Benjamin Wiker – „10 książek które każdy konserwatysta powinien przeczytać” – recenzja i ocena
Benjamin Wiker – „10 książek które każdy konserwatysta powinien przeczytać oraz cztery nie do pominięcia i jedna uzurpatorska” – recenzja i ocena
Nowość z Wydawnictwa Fronda utrzymana jest w bardzo ciekawej konwencji formalnej, nieczęsto mamy bowiem do czynienia z książką o książkach. Czy lektura publikacji Benjamina Wikera może zastąpić zapoznanie się z omawianymi w niej dziełami, czy też raczej zachęci do sięgnięcie po nie? Żeby uzyskać odpowiedź na tak postawione pytanie trzeba będzie chyba książkę przeczytać.
Pytań nasuwa się zresztą więcej. Praca Wikera nosi tytuł wręcz barokowy: „Dziesięć książek które każdy konserwatysta powinien przeczytać oraz cztery nie do pominięcia i jedna uzurpatorska”. Ale o jaki konserwatyzm chodzi autorowi? Klasyczny anglosaski konserwatyzm ewolucyjny, czy też może bardziej „reakcyjny” nurt charakterystyczny dla krajów romańskich (polskiemu czytelnikowi znany z prac profesorów Bartyzela i Wielomskiego), a może jeszcze jakiś inny? To ciekawe zagadnienie, a do próby udzielenia odpowiedzi jeszcze wrócimy. Autor, amerykański etyk i wykładowca akademicki, stara się wprawdzie na wstępie zdefiniować pojęcie konserwatyzmu, czyni to jednak w kontekście podziału politycznego w swojej ojczyźnie, przebiegającego według osi konserwatyzm-liberalizm, wprowadzając czytelnika w jeszcze większą konfuzję. Co ciekawe, nie jest to pierwsza w dorobku Wikera „książka o książkach” – wcześniej opracował on (również wydane nakładem Frondy) zestawienie dziesięciu książek, które jego zdaniem zepsuły świat, zaliczając do nich dzieła m.in. Machivellego, Rousseau czy Darwina.
Poszczególne książki omawia Benajmin Wiker według jednego schematu – przedstawiając pokrótce życiorys autora, kontekst omawianego dzieła oraz najważniejsze wypływające z jego lektury myśli i ich reperkusje. Praca podzielona jest na cztery części. Pierwsza przynieść ma odpowiedź na pytanie, czym właściwie konserwatyzm jest, druga opowiedzieć o kształtowaniu się ustroju amerykańskiego, trzecia przedstawić miejsce ekonomii w myśli konserwatywnej, wreszcie w ostatniej prezentuje Wiker konserwatywne narracje.
Wybór na pierwszą z omawianych pozycji „Polityki” Arystotelesa sugeruje, że amerykański etyk zdaje się hołdować opinii, że konserwatyzm jest nie tyle ideologią, co empirycznym stosunkiem do rzeczywistości. Antyczny mędrzec ze Stagiry celował bowiem w opisywaniu i analizie tego co jest. Konserwatywne uznanie ograniczeń wynikających z empirycznie istniejącej rzeczywistości można uznać za postawę całkowicie różną od nieliczących się z realiami intelektualnych spekulacji, charakterystycznych dla liberałów (jak amerykańską maniera autor nazywa lewicowców). Wiker przedstawia znaną ze szkoły (przynajmniej dobrej szkoły) arystotelejską typologię ustrojów politycznych i gładko prześlizguje się nad niemożliwymi do przyjęcia przez współczesnego konserwatystę poglądami Stagiryty na niewolnictwo czy kontrolę urodzeń, tłumacząc je wpływem epoki.
Drugim z omawianych autorów jest G.K. Chesterton, którego „Ortodoksja” może chyba jako pars pro toto reprezentować całą jego eseistykę. Zestawienie Chestertona z Arystotelesem jest całkiem sensowne, a wywody autora pomogły mi zrozumieć, czemu angielski pisarz ma admiratorów i wśród pastorów protestanckich, choć przecież sam był konwertytą na katolicyzm. Otóż Chesterton określał się jako kosmiczny patriota, deklarował bowiem uwielbienie dla Bożego stworzenia, czyli do tego co jest (całego kosmosu). Stanowczo odrzucał podejście nazbyt uduchowione, ignorujące czy potępiające sferę materii. Ta część książki jest naprawdę dobrze przemyślana i wszystko w niej logicznie się ze sobą łączy. Kolejny z omawianych myślicieli, Eric Voegelin analizując, filozofię starożytną, za podstawę większości błędów politycznych uznał bowiem gnozę, a więc wrogość wobec materii, ignorowanie tego co jest. Kolejnym z przedstawionych myślicieli jest C.S. Lewis, który w „Końcu człowieczeństwa”, występując z krytyką relatywistycznego liberalizmu, za element tego co jest uznał prawo naturalne, wyrażające się w chrześcijaństwie, ale także w judaizmie i religiach pogańskich. Z takiego zestawienia można wysnuć wniosek, że konserwatyzm w ujęciu Benjamina Wikera to uznanie ograniczeń wynikających z empirycznie istniejącej rzeczywistości oraz szacunek dla myśli klasycznej oraz spuścizny judeochrześcijańskiej.
Kolejna część książki poświęcona jest kształtowaniu się ustroju Stanów Zjednoczonych. Dla niezainteresowanego akurat tym tematem polskiego czytelnika będzie ona zapewne niezbyt pasjonująca, ale przecież pisał Amerykanin dla Amerykanów. Co ciekawe, autor – nie wiem na ile świadomie – pokazuje, że tradycja amerykańska jest niejako przedłużeniem brytyjskiej. Zaczyna bowiem od „Uwag o rewolucji we Francji” Edmunda Burke’a. Swoją drogą dzieła wyraziście konserwatywnego, wbrew twierdzeniom niektórych zwolenników reakcjonizmu „romańskiego”, odmawiających Burke'owi miana konserwatysty i widzących w nim jedynie prawicowego liberała. Z „O demokracji w Ameryce” de Tocqueville’a wyciąga Wiker wnioski zarówno o sile swoich rodaków, objawiającej się w żywej po dziś dzień oddolnej samorządności, jak i słabości, jaką jest skłonność do materializmu – jak się okazuje, w afirmacji tego co jest również można się zatracić (ciekawostką jest fakt, że francuski autor opisał w swej książce propagatorów teologii sukcesu, już wtedy mieli Amerykanie tendencję do wręcz sakralizowania swojego materializmu). Opisując spór federalistów z antyfederalistami w kompromisie pomiędzy nimi dostrzega Wiker przyczyny kształtu Konstytucji i Karty Praw. Zgadza się też z argumentami antyfederalistów, że silny rząd federalny będzie miał tendencję do naruszania wolności w imię „czynienia dobrze”, przytaczając na poparcie tej tezy przykłady z historii i współczesności.
Zagadnienia ekonomiczne omówione zostały na podstawie dwóch książek – „Państwa niewolniczego” Hillaire’a Belloca i „Drogi do zniewolenia” F.A. von Hayeka. Wiker opowiada się jednoznacznie za rozwiązaniami wolnorynkowymi, jednak daleko mu do rynkowego fundamentalizmu – zwraca uwagę, że gospodarka zawsze funkcjonuje w jakimś kontekście społecznym, a skupianie się jedynie na ekonomii jest marksizmem a rebours. Wydaje się, że autor przecenia trochę wolnorynkowość Belloca – krytycyzm wobec omnipotentnego państwa nie czynił z niego jeszcze zwolennika leseferyzmu. Niektórych może też zdziwić obecność Hayeka, bądź co bądź autora tekstu „Dlaczego nie jestem konserwatystą”.
I tutaj dochodzimy do odpowiedzi na postawione na początku pytanie. Wiker przyznaje, że wielu z opisywanych przez niego autorów deklarowało się jako liberałowie, zwalczało konserwatyzm swoich czasów, byli to jednak inni liberałowie niż obecni relatywistyczni (rzeczywiście, dziś nikt przy zdrowych zmysłach nie zaliczyłby myśli Chestertona czy Belloca do liberalizmu), obecnie uchodziliby za konserwatystów. W istocie, konserwatyzm Benjamina Wikera to odrzucający relatywizm i uznający prawo naturalne liberalizm zakorzeniony w tradycji klasycznej (dobrze komponuje się z wyznawaniem chrześcijaństwa, ale nie jest zdefiniowany religijnie, Ateny wydają się tu istotniejszym źródłem inspiracji od Jerozolimy).
W rozdziale o konserwatywnych narracjach przeczytać możemy o „Burzy” Szekspira, „Rozważnej i romantycznej” Jane Austen czy „Władcy Pierścieni” Tolkiena – gdzie konserwatyzm wyraża się zarówno w swojskiej sielance Shire, jak i legitymistycznym motywie powrotu króla. Następnie (ktoś myślący schematycznie może się zdziwić, że dopiero teraz) zaleca Wiker sięgnięcie po Biblię. To jak pisze o tej księdze przypomina mi słowa znajomego pastora, że Biblia ma fabułę, a nie jest tylko zbiorem jakichś złotych myśli. Autor rekomenduje konkretnie Biblię Jerozolimską, jednak dla polskiego czytelnika jest to wskazówka mało użyteczna – w naszym kraju z tej edycji ostał się aparat krytyczny, zaś sam tekst zaczerpnięto z Biblii Tysiąclecia.
W roli łyżki dziegciu, książki uchodzącej za konserwatywną, a taką nie będącą, obsadzony został „Atlas zbuntowany” Ayn Rand. Poniekąd słusznie – Rand, choć niewątpliwie intelektualny „młot na lewicę” konserwatystką nie była i się za taką nie uważała. Wiker dowodzi tego w mało elegancki sposób, piorąc brudy z życia prywatnego pisarki. Jednocześnie ma też dla Ayn Rand słowa pochwały, a to dzięki hołdowaniu przez nią tradycji filozofii arystotelejskiej. Potrzeba autora odcięcia się od tej niebanalnej powieści wynika z kontekstu amerykańskiego – otóż w obawie przed rozwojem przez administrację Obamy rozbudowanych programów społecznych (tu warto przypomnieć o wcześniej omówionych esejach antyfederalistów), wielu prawicowców, późniejszych aktywistów Tea Party, zaczęło zaczytywać się opus magnum Rand. Wiker przyznaje, że jest to pozycja może i pod pewnymi aspektami wartościowa, ale nie konserwatywna.
Książka Benjamina Wikera to lekko napisana i frapująca lektura, którą czyta się z prawdziwą przyjemnością. Z autorem można się zgadzać albo nie, ale lektura jego książki na pewno będzie bodźcem do rozwoju intelektualnego. Bo nie oszukujmy się – większość z omawianych pozycji osoba zainteresowana filozofią polityczną, szczególnie konserwatywną, znać po prostu powinna.