Andrew Tarnowski - „Rdzawe szable, blade kości” – recenzja i ocena
Treść książki stanowią przypadki i przemyślenia cudzoziemca, który kupił dom letniskowy na Mazurach. Co prawda nie tak do końca cudzoziemca, gdyż jego dziadek był Polakiem zmuszonym do wyjazdu z Ojczyzny. Teraz do kraju przyjeżdża jego wnuk, kupuje letni dom i opisuje swoje przeżycia. Niby nic nowego, wszak takich cudzoziemców z polskimi korzeniami, którzy kupują domy w kraju swoich przodków jest więcej. Tylko, że nasz cudzoziemiec kupił dom na Mazurach i próbuje stać się prawdziwym mieszkańcem tej ziemi.
W książce znajdziemy wiele opisów sytuacji, odzwierciedlających stosunek miejscowych ludzi do zjawiającego się nagle w ich wiosce cudzoziemca i całe spectrum zajmowanych przez nich postaw. Jedni zajmują wobec obcokrajowca postawę pełną nieufności, inni niemal od początku go akceptują i pomagają w czym tylko mogą, jeszcze inni widzą w tym świetną okazję, aby „obskubać jelenia”. Z biegiem lat postaw akceptujących go przybywa, tym bardziej, że wkrótce obcy kupujący domy w wiosce stają się czymś normalnym.
Jednak szybko się okazuje, że bohaterem historii opowiadanej w książce nie jest wcale cudzoziemiec. On jest tylko pretekstem do ukazania pewnych spraw. Bowiem głównym bohaterem książki jest historia tych ziem i stopniowa zmiana traktowania jej przez żyjących tu ludzi. Mazury, tak jak kilka innych regionów w naszym kraju, posiadają złożoną historię, której nie można rozpatrywać jednoznacznie jako polskiej czy niemieckiej. Właśnie ten fakt „kulturowego przekładańca” budził sprzeciw i Polaków, i Niemców. Zarówno jedni, jak i drudzy, starali się rugować wszelkie ślady drugiej nacji. Niemcy robili to poprzez stopniową germanizację ludności miejscowej oraz eksterminację opornych na nią ludzi. Po II wojnie światowej na Mazurach pozostało już niewielu Niemców, ponieważ uciekli stąd przed Rosjanami, stąd Polacy nie mieli tego problemu. Niszczyli za to wszelkie pamiątki świadczące o niemieckości tej ziemi, nie darowali nawet cmentarzom. Autor snuje przypuszczenia i chyba słusznie, że jednym z powodów takiego postępowania był strach, że wrócą poprzedni gospodarze tej ziemi i wypędzą obecnych. Na swoisty chichot historii zakrawa fakt, że teraz, po kilkudziesięciu latach beztroskiego niszczenia pamiątek, odtwarza się to z nich co jeszcze można, nieraz z dużym nakładem sił i środków.
Książka ta może być dla Czytelnika albo bardzo ciekawą, albo bardzo nudną. Wszystko zależy od tego, czego się spodziewamy po jej lekturze. Jeżeli naszym oczekiwaniem jest opis dawnych konfliktów zbrojnych, jak sugeruje to choćby tytuł książki, nie unikniemy zawodu. Oczywiście, konflikty te zostały tutaj naszkicowane, ale stanowią one tylko punkt wyjścia. O wiele ważniejsza jest tu refleksja nad potrzebą i sensownością niszczenia pamiątek świadczących o przeszłości tej ziemi. Akcja książki dzieje się na Mazurach, ale opisany tu problem nie dotyczy jedynie Mazur.