Anna Malchárková – „Grunt” – recenzja i ocena
Anna Malchárková – „Grunt” – recenzja i ocena
Anna Malchárková jest poetką i pisarką, która osią swojej twórczości uczyniła życie wiejskie na Śląsku, a szczególnie na Ziemi Hulczyńskiej. Jej poetycki debiut był napisany w hulczyńskim dialekcie śląskiego. Za największe osiągnięcie uznaje się jej powieść historyczną Grunt, która dzięki wydawnictwu Silesia Progress trafiła do rąk polskiego czytelnika.
Rodzina Rothów należała do tych we wsi, które miały największe gospodarstwa. Grunt w tej rodzinie dziedziczono wraz z chłopską dumą. Było to błogosławieństwo, a zarazem przekleństwo dla młodych. Nie mogli bowiem żenić się z miłości, a jedynie z gruntami równymi sobie. Jednak to nie jedyne zmartwienie, która zawisło nad głową pierworodnego Ignaca. Gdy w wyniku pijackiej kłótni porywczy i wybuchowy dziedzic Rothów zabił syna ich posługaczki Róży nad całą rodziną spoczęło widmo klątwy rzuconej przez oszalałą z bólu matkę. Dotknie ono nie tylko Ignaca, ale pośrednio i jego żonę Almę, z którą ożeni się z chłopskiego rozsądku. I to ona aż do śmierci będzie raz po raz próbować podnosić dziedzinę z upadku. Czy okupacja niemiecka, socjalistyczna brutalna kolektywizacja (którą nie przeprowadzali obcy, ale swoi), sowieckie więzienia, śmierć pierworodnego, utrata gruntu, a w końcu kompletne odwrócenie się młodych od życia na roli to wynik przekleństwa? Czy gdyby Šimon żył wszystko to by się nie wydarzyło? A może to wszystko jest po prostu wypadkową ciężaru życia na wsi, często okrutnego w stosunku do innych, co powodowało narastającą chęć odwetu.
Malchárková ma niesamowitą zdolność prowadzenia opowiadania w taki sposób, że nawet pojawiające się zjawiska paranormalne wydają się logiczną konsekwencją wyborów i zdarzeń będących udziałem głównych bohaterów. Oni sami, Rothowie, Struhalowie, Rohelowie, przygłupi Johanek Kogucik, szeptucha Filomena są ludźmi z krwi i kości. Chłopami, którzy próbują sprostać nadchodzącym zmianom. Przeczekać aż wypełni się klątwa Róży. Ale jednak może i po zagładzie starego porządku jest miejsce na nowy początek? Może inny, ale przynoszący coś dobrego?
Duże brawa należą się tłumaczce książki Karolinie Pospiszil-Hofmańskiej, która w sposób brawurowy oddała niuanse, rytm oraz płynność opowieści. Wszystko to sprawia, że czytelnik kończy lekturę z poczuciem głęboko zakorzenionego niepokoju. Bo w końcu kto jest winien utracie gruntu? Wiele zła wyrządzili okupanci, ale tak jak komuniści w większości byli to swoi. Tacy, z których rodzinami spotykało się w karczmie od lat. I nad tym wszystkim Bóg, do którego od zawsze się zwracano, a który tylko wyniośle milczy patrząc na zagładę gospodarstw.
Grunt jest powieścią niesamowitą. Bardzo rzadko zdarza się czytać (i recenzować) coś tak bardzo poruszającego, niepokojącego i zmuszającego do głębszej refleksji. Zdecydowanie polecam.