angażując się w uczestnictwo w zbrodni.
Jakie było Pańskie podejście metodologiczne do pisania biografii o których mówimy? Jaki był punkt wyjścia?
Cóż, studiowałem historię na uniwersytecie przez dwa lata i podczas pisania moich książek upewniłem się, że wiele z tej wiedzy mi pozostało. Czytałem literaturę poświęconą Holokaustowi, a dzięki osobom, które poznałem w czasie prowadzenia badań uzyskałem dostęp do mentorów, którzy służyli mi wielką pomocą jeśli idzie o historyczne interpretacje. Powoli gromadziłem informacje w archiwach oraz z wywiadów, aż wreszcie poczułem, że zgromadziłem wystarczającą ilość informacji aby podjąć próbę odmalowania portretu. Moje odkrycia zaprezentowałem w książkach bardziej jak dziennikarz powołujący się na swoje źródła niż jak historyk, choć przyznam, że towarzyszyła mi nadzieja, że historycy mogą posłużyć się efektami moich badań. Zależało mi na obiektywizmie, ale zdecydowałem się na odstąpienie od ścisłej naukowej metodologii, toteż jestem przekonany, że ścieżka którą wydeptałem powinna być kontunuowania przez profesjonalnych historyków.
Czy planuje Pan pisać dalej książki o tematyce historycznej?
Czy planuję napisać więcej o Holokauście? Nie sądzę. Spędziłem dziesięć lat mojego życia w mrocznym kręgu niemieckich zbrodni wojennych. Było to bardzo trudne, depresyjne przeżycie. Gdy byłem młodszy, bardzo interesowałem się tym, by dowiedzieć się czym tak naprawdę jest złożoność naszego życia. Dla każdego Niemca (i Austriacy są w gruncie rzeczy takimi samymi Niemcami jak ich północni sąsiedzi), nazizm należy do zagadnień które nazwałbym odkrywaniem duszy. Jest to loch wart odwiedzenia, ale chyba nikt nie chciałby spędzić w nim całego życia.
Zobacz też:
Berndt Rieger – „Odilo Globocnik. Twórca nazistowskich obozów śmierci”