Piotr Śliwiński: Autor ma święte prawo oszukiwać, natomiast nigdy nie wolno mu kłamać!

opublikowano: 2017-11-28 23:26
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Czy trudno jest napisać powieść historyczną o czasach upadku Rzeczypospolitej? Dlaczego w tego typu książkach, będących głównie rozrywką dla ludzi, ważna jest wiarygodność historyczna? I czemu to Stanisław August Poniatowski jest czarnym charakterem „Ryngrafu”? O tym i wielu innych kwestiach opowiada Piotr Śliwiński przy okazji premiery swojej najnowszej powieści!
REKLAMA
Piotr Krzysztof Śliwiński, ur. 29 czerwca 1973 r. w Krakowie. Absolwent polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Debiutował powieścią „Dziki Kąt" (Czarne, Wołowiec 2007). Współpracował z "Tygodnikiem Salwatorskim", "Źródłem" i Radiem WNET. Mieszka w Krakowie z żoną i dwiema córkami. Jego ulubionym programem tv jest... 200-litrowy zbiornik z południowoamerykańskimi rybami, a zajęciem - pieczenie chleba. Po godzinach pisze kolejną książkę.

Maciej Zaremba: Kim są główni bohaterowie Pana powieści?

Piotr Śliwiński: Bohaterami „Ryngrafu” są dwaj przyjaciele, żołnierze wojsk koronnych, których różne koleje losu zawiodły w szeregi insurgentów Kościuszki. Obydwu dane było zetknąć się z największymi tuzami powstania: Kościuszką, Kołłątajem, Zajączkiem, księciem Poniatowskim czy Dąbrowskim oraz brać udział w najważniejszych wydarzeniach owych tragicznych miesięcy 1794 roku.

A o czym Pana powieść opowiada?

Książka opowiada o ludziach wplątanych w tryby wielkich dziejowych wydarzeń, o społeczeństwie polskim u schyłku istnienia I Rzeczypospolitej, o miłości do kobiet i kraju, o wierności i zdradzie, wreszcie i o tym, jak zachowuje się jednostka postawiona przed trudnymi wyborami.

Dlaczego zdecydował Pan się akurat na tę epokę i wydarzenia? Dlaczego akurat Insurekcja ?

Wszystko zaczęło się przeszło 30 lat temu, kiedy dostałem od swego Taty niewielką książeczkę Jana Lubicz-Pachońskiego „Bitwa pod Racławicami”. Od tamtego czasu dzieje insurekcji zawładnęły mną bez reszty, stając się na kilka kolejnych lat swoistym hobby. Miałem to szczęście, że urodziłem się i do dziś mieszkam w Krakowie, gdzie po Kościuszce i po insurekcji zostało sporo pamiątek i mogłem je sobie celebrować do woli. Spacer z historią rozpoczynał się już za drzwiami domu przy ul. Księcia Józefa, gdzie w drodze do szkoły mijałem dwór ordynatowej Zamoyskiej Pod Lipkami, skąd książę Pepi wyruszył w swą ostatnią drogę pod Lipsk, potem zaczynała się ul. Kościuszki, skąd już dosłownie krok do kopca jego imienia. Jak więc widać nasiąkałem kościuszkowską epoką od małego. Potem horyzonty się rozszerzały o klasztor kapucynów przy Loretańskiej, gdzie Kościuszko wespół z Wodzickim święcili szable i gdzie znajduje się miejsce wiecznego spoczynku tego drugiego i wreszcie Wawel z kryptą św. Leonarda. Później dopiero przyszły brunatne skiby pól spod Racławic i maciejowickie wertepy… Insurekcja może również z tego względu, że jest to zaniedbany i traktowany po macoszemu moment w naszej historii. Proszę zauważyć, że — paradoksalnie — lubujemy się w obchodach rocznic powstań, a tak naprawdę nie wiemy o nich zbyt wiele. Insurekcja kościuszkowska w powszechnej świadomości naszych rodaków to obrazek z ubranym w chłopską sukmanę Naczelnikiem prowadzącym do zwycięskiego boju zbrojnych w kosy podkrakowskich wieśniaków. I tyle. Otaczają nas mity i symbole, często ważniejsze od realiów.

REKLAMA
Kościuszko z kosynierami pod Racławicami (domena publiczna)

Czy trudno napisać powieść historyczną o upadku Rzeczypospolitej? Dlaczego te, jakby nie było, przygnębiające czasy i wydarzenia mogą być tak ciekawym tłem fabularnym powieści?

Kiedyś, dawno temu, zamarzyłem sobie, że napiszę książkę o insurekcji; o wszystkich tych bitwach i tragediach. Im więcej chłonąłem Pachońskiego, tym bardziej utwierdzałem się w swym młodzieńczym postanowieniu. Dzieckiem będąc, próbowałem pisać infantylne jeszcze opowiadanka o dzielnym Naczelniku i jego kosynierach, ale pomysł na „Ryngraf” pojawił się jakieś 10 lat temu. Dzieje Polski, przynajmniej ostatnich 250 lat, są nader przygnębiające, a mimo to powstało mnóstwo bardzo dobrych fabuł o tamtych czasach. Przecież nawet z piekła ostatniej wojny dało się wyłuskać niejeden diament w postaci książki bądź filmu.

Tadeusz Kościuszko w czasie wojny polsko-rosyjskiej 1792 r. (domena publiczna)

Czy pisząc „Ryngraf” szukał Pan inspiracji w innych literackich dziełach? Jeśli tak, to czym się Pan inspirował?

Tak naprawdę nie szukałem wzorca. Próbowałem natomiast szukać w naszej literaturze dzieł opiewających choć trochę tamte czasy. Najpierw pojawiła się „Rapsodia warszawska” Pauszer-Klonowskiej, później „Rok 1794” Reymonta, „Popioły” Żeromskiego i wreszcie „Kolebka” i „Milczące psy” Łysiaka. Potem postanowiłem postawić, jak ja to nazywam, na wypisanie się. Uznałem, że skoro mam napisać powieść, nie mogę ograniczać się ilością i muszę rzucić się na głęboką wodę, inaczej nic z tego nie będzie.

A z jakich źródeł i opracowań korzystał Pan pisząc swoja powieść?

Przyznam, że do pisania przygotowywałem się bardzo rzetelnie, przekopując nieraz grube tomiszcza i nurkując w przepastnych archiwach. Stworzyłem sobie podręczną bibliografię idącą w blisko dwa tysiące tytułów prac i artykułów. Korzystałem z Tokarza, Łojka, Lubicz-Pachońskiego, Herbsta, Drzewieckiego, Niemcewicza, Ratajczyka, Teodorczyka czy Bauera, że wymienię tylko niektórych.

REKLAMA

Polecamy książkę Piotra Śliwińskiego „Ryngraf”:

Piotr Śliwiński
„Ryngraf”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Muza S.A.
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
640
Data i miejsce wydania:
1
Format:
15.5 x 23.5 cm
ISBN:
978-83-287-0602-6

A czy uważa Pan, że w powieści historycznej, która z zasady ma być głównie rozrywką dla ludzi, ważna jest wiarygodność historyczna?

Wiarygodność ponad wszystko! Bez niej powieść czy film historyczny będzie co najwyżej ckliwą bajeczką o walorach latynoskiej telenoweli, czasem podlaną politpoprawnym sosem. Autor ma święte prawo oszukiwać, natomiast nigdy nie wolno mu kłamać! Trzeba doskonale znać realia epoki, żeby najzwyczajniej w świecie nie wyjść na ignoranta.

Wzięcie do niewoli Tadeusza Kościuszki pod Maciejowicami na obrazie Jana Bogumiła Plersza (domena publiczna).

Jak w takim razie zachować równowagę pomiędzy opisywaniem prawdziwych historycznych zdarzeń, a uzupełnianiem ich przez fikcyjne postaci i wydarzenia? Czy jest to trudne dla pisarza?

Tak jak już powiedziałem, autorowi wolno oszukiwać, ale nie wolno kłamać. Trzeba stworzyć prawdopodobieństwo zdarzenia, tak, by Czytelnik uznał je za wiarygodne, doprawić prawdziwymi cytatami, które ktoś kiedyś ocalił od zapomnienia i już mamy gotową scenę albo rozmowę. W czasie tworzenia scen dialogowych postaci historycznych niezwykle przydatne okazały się pamiętniki z epoki. Nie umiem natomiast powiedzieć, jak zachować równowagę między fikcją a prawdą. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ot, po prostu, tak mi się napisało. A czy to trudne? Nie wiem.

W Pana powieści mamy do czynienia z wieloma rzeczywistymi postaciami historycznymi. Czy trudno było wpleść w wiarygodny sposób prawdziwych polskich bohaterów na karty „Ryngrafu”?

Stanisław August w stroju koronacyjnym (aut. Marcello Bacciarelli , domena publiczna).

Tak jak już mówiłem, kiedy chcę uwiarygodnić opisywane zdarzenie, muszę nadać mu jakieś znamię prawdopodobieństwa. Jeżeli tworzę scenę rozmowy postaci historycznych i wiem, że takowa miała miejsce, staram się dotrzeć do choćby jednego źródła ową scenę opisującego. Na większy luksus bajania pozwalam sobie, gdy bohaterowie fikcyjni napotykają na swej drodze historycznych. Jednak owo bajanie musi być na tyle realistyczne, by Czytelnik uznał je za prawdopodobne.

Niewątpliwie czarnym charakterem Pana powieści jest król Stanisław August Poniatowski. Dlaczego on?

REKLAMA

Skarbnicą wiedzy o królu Stasiu pozostają chyba nadal książki prof. Jerzego Łojka, dzięki którym możemy poznać różne oblicza tego samego władcy, a także wiele ciemnych i wstydliwych faktów z jego życia. Trudno nie uznać za szwarccharakter człowieka, którego jedynym zmartwieniem w chwili upadku państwa jest troska o to, czy zaborcy spłacą jego długi i wierzytelności opiewające wówczas na astronomiczną kwotę 40 milionów ówczesnych złotych polskich, za którą to sumę można było wystawić 120-tysięczną armię i dać jej utrzymanie przez okrągły rok! Szokujące, prawda? Bardziej szokujące było jednak to, że za cenę spłaty długów przez carską Rosję, zrzekł się pretensji do tronu i korony, po czym dał się wywieźć z kraju i zostać dożywotnim rezydentem carów. Już sam wybór Poniatowskiego na tron polski był jawną kpiną z demokracji szlacheckiej i wolnej elekcji. Wybrany pod presją 7000 carskich bagnetów okupujących Polskę, zasiadł na tronie de facto w wyniku zamachu stanu. Sama Imperatorowa pisała do Wielkiego Fryca o Poniatowskim, że ze wszystkich kandydatów do tronu polskiego ma on najmniejsze szanse na jego objęcie, zatem będzie najbardziej wdzięczny tym, dzięki którym na tronie zasiądzie. Wystarczy?

Odejdźmy na chwilę od ludzkich bohaterów. W Pana powieści dużą rolę odgrywa Warszawa opanowana iście rewolucyjnymi nastrojami. Czy pisząc o dawnej Warszawie chodził Pan na przykład po mieście i inspirował się pozostałościami po dawnej tkance miejskiej stolicy?

Jan Kiliński prowadzi jeńców rosyjskich przez ulice Warszawy (aut. Wojciech Kossak, domena publiczna).

To zaskakujące, że insurekcja warszawska, owe trzy dni, które dały wolność stolicy, są prawie niezauważalne w naszej historii, a przecież było to, zakończone pełnym sukcesem… powstanie warszawskie! Nie inspirowałem się współczesną stolicą, bo nie ma w niej nic z tej XVIII-wiecznej. Co tam XVIII-wieczna. Nawet tej XX-wiecznej, przedwojennej nie doszuka się Pan nigdzie, bo została bezpowrotnie zniszczona w ’39, a potem w ‘44. Proszę sobie spróbować teraz wyobrazić regiment Działyńskiego idący środkiem dzisiejszych, asfaltowych Alei Ujazdowskich. Albo walki na dzisiejszym Krakowskim Przedmieściu czy Miodowej. Czysta abstrakcja! Po Warszawie nie chodziłem, za to dużo czasu spędziłem nad albumami z malarstwem Canaletta, rycinami Zygmunta Vogla, Jana Piotra Norblina czy Aleksandra Orłowskiego. Zwłaszcza ci dwaj ostatni to istni graficzni kronikarze insurekcji, tacy XVIII-wieczni „fotografowie” zdarzeń.

Czy planuje Pan kontynuację „Ryngrafu”? I jakie są Pana dalsze plany autorskie?

Na razie nie powiem. Aktualnie mam „rozgrzebaną” jedną dużą historię i jedną małą gotową prozę poetycką, którą usiłuję sprzedać wydawcom.

Polecamy książkę Piotra Śliwińskiego „Ryngraf”:

Piotr Śliwiński
„Ryngraf”
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Muza S.A.
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
640
Data i miejsce wydania:
1
Format:
15.5 x 23.5 cm
ISBN:
978-83-287-0602-6
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Maciej Zaremba
Były redaktor naczelny Histmag.org (2017-2019). Absolwent historii i student politologii na Uniwersytecie Warszawskim. Interesuje się historią nowożytną Polski, zwłaszcza życiem codziennym, publicznym i wojskowym społeczeństwa szlacheckiego Rzeczypospolitej oraz stosunkami polsko-moskiewskimi w XVI i XVII wieku. Wielbiciel gier video i literatury fantasy. Uważa, że historię należy popularyzować za pomocą wszelkich dostępnych środków popkultury, takich jak filmy, seriale, muzyka czy gry.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone