Barbara Engelking – „Jest taki piękny słoneczny dzień” – recenzja i ocena
Poruszając temat Holocaustu, autorzy opierają się zazwyczaj na źródłach wytworzonych przez morderców albo przez świadków tych tragicznych wydarzeń. Barbara Engelking podjęła olbrzymi trud, aby dopuścić do głosu ofiary. Po zebraniu szczątków wypowiedzi i okruchów wspomnień udało się jej stworzyć niezwykle interesujący obraz stosunków polsko–żydowskich.
Barbara Engelking to autorka niebojąca się trudnych zagadnień, co udowodniła publikując pracę „Szanowny panie gistapo”. Tym razem postanowiła temat stosunków polsko– żydowskich podczas zagłady podjąć z najtrudniejszej perspektywy: z perspektywy ofiar. Zadanie to z pozoru wydaje się niemożliwe, ponieważ większość Żydów, która podczas ucieczki miała bezpośredni kontakt z Polakami, nie przeżyła wojny ani nie pozostawiła po sobie pisemnych wspomnień. Autorka podjęła jednak ogromny trud, porównywalny chyba tylko z pracą średniowiecznych mnichów, by pozbierać porozrzucane po aktach sądowych i rozmaitych opracowaniach pojedyncze zdania, a nieraz nawet pojedyncze słowa, wypowiadane przez Żydów w różnych sytuacjach, czasem tuż przed śmiercią. Z tych drobnych fragmentów powstała ogromnie interesująca mozaika wspomnień po tych, których nie ma już wśród nas.
Liczby
„Jest taki piękny...” liczy sobie 288 stron, z czego właściwa treść znajduje się na 230 z nich. Materiał podzielono na 2 główne części. Pierwsza traktuje o życiu żydowskich uciekinierów od wysiedlenia po próby uzyskania schronienia, druga mówi o obławach i egzekucjach. W książce brak jakichkolwiek ilustracji. Publikacja została wydana w ramach projektu badawczego Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN pt. Ludność wiejska w Generalnym Gubernatorstwie wobec Zagłady i ukrywania się Żydów, 1942-1945. Publikację finansowo wsparły także: Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, The Rothschild Foundation Europe oraz Conference on Jewish Material Claims Against Germany.
Między młotem a kowadłem?
Największą zaletą tej pracy jest całkowita bezstronność jej twórczyni. Nie usiłuje, jak niektórzy autorzy, wykorzystać kwestii zabijania Żydów jako kija, którym chciałaby okładać dzisiejszych Polaków. Nie nawołuje też do rozliczeń czy rozkopywania przeszłości w desperackim pościgu za winnymi. Engelking chce raczej pokazać, jak toczyły się losy tych, którym udało się zbiec z gett lub transportów.
A te bywają bardzo zróżnicowane. Żydzi na łamach jej pracy to nie tylko bezwolne ofiary, lecz osoby całkowicie świadomie wybierające swój los. Niektórzy z nich celowo rezygnują z bezpiecznego schronienia, nie chcąc narażać swoich przyjaciół na konsekwencje łamania zakazów okupanta. Część samodzielnie wybiera śmierć, chcąc w ten sposób uciec od cierpień dnia codziennego. Są też tacy, którzy z bronią w ręku (lub imitacją broni) napadają na chłopów, żądając żywności, ubrań i innych dóbr.
Społeczne tło opisywanych przez autorkę wydarzeń jest również niezwykle szerokie. Mamy tu ludność chrześcijańską spieszącą na pomoc Żydom, ale również i morderców. Niektórzy z nich zabijają pod presją, inni polują bez wytchnienia na każdą osobę, którą uznają za Żyda. Istnieje też „szara masa” ludzi starających się trzymać z dala od wszystkiego, co może przynieść im śmierć lub choćby tylko pogorszenie warunków życia. Niestety, na jedną osobę chętną do udzielenia jakiejkolwiek pomocy, nawet podania kromki chleba, przypadało znacznie więcej obojętnych czy chcących wzbogacić się na nieszczęściu drugiego człowieka.
Jak już wspomniałem, autorka stworzyła swe dzieło, kierując się chęcią naświetlenia bolesnych bądź co bądź chwil w historii stosunków polsko–żydowskich w sposób maksymalnie realistyczny. Można chyba powiedzieć, że osiągnęła swój cel. W przeciwieństwie do pozycji usiłujących przekonać czytelnika do tez autora, Engelking woli podać mu informacje na tacy, nie wywierając na niego żadnych nacisków. Gdyby autorka starała się na siłę wmówić czytelnikowi jakieś tezy, można by je z miejsca odrzucić, protestując przeciwko takiemu postępowaniu. Ten sprzeciw często pojawia się samoczynnie, niczym reakcja psychicznego układu immunologicznego na obce myśli, natrętnie wciskane nam pod czaszkę przez pisarza.
Twórczyni omawianej pracy jest jednak daleka od stosowania takich praktyk. Czasem przypomina uczciwego i zaangażowanego kustosza, który z entuzjazmem oprowadza turystę po swoich zbiorach. Nie pogania, nie zanudza swoimi komentarzami, tylko pozwala obejrzeć swe zbiory, niczego nie tając. Pokazuje bez ogródek wszystko, co udało się zgromadzić przez lata badań. Nie chce szokować czy sztucznie wzbudzać gniewu. Engelking robi wszystko, by osoba twórcy została praktycznie niezauważona. Niczym Elem Klimow mówi „Idź i patrz”, odsłaniając fragmenty nie ustępujące brutalnością tym ukazanym w filmie pod wspomnianym tytułem lub prezentując przykłady dobroci o porównywalnej wielkości. Dzieli się z czytelnikiem wszystkim, co sama odkryła, w zamian nie oczekując niczego prócz zastanowienia nad tymi trudnymi i pełnymi zła czasami. Sądzę, że to największe wyzwanie, jakie może stawiać książka.
Podsumowanie
Autorka w podsumowaniu stwierdza: Mam nieodparte wrażenie, że po zakończeniu pracy pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi. (...) Nadal pozostaję bezradna wobec zagadki czynienia zła, jak i tajemnicy doświadczania cierpienia. Jest to trafna diagnoza, świadcząca o głębokim zrozumieniu tematu. Nie da się przecież racjonalnie wyjaśnić, jak ludzie będący ojcami i mężami, zarówno przed jak i po wojnie żyjącymi jako spokojni obywatele, mogli w przeciągu kilku dni zmieniać się w morderców zabijających ludzi, których znali niekiedy od lat. Tego nie można zrozumieć, siedząc przed ekranem komputera w ciepłym pokoju, mając pod dostatkiem żywności czy ciepłych ubrań. O tych wydarzeniach nie wolno jednak zapominać, a praca Barbary Engelking na pewno pomoże tym, którzy poszukują wiedzy o tych jakże trudnych momentach w historii Polski.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Agnieszka Kowalska