Ankieta - redaktorzy Histmag.org odpowiadają (5)
Z czym kojarzy Ci się Histmag.org?
Przede wszystkim z tym, że jest z Internetu. Z tego wynikają kolejne rzeczy: specyficzny rodzaj luzu, widoczny nawet w poważniejszych projektach; otwarcie na czytelników, podtrzymywanie z nimi bezpośredniego kontaktu, śledzenie ich oczekiwań i wyborów, a nie wypowiadanie się z wysokości wstępniaka redaktora, który „wie lepiej”; traktowanie sieci jako nowej Biblioteki Aleksandryjskiej, w której wiedza jest dostępna, wystarczy do niej tylko sięgnąć. No i to, że Histmag, tak jak wiele innych projektów „z Internetu”, nie jest elementem gry medialnej, powiązanej zarówno z komercjalizacją, jak i sporami światopoglądowymi. Nie kojarzy mi się on ze znanymi z mainstreamu jednoznacznymi narracjami czy tymi samymi twarzami historyków i dziennikarzy, którzy ciągle mówią i piszą książki o tym samym.
Jak zacząłeś swoją przygodę z portalem?
W zespole nie jestem może dinozaurem pamiętającym pierwsze teksty w Histmagu, ale prawie 11 lat znajomości z tym projektem to kawał życia. Mówiąc szczerze: znam lepiej lub gorzej zdecydowaną większość ludzi, którzy byli zaangażowani w Histmaga. Trafiłem tu szukając… informacji o grach z serii Europa Universalis. To akurat zbiegło się z początkiem kolejnej edycji naszego Turnieju (zająłem w nim miejsce w drugiej piątce i nigdy nie powtórzyłem już tego sukcesu). Potem była rejestracja na naszym forum dyskusyjnym, propozycja pisania newsów na nasz serwis historyczno-kulturalno-społeczno-growy, pierwszy zlot Histmaga w Krakowie (poznałem wtedy Michała Świgonia i Romka Sidorskiego), a po jakimś czasie początek współpracy z redakcją e-zinu „Histmag”.
Na początku zresztą moim głównym zadaniem było... składanie tekstów do nowych numerów w HTML-u. Byliśmy na końcu „łańcucha produkcyjnego”, więc zawsze walczyliśmy z opóźnieniami i goniącymi terminami. To była świetna szkoła pracy „na deadline”. Po jakimś czasie zacząłem też pisać artykuły (zaczynałem od recenzji stron internetowych), aż wreszcie na jesieni 2006 r. dołączyłem do redakcji jako szef składaczy. Od tej pory robiłem już w HM tysiące różnych, mniej i bardziej poważnych rzeczy…
Jakie teksty w HM lubisz czytać najbardziej?
Paradoksalnie nie te dotyczące tematów najbardziej mi bliskich, chociaż zdarzają się takie, które potrafią pokazać mi coś, o czym do tej pory nie słyszałem. Najwięcej tekstów w HM czytam podczas ich redakcji. Wtedy też mam okazję czytać (i bardzo lubię to robić!) o tym czym nie zajmowałem się jako historyk, a o czym słyszałem w filmach, powieściach i grach komputerowych. Dlatego zawszę lubię teksty o dojrzałym i późnym średniowieczu, nowożytności czy XIX wieku, a także o drugiej wojnie światowej. Zwłaszcza te dotyczące historii powszechnej. Lubię też w Histmagu felietony z ciekawymi i może nieoczywistymi tezami, chociaż żałuję, że mój ulubiony autor ostatnio tak mało pisze...
Zobacz też:
Co najbardziej cenisz w czytelnikach portalu?
To, gdy potrafią stworzyć dobrą, merytoryczną dyskusję. Zaletą sieci jest to, że od razu pod tekstem mogą pojawić się komentarze. Najbardziej lubię te merytoryczne, często polemiczne, zwykle otwierające obszary nieuwzględnione w tekście. To jest prawdziwy skarb Internetu – że nie tylko autorzy mogą tworzyć ten zasób wiedzy, ale każdy, kto ma coś ciekawego do powiedzenia.
Co daje ci najwięcej frajdy przy tworzeniu HM?
Od pewnego czasu zajmuje się w Histmagu przede wszystkim organizowaniem treści w serwisie i planowaniem naszych działań. Najbardziej więc lubię, gdy to, co zaplanowaliśmy, uznając to za ważny i ciekawy temat, dodatkowo ujęty w fajny sposób, po publikacji cieszy się zainteresowaniem czytelników – otrzymuje pozytywne komentarze, „lajki”, jest przekazywane dalej w postaci linku. Nie ma fajniejszego uczucia niż to, gdy widzisz, że to co sobie wymyślisz podoba się czytelnikom.
Przykładem jest sytuacja z tego roku: w maju rozwiązywaliśmy matury. Przez wcześniejsze opublikowanie arkuszy przez CKE musieliśmy mobilizować się na szybko i z biegu rozwiązywać test. Robiliśmy to wszystko w biegu, intensywnie wpatrując się w monitory. Po kilku godzinach, gdy akceptowaliśmy ostatnie odpowiedzi, byliśmy strasznie zmęczeni. Gdy jednak wtedy okazało się, że rozwiązaliśmy maturę jako pierwsi, a maturzyści wchodzą na nasze arkusze by sprawdzić jak im poszło, radość i satysfakcja były ogromne...