Beata Chomątowska – „Stacja Muranów” – recenzja i ocena
O Muranowie napisano już wiele. Często stawał się tłem relacji, opowiadań, wspomnień, pamiętników czy notatek. Nic dziwnego, w końcu to tutaj przed wojną koncentrowało się życie żydowskich obywateli Warszawy, które po nastaniu rządów hitlerowskiego okupanta powoli umierało w getcie, aby na koniec zostać pogrzebanym pod stertami gruzów. Dziś, spacerując sennymi uliczkami zatopionymi pośród zieleni, mało kto jest w stanie wyobrazić sobie widok, który w 1944 roku rozpostarł się przed oczami powstańców wyzwalających słynny obóz zwany Gęsiówką, zlokalizowany na terenach nieistniejącej już zamkniętej dzielnicy żydowskiej:
Weszliśmy do getta przez pałac Krasińskich i zaczęliśmy iść po wyboistych drogach aż dotarliśmy do Zamenhofa. Namacalna wprost cisza, porażający widok ruin […]. Nie zobaczyliśmy żywej duszy. […] Spojrzałem na Miłą, Muranowską, Nalewki – jedna sterta gruzów.
Tak skończyła się historia słynnego Muranowa, zawdzięczającego swą nazwę małej wysepce położonej na lagunach Wenecji, będącej rodzinną okolicą nadwornego architekta króla Jana III Sobieskiego, który na północnych terenach Warszawy wystawił swój pałac pod nazwą Murano. Zaraz po zakończeniu wojny okazało się, że koniec starej dzielnicy będzie początkiem nowej. Dzielnicy, która z ruiny i bezkształtnej masy gruzów, w myśl socjalistycznej idei, stanie się symbolem wygodnego mieszkania komunistycznej stolicy. Na pamiątkę dawnego życia została jedynie nazwa, która będzie służyła dzielnicy do dzisiaj.
Muranów, stanowiący unikat w skali światowej, ma w sobie niezwykłą moc, która inspiruje i pobudza do szukania odpowiedzi na temat przeszłości i teraźniejszości. Pod jego wpływem od lat znajduje się autorka książki Beata Chomątowska, dziennikarka i założycielka Stowarzyszenia Inicjatyw Społeczno-Kulturalnych „Stacja Muranów”. Ale Stacja Muranów to nie tylko stowarzyszenie, a teraz książka – to także fantastyczna przestrzeń w Internecie, w której przez lata kolekcjonowane były kolejne skrawki historii Muranowa. Podejrzewam, że to one stanowiły bazę omawianej publikacji.
„Stacja Muranów” to praca kompleksowa. Autorka w sposób ciekawy i – co najważniejsze – przystępny przedstawia całą historię dzielnicy: od Pałacu Murano aż po czasy współczesne. Jednak nie sama historia, poniekąd już dobrze udokumentowana we wcześniejszych publikacjach, stanowi największą zaletę tej pracy, a problemowe podejście do zagadnienia. Muranów został przedstawiony na trzech poziomach – lokalnym, krajowym i globalnym. Chomątowska patrzy szeroko i daleko – porównuje, szuka podobieństw i zbieżności warszawskiej dzielnicy z realizacjami powstającymi w kraju i Europie. Odwołuje się do źródeł mniej i bardziej znanych. Sprawnie żongluje historiami mniej i bardziej popularnymi, które uzupełnia własnym komentarzem. Ale, co najważniejsze, nie ucieka od trudnych pytań zadawanych zarówno w przeszłości, jak i teraz. I dzięki odpowiedziom na nie rysuje Muranów takim, jakim był i jest – bez upiększeń charakterystycznych dla wspomnień o raju utraconym czy dla miejsca kultowego, którym jest dzisiaj. Dodatkową wartość stanowią liczne ilustracje, rysunki i zdjęcia, często dotąd niepublikowane.
Niezwykle istotną część narracji Chomątowskiej stanowią ludzie. Najpierw społeczność żydowska, która przez wieki zamieszkiwała Dzielnicę Północną, aż do stłumienia Powstania w getcie w 1943 roku i zrównania z ziemią jego obszaru. Następnie budowniczowie nowej Warszawy i wreszcie powojenni mieszkańcy. Ważnym elementem jest także problematyka architektoniczna. Autorka umiejętnie porusza się wśród wyspecjalizowanego języka planów, map i nowatorskich wówczas rozwiązań, tłumacząc czytelnikowi najważniejsze kwestie dotyczące ówczesnych zasad projektowania i obowiązujących trendów architektonicznych. Jednak nie są to suche techniczne wywody, a opowieści uzupełnione czynnikiem ludzkim, czyli postaciami czołowych architektów, tworzących przed wojną koncepcje, które po zniszczeniu Warszawy miały stworzyć nową jakość życia i przestrzeni. Choć nazwiska przywołane w pracy – Helena i Szymon Syrkusowie, Bohdan Lachert, Józef Szanajca i wiele innych – są doskonale znane osobom interesującym się architekturą, to dopiero po przeczytaniu Stacji Muranów można zdać sobie sprawę, jak niewiele dotychczas wiedzieliśmy o ich życiu. Koncentrując się na architekturze poszczególnych realizacji, często zapominamy o człowieku, który ją stworzył.
Beata Chomątowska zdaje się wracać do jednej z najważniejszych prawd – życie twórcy odciska silne piętno na jego pracy, pozostawiając na niej charakterystyczny rys. Jednak efekt tej pracy nie jest jedynie wynikiem jego wizji, a rezultatem wielu czynników, często od twórcy niezależnych. Te korelacje były doskonale widoczne po wojnie, kiedy to sytuacja architektów była niezwykle skomplikowana. Skrępowani doktryną realizmu socjalistycznego, zwanego w skrócie socrealizmem, często musieli godzić się na trudne kompromisy, aby zadość uczynić dyrektywom partyjnym. Tak właśnie stało się w przypadku Muranowa, który z chwalonej początkowo, sztandarowej inwestycji stał się „stylistycznym dziwadłem” – surowym, bez pożądanych nagle ozdób. Aby „poprawić” rażące błędy minionych lat, władze szybko zdecydowały się na upiększenie posępnych w ich mniemaniu bloków. Sprawę miał rozwiązać tynk i socrealistyczny detal. W ten sposób powstał Muranów, który oglądamy dzisiaj, a który nie do końca był zgodny z wizją autora – Bohdana Lacherta. Światło na tę sprawę rzuca relacja prof. Baraniewskiego (wówczas doktora historii sztuki), który na początku lat 80. rozmawiał z architektem:
Zanim się spotkaliśmy, byłem przekonany, że od początku zaplanował taki wygląd osiedla. Nie miałem pojęcia, że pierwotny plan skorygowano. Uświadomił mi to dopiero sam Lachert. Bardzo nad tym bolał. Zwłaszcza że zmiany są nieodwracalne. Zniszczono pomysł spójnego estetycznie, bardzo oryginalnego założenia. Jednak presja, jak przyznawał, była tak silna, że gdyby sam nie zgodził się na przeróbki, wyręczyłby go ktoś inny. Dlatego wolał zepsuć swoje dzieło sam. Dzięki temu pozostał głównym autorem Muranowa Południowego i zachował do końca kontrolę nad zmianami (s. 306).
Warto zatrzymać się jeszcze na chwilę przy współczesności i tożsamości miejsca. Autorka zadaje sobie niezwykle aktualne pytania: Jak tragiczne wydarzenia z przeszłości postrzegają sami mieszkańcy? Czy znają historię swojego najbliższego otoczenia? Czy poświęcają jej uwagę? Czy traktują jako naturalny element własnego życia? Aby poznać odpowiedzi, rozmawia z mieszkańcami, podpatruje ich rozmowy toczone w Internecie i powołuje się na ankiety prowadzone przez ekspertów z Centrum Badań nad Uprzedzeniami i Pracowni Badań Środowiskowych Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego. Bardzo wymowny w tym kontekście jest jeden z fragmentów pracy Ewy Klekot – antropolożki sztuki, która wychowała się na Muranowie:
Mieszkańcy Muranowa mieli pamiętać dzięki szaremu gruzobetonowi swych domów i przekuwać tę pamięć na lepszy świat, którego wyrazem była wspólnota podwórka-ogrodu. Opowiedzieli się jednak jednogłośnie po stronie ogrodu i nie chcieli ani wspominać getta, ani go pamiętać – tym bardziej, że większość z nich nie wiele miała wspólnego z wojenną Warszawą (s. 420).
Czy dzisiaj coś się zmieniło?
Podsumowując, dzięki pracy Beaty Chomątowskiej otrzymaliśmy pięknie wydaną pozycję o wartości nie do przecenienia. Na pochwałę zasługuje nie tylko bardzo umiejętnie skonstruowana, niezwykle interesująca zawartość, ale i oprawa graficzna książki. Jednak od razu przestrzegam tych, którzy będą oczekiwali klasycznego warsztatu historycznego: tutaj go nie znajdziecie. Jednak, mając na uwadze charakter publikacji, nie jest to zarzut, gdyż każda inicjatywa popularyzująca historię – zwłaszcza tę trudną i bolesną – zasługuje na pochwałę i najwyższe uznanie.
Zobacz też:
- Jerzy S. Majewski – „Warszawa nieodbudowana. Żydowski Muranów i okolice”;
- Wiesław Budzyński – „Warszawa Baczyńskiego”;
- Od wizji szklanych domów do „styropiano-panelizmu”. Czy architektura PRL to tylko „obciach”?;
- Zdążyć na 22 lipca, czyli ile jest MDM-u w MDM-ie?.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska