Bernard Cornwell - „Forteca” – recenzja i ocena
W kolejnej z serii przygód Richarda Sharpe’a Bernard Cornwell wysyła swojego bohatera do walki z ostatnimi stawiającymi opór Mahratami. Celem wojsk Arthura Wellesleya (miłośnicy Napoleona znają tę postać pod tytułem księcia Wellington) jest kamienna forteca Gawilghur, uchodząca za niezdobyty bastion. Tym razem hinduskie wojska walczą nie tylko o twierdzę, ale i o swoje życie. Jej niedostępność opiera się na fakcie, że wiedzie do niej tylko jedna droga, ale na niej stoją Brytyjczycy.
Jednak „Forteca” to nie tylko działania wojenne. W trakcie monotonnych pozycyjnych walk (na których głównie polega oblężenie, szturmy to w gruncie rzeczy ciekawy przerywnik tego procesu) Richard Sharpe poznaje od drugiej strony życie oficera Jego Królewskiej Mości. Jako zdolny sierżant pragnął tego awansu, jednak po kilku miesiącach służby w 74. Pułku Piechoty wcale nie jest pewny właściwego wyboru ścieżki kariery. Jego tzw. koledzy-oficerowie bojkotują go z racji pochodzenia i nie uznają za prawdziwego oficera. Starsi podoficerowie w jego własnej kompanii podważają jego kompetencje. Jedyny podporucznik, który okazuje mu koleżeńskie względy, tak naprawdę poluje na jego patent oficerski dla swojego brata. W armii brytyjskiej można sprzedać stopień, więc pojawia się pytanie, komu zniechęcony Sharpe sprzeda podporucznikostwo, jeśli nie jedynemu przyjacielowi w pułku.
Żeby problemów nie było dość, Sharpe’a przesuwa się z oddziałów bojowych do zaopatrzenia pod dowództwo leniwego kapitana z Kompanii Wchodnioindyjskiej. Tam spotyka swojego starego wroga – sierżanta Haskewilla, który niczym nemezis podąża za Sharpem, by przysporzyć mu kłopotów. A tych bynajmniej ma niemało – grozi mu śmierć z rąk hinduskiego kupca aferzysty i zaciętego wroga Haskewilla, a to tylko najgroźniejsi przeciwnicy. Frustrację bohatera wzmacnia fakt, że za murami Gawilghuru siedzi William Dodd, przyszły obiekt jego zemsty. A główny bohater musi zajmować się wołami lub innymi zwierzętami armijnymi.
Wielkiego talentu Bernarda Cornwella nie trzeba chyba przedstawiać. Autor po raz kolejny stworzył całą gamę interesujących postaci, które tworzą ciekawą i wciągającą akcję książki. Czytelnik nie tyle śledzi wszystkie plastycznie opisane wydarzenia, co jest niemal ich świadkiem: obserwuje wciągających ciężkie działa na wzgórza, słyszy huk mahrackich dział. Sama akcja jest pełna ciekawych zwrotów, zdrad, spisków, wielkich planów.
Jednak przygody Sharpe’a ku mojemu zaskoczeniu nie są wolne od wad. Lekko męczący staje się motyw „dobrego, bogatego i wpływowego” opiekuna, czuwającego nad młodym, zdolnym bohaterem pochodzącym z nizin społecznych. Bohaterem, któremu jeśli się da szansę, to osiągnie szczyty, pomimo spotykającej go dezaprobaty ze strony lepiej urodzonych. Dla kontrastu Autor łączy sukcesy zawodowe swojego bohatera z serią klęsk w życiu osobistym, co jest jednak, wydaje się, swoistą przesadą. Choć w sumie kto nie ma szczęścia w miłości... Zaś jeśli chodzi o kłody rzucane Sharpowi pod nogi w świecie „zawodowym”, to tym razem Cornwella lekko poniosła wyobraźnia w czekających bohatera utrudnieniach i sposobach ich przezwyciężenia. Momentami wydaje się, że akcję Fortecy osadzono w rzeczywistości „Baśni tysiąca i jednej nocy”. Ale z drugiej strony przygody Sharpe’a odbywają się w Indiach, więc wszystko wydaje się być możliwe.
Wielkim atutem „Fortecy”, podobnie jak każdej innej książki Cornwella, są końcowe noty historyczne, gdzie Autor w skrócie opisuje historyczne aspekty będącego kanwą jego powieści wydarzenia. Widać, że profesjonalnie przygotowuje się do każdej pracy, starając się zebrać jak najwięcej informacji o faktach mających występować w jego książkach. I w tym wypadku Czytelnik się nie zawiedzie. W tle losów Sharpe’a mamy obraz nie tylko podboju Indii przez Brytyjczyków. Widzimy również armię brytyjską od podszewki, poznajemy bezwzględną (z racji należących do niej ludzi) Kompanię Wschodnioindyjską, obserwujemy ciekawą symbiozę Hindusów i Brytyjczyków, gdy łączy ich najprawdopodobniej jedyna wspólna ludzka cecha – chęć szybkiego zysku. Choćby z racji poznania innego niż podręcznikowy obrazu subkontynentu indyjskiego, brytyjskich zdobywców czy walczących z nimi hinduskich bojowników, warto sięgnąć po tę pozycję.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska