Andrzej Dobosz: Paryż jest miastem doskonale skomponowanym
Po przeczytaniu Pańskiej książki zastanawiała nas geneza jej tytułu. Składa się ona z wielu felietonów, o ludziach, pisarzach, myślicielach ważnych w Pańskim życiu. Gdzie jest tu miejsce na bycie „Pustelnikiem”?
Jakieś pół wieku temu trafiłem na teksty Pustelnika z Krakowskiego Przedmieścia, które zachwyciły mnie czystością i prostotą języka. Autor ten był w latach 1813-1821 felietonistą „Gazety Warszawskiej”. Cztery tomiki jego felietonów miały dwa wydania. W drugim wydaniu z roku 1829 (1300 stron w formacie ósemki) dołączony jest imienny spis 309 prenumeratorów, wśród których jest ks. arcybiskup Prymas Worowicz, biskupi kaliski i płocki, rektor UW ks. Szweykowski, prof. filozofii UW Krystyn Lach Szyrma, autor zajmującego opisu podróży po Anglii i Szkocji, rodzina Norwidów, rektor liceum a zarazem autor słownika Linde, Franciszek Xawery Dmochowski, tłumacz Homera. Ponieważ spędzałem wówczas całe dni na Krakowskim Przedmieściu- między Pałacem Staszica, w którym mieści się Instytut Badań Literackich PAN, Uniwersytetem, Akademią Sztuk Pięknych, kawiarnią Bristolu (niegdyś bardziej inteligencką niż dzisiaj) i wreszcie Związkiem Literatów, pozwoliłem sobie przejąć ten pseudonim.
Mój prapradziadek nazywał się Gerard Maurycy Witowski (1787-1837), był urzędnikiem państwowym, a ponadto właścicielem kamienicy, w której mieszkał. Jego poprzednikiem czy pierwowzorem był Francuz, nazwiskiem Jouy, który w latach 1813-1817 ogłosił także cztery tomiki felietonów Pustelnika z Chaussée d’Antin czyli obserwacji o zwyczajach paryskich. Chaussée d’Antin w początkach XIX wieku była ulicą eleganckich pałacyków zamieszkaną przez arystokrację i bankierów, gdzie bywali literaci i muzycy. Dziś całkowicie przebudowana, tłoczna i hałaśliwa, mieści wielkie domy towarowe- Galerie Lafayette i Au Printemps, nie wytrzymując już porównania z Krakowskim Przedmieściem.
Juvy adoptował do realiów paryskich „Spectatora” Anglików Addinsona i Steele’a. Wybór ze „Spectatora” wydała przed laty Zofia Sinkowa w „Bibliotece Narodowej”. Nasz Witowski był z kolei naśladowany jako „Pustelnik z ulicy Sadowej” na łamach „Wiestnika Jewropy” przez Kwitkę-Osnowanienkę.
Jan Józef Lipski przygotował we wczesnych latach siedemdziesiątych antologię felietonistyki warszawskiej „Pustelnicy z Krakowskiego Przedmieścia” (Od Witowskiego do Dobosza). Tom I obejmował lata 1818-1899, Tom II lata 1900-1939, a Tom III lata 1945-1970. Zaczęły się kłopoty. Rzecz, którą cenzura puściła w gazecie w roku 1956, była niecenzuralna od jesieni 1957, a puszczona w 1967, stawała się nielegalna po marcu 1968. Ostatecznie PIW wydał tylko dwa pierwsze tomy pod tytułem „Warszawscy «Pustelnicy» i «Bywalscy»”. Lipski wyraził tam nadzieję, ze Witowski jeszcze zostanie wydany w całości, będąc tym, który otwiera ciąg nazwisk wielkich, średnich i małych twórców gatunku, który istotnie wzbogacił literaturę polską.
W Paryżu wszedłem w posiadanie kompletu Francuza (choć dysponuję tylko czwartym tomem Witowskiego). Pustelnik wykorzystywał schemat konstrukcyjny, wypełniając go dobrym opisem warszawskich obyczajów i mód umysłowych. Trafnie cytuje naszych autorów; często jest to Krasicki. Lokalne wydarzenia kojarzy z fragmentami klasycznych pisarzy greckich i rzymskich.
Miał Pan dar pisania w sposób lekki o trudnej rzeczywistości PRL. Skąd się to brało? Czy to nieoczekiwana „zasługa” cenzury, uniemożliwiającej poruszanie tematów w sposób poważniejszy, czy raczej lekarstwo na trudne czasy?
Jedyną przysługą uczynioną mi przez cenzurę było, w rezultacie panującego w trzeciej dekadzie września 1956 zamieszania politycznego w kraju, puszczenie „Szkoły życia”. Podobny tekst o armii Paktu Warszawskiego nie miał prawa się ukazać w druku w PRL, niezależnie od stanowiska jakie w danym miesiącu zajmował Wojciech Jaruzelski. Autorka zamieszczonej przez Państwa recenzji „Pustelnika” wykazuje dobroduszną naiwność pisząc o ewolucji poglądów autora. Praca o stenografii jest jedynie świadectwem opanowania przez licealistę nowomowy jako jeszcze jednego języka obcego, obok angielskiego czy rosyjskiego (słabo). Ów licealista miał wówczas jedną ambicję: dostać się na studia, pomimo fatalnego pochodzenia (ojciec oficer Andersa, uczestnik bitwy pod Monte Cassino). Skoro cel został osiągnięty i w 1952 r. przyjęto mnie na polonistykę UW, zacząłem pisać własnym głosem, choć w wypowiedziach ustnych jeszcze przez jakieś trzy lata zachowywałem pewną powściągliwość. Relacja z obozu wojskowego wcześnie utrwaliła moją pozycję wśród czytającej inteligencji. Zwracając się do niej mogłem wyrażać się w sposób ściszony.
„Pustelnik...” traktuje w większości o Polsce. Wiele czasu spędził Pan jednak także we Francji Jakie jest jej miejsce w Pańskim życiu?
W Warszawie poza Krakowskim Przedmieściem, Kolonią Staszica jest jeszcze może z osiem zakątków, gdzie lubię spacerować. W Paryżu jest takch miejsc z setka. Warszawa jest miastem z dziurami; na wysepkach żyje tu wielu moich przyjaciół. Tymczasem Paryż jest miastem doskonale skomponowanym. Są tu miliony przedmiotów, często pochodzących z paru stuleci. Wiele z nich wystawionych jest na sprzedaż. Sprawia to, że w zależności od sytuacji sprzedającego z dwu identycznych wyrobów jeden moze być dwadzieścia osiem razy droższy od drugiego. Proszę sobie wyobrazić rozdrażnienie, jeśli wczoraj nierozważnie ulegliśmy pokusie nabycia tego pierwszego, lub satysfakcję jeśli dziś trafiamy na drugi. To jest właśnie radość przebywania w prawdziwym wielkim mieście, gdzie poluje się jak w dżungli. Dla odmiany długie wieczorne rozmowy wśród przyjaciół są dla mnie domeną Warszawy.
W „Pustelniku...” wspomina Pan o napisaniu powieści z XIX wieku. Czy myślał Pan o tym poważnie? Dlaczego nie udało się zrealizować tego pomysłu?
Myślałem i myślę całkiem poważnie. Pracując nad dziełem, dla próby ręki wykonuje się po drodze różne drobiazgi, które czasem się ze sobą łączą.
W swoich felietonach posługuje się niesamowicie trafnymi cytatami. Skąd bierze się umiejętność wyszukiwania takich „perełek”? Czy towarzyszyła Panu zawsze, czy też jest to efekt czytelniczej pasji i wyrobienia sobie literackiej wrażliwości?
W czasie studiów wspólnie z przyjacielem Jerzym Timoszewiczem, późniejszym wybitnym edytorem pism Leona Schillera i Jerzego Stempowskiego urynkowiliśmy cytaty. Za prawo użycia zdania: „W Londynie kupczyk nazwiskiem Curtis na policję doprowadzony został, poniewaz na teatrze w Covent Garden tak nadzwyczajnym sposobem poziewał, że wszystkich widzów do poziewania pociągnął, przez co reprezentacja przerwaną zostać musiała”. Wypadło oddać rzadkość bibliograficzną: egzemplarz drugiego numeru kwartalnika „Pióro” Józefa Czechowicza z roku 1939.
Po latach zacząłem cytaty traktować w sposób dwojaki. W wypadku autorów, których aprobuję, czasem pozwalam sobie na minimalne korekty, wypuszczanie przymiotnika bez zaznaczania wielokropkiem, zamianę jakiegoś słowa lub trybu. Wobec autorów atakowanych ścisłość absolutna, co do przecinka, by poszkodowani nie zechcieli puścić z torbami mnie i redaktora. I jeszcze w pamięci na zapas jedno liche zdanie, jeśli nieszczęsny zechce polemizować.
Wspomina Pan, że miał w życiu okazję odwiedzić wiele zagranicznych bibliotek, m.in. w Kopenhadze, Madrycie, Amsterdamie, Paryżu. Ta ostatnia robiła wrażenie dźwiękoszczelną podłogą. Proszę na koniec powiedzieć, która potrafiła Pana najbardziej zachwycić?
Waham się między Biblioteką Królewską w Kopenhadze a dawną Biblioteką Uniwersytecką w Warszawie…