Andrzej Fedorowicz – „Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach” – recenzja i ocena
Andrzej Fedorowicz – „Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach” – recenzja i ocena
Książka Andrzeja Fedorowicza roztacza przed nami barwną panoramę II RP, prezentując różne przedmioty pochodzące z dwudziestolecia międzywojennego (wbrew tytułowi nie jest ich sto, ale nawet 102). Pojęcie przedmiotu jest tutaj dość szerokie. Może to być jakiś artefakt kultury materialnej jak np. lalka czy element ubioru, ale także gazeta z jakimś artykułem czy nawet akt prawny. Każdy z takich przedmiotów, które możemy podziwiać na bogatym materiale ilustracyjnym, został przez autora opisany, a na kanwie tego opisu przedstawiono jakiś istotny aspekt funkcjonowania w latach 1918-1939 polskiego państwa i społeczeństwa.
Autor zastosował (na ile to możliwe) chronologiczny układ prezentowanych przedmiotów. Dzięki temu otrzymujemy w miarę spójny tok narracji, widzimy związane z walkami o granice narodziny II Rzeczypospolitej, jej wzrost i rozwój, zaś pod koniec książki wręcz czuć zbierające się nad Polską czarne chmury i czytelnik coraz bardziej uświadamia sobie, że świat o jakim czyta szybko bezpowrotnie przeminie.
Co warto podkreślić, „Druga Rzeczpospolita w 100 przedmiotach” to książka w minimalnym stopniu poruszająca tematykę historii politycznej. Parę razy na jej kartach pojawia się Józef Piłsudski, co wytłumaczyć można istotną rolą tego męża stanu w walce o niepodległość oraz przemożnym wpływem, jaki wraz ze swoim obozem politycznym wywierał na międzywojenną Polskę. Pozostali ojcowie niepodległości i inni politycy tego okresu są w toku narracji praktycznie nieobecni. Autor zachowuje też raczej neutralność w kwestii tego, kto z nich miał rację czy większe zasługi. Książka o polityce mówi więc najmniej, jak jest to tylko możliwe. Osobne hasło ma zabójstwo prezydenta Narutowicza, ale zamach majowy, bezdyskusyjnie stanowiący istotną cezurę w dziejach II RP już nie. Czy lepiej jest z historią społeczną? Trudno powiedzieć, podkreślono wprawdzie wagę przyznania praw wyborczych kobietom, ale reformy rolnej już nie.
Bardzo dużo uwagi poświęcono za to kulturze. Mamy więc opisane sukcesy polskiej kinematografii, życie literackie, kabarety ale także komiksy – nieśmiertelnego Koziołka Matołka, propagandowe „Przygody szalonego Grzesia”, czy też wydawane na licencji historyjki z bohaterami stworzonymi przez Disneya. Międzywojenna Polska jawi się jako kraj awangardowy jeśli chodzi o sztukę. Kilkakrotnie czytelnik odnosi wrażenie, że Polacy przodowali w stylu art deco, autor prezentuje też np. sylwetkę Stanisława Szukalskiego. Co należy zaznaczyć, bardzo solidnie są tu reprezentowane dziedziny takie jak technika czy nauka, niejednokrotnie traktowane po macoszemu w podobnych opracowaniach. Wiele z omawianych przedmiotów to po prostu rzeczy używane w różnych sferach życia codziennego, stąd też możemy przeczytać o papierosach (oczywiście ikonicznych Egipskich) czy... prezerwatywach. Są też hasła prezentujące osiągnięcia, które wręcz machinalnie kojarzą się z II RP i których w takiej książce po prostu nie mogło zabraknąć, jak sławojka czy Luxtorpeda.
Praca dość dobitnie akcentuje, że II RP powstała z ziem trzech zaborów, że granice musiała sobie wywalczyć nieraz z bronią w ręku, że Polacy zamieszkiwali także poza wyznaczonymi granicami kraju. Bardzo ciekawe są hasła o Litwie Środkowej, Wolnym Mieście Gdańsku, czy znaczkach pocztowych w dobie odradzającej się państwowości. Trochę zaskakuje niedostateczne moim zdaniem podkreślenie znaczenie traktatu wersalskiego. Wydaje się, że autor nie faworyzuje żadnej z dzielnic, Polski wschodniej czy zachodniej – przeczytać możemy tak o powstaniu wielkopolskim, autonomii śląskiej czy też wyczynach zagończyków Stanisława Bułak-Bałachowicza, niejako epigona wielonarodowej Rzeczypospolitej. Odniosłem jednak wrażenie, że Andrzej Fedorowicz szczególnym uczuciem darzy Lwów. Ilekroć pisze o tym mieście, trudno pozbyć się wrażenia, że był to najpiękniejszy i najciekawszy z ośrodków ówczesnej Polski. Myślę, że wrażenie to odniósłbym nawet wtedy, gdyby autor nie podkreślał, że w pierwszym konkursie Miss Polonia lwowianki były bezkonkurencyjne i trzeba było zakulisowo skrzywdzić jedną z nich, by uhonorować reprezentantki innych części kraju.
Co do wielokulturowości II Rzeczypospolitej, to jest ona omówiona w stopniu umiarkowanym, najwięcej uwagi poświęcono życiu żydowskiemu – przeczytać możemy o Wielkiej Synagodze na Tłomackiem czy Naczelnym Rabinie RP Baruchu Steinbergu. Czytając o żydowskich nacjonalistach z organizacji Betar, który to temat od co najmniej dekady nie jest przecież jakąś wiedzą tajemną, można się wręcz zdziwić, czemu obecnie nie akcentuje się znaczącego wsparcia udzielonego przez Polaków Irgunowi, co niewątpliwie wpłynęłoby pozytywnie na klimat stosunków polsko-izraelskich. Usatysfakcjonowani mogą być amatorzy tajemniczych historii – poczytać możemy co nieco o masonerii, dowiadując się, że to właśnie w lożach masońskich ukuto hasło sanacji państwa, ale też o tym, że dochodziło do daleko posuniętej fraternizacji wolnomularzy należących do obozów piłsudczykowskiego i narodowo-demokratycznego. Omówiona została też postać jasnowidza Ossowieckiego, którego przepowiednie okazały się niepokojąco trafne.
Książka prezentuje zasadniczo pozytywny, choć nie bezkrytyczny obraz II Rzeczypospolitej. Poczuć możemy wręcz nostalgię za państwem, które choć nie pozbawione wad, miało niezaprzeczalne osiągniecia. Autor ukazuje tam jednak też dwie łyżki dziegciu. Pierwszą z nich jest horrendalny fiskalizm, opisany na kanwie sloganu Melchiora Wańkowicza „Cukier krzepi” (kilogram cukru kosztował przed wojną tyle co kilogram wołowiny!). Drugą – sposób zwalczania opozycji przez obóz sanacyjny, którego egzemplifikacją jest obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej.
Oczywiście każdy taki wybór, nawet 100 czy wręcz 102 przedmiotów będzie zawsze subiektywny i w jakiś sposób niepełny. Poza uwagami już w tekście zgłoszonymi mógłbym spytać np. gdzie jest egzemplarz „Słowa” wileńskiego, zwłaszcza że Federowicz wspomina wprost o Cacie-Mackiewiczu i widać, że jego piśmiennictwo nie jest mu obce. Myślę jednak, że autorowi udała się sztuka takiego doboru „eksponatów”, by uzyskać ciekawy i reprezentatywny obraz międzywojennej Polski. Szczerze polecam tę – po raz wtóry podkreślę – pięknie wydaną książkę.