„Ancestors Legacy: Edycja Mieszka I” – recenzja i ocena gry

opublikowano: 2018-05-25, 19:00
wolna licencja
Wczesne średniowiecze nigdy nie przestanie być okresem działającym na wyobraźnię. Dzięki Ancestors Legacy nie musimy go sobie tylko wyobrażać. Jak wypada drużyna Mieszka I w starciu z naszym recenzentem?
reklama
„Ancestors Legacy: Edycja Mieszka I”
nasza ocena:
8/10
cena:
149,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Premiera:
22 maja 2018 roku
Gatunek:
RTS

Lista produktów gliwickiego Destructive Creations nie jest długa. Obejmuje IS Defense, prostą gierkę z serii nieco już dziś zapomnianych „celowniczków”, oraz Hatred, strzelaninę w rzucie izometrycznym, równie kontrowersyjną co jej osławiony duchowy ojciec, Postal. Nie ukrywam więc, że nie bardzo wiedziałem, czego się spodziewać na wieść, że studio to wypuściło kolejną produkcję, tym razem tworząc grę RTS. Gatunek ten utracił dzisiaj nieco na popularności, ale u kogo długie godziny spędzone na graniu w Starcrafta, Warcrafta czy Kozaków nie wywołują ciepłych wspomnień?

Pierwszy kontakt

Ancestors recenzowałem w edycji Mieszka I, co pozwoliło mi na chwilę rozkoszowania się tym starym trybem odpalania gry, z czasów, gdy kolejne tytuły kupowało się w boxach, a prócz samego produktu zaś mieliśmy także materiały dodatkowe. Rozerwałem więc folię, pierwsza płytka poszła w napęd, ja zaś mogłem się oddać podziwianiu dodatków. Otrzymujemy płytę z soundtrackiem (do niego jeszcze wrócimy), instrukcję, którą naprawdę warto przeczytać oraz znakomity artbook. Składa się on częściowo z grafik koncepcyjnych, częściowo zaś z fragmentów gry i stanowi istną ucztę dla oczu. Umilił mi czas oczekiwania na instalację, a gdy się wreszcie zakończyła, mogłem zanurzyć się w grę.

Screen z gry Ancestors Legacy: Edycja Mieszka I

Dawno, dawno temu…

Do dyspozycji dostajemy cztery frakcje, każda zaś ma dwie kampanie i dwoje słynnych postaci z ich historii. Grając Wikingami prześledzimy więc losy Ulfa Żelaznobrodego i Ruryka, Anglosasami Edwarda Wyznawcy i Harolda II, Świętym Cesarstwem Rzymskim Rudolfa Habsburga i Albrechta Niedźwiedzia zaś Słowianami Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Gwoli uczciwości muszę zaznaczyć, że w recenzowanym egzemplarzu nie było jeszcze kampanii Bolesława ani margrabiego Albrechta, choć mają zostać rychło dodane w bezpłatnym DLC. Każda kampanii składa się z pięciu misji, których przejście zajmuje średnio od pół godziny do godziny i opowiada o ważnym dla początków danej nacji wydarzeniu. Kampania Ulfa zmierza więc do splądrowania klasztoru Lindisfarne, Harold II usiłuje uchronić kraj przed najazdem Haralda Hardrady, Mieszko I sposobi się do rozprawy z margrabią Hodonem pod Cedynią i tak dalej.

reklama

Jeśli chodzi o projekt każdej kampanii, to jest on właściwie bliźniaczy. Dostajemy do dyspozycji najpierw garstkę pojedynczych wojaków, którymi nierzadko przekradamy się między wrogimi siłami, stopniowo zdobywamy coraz większe siły, aż w końcu stajemy do generalnej rozprawy z przeciwnikiem. Zaznaczyć jednak trzeba, że choć powtórzenia są bardzo widoczne, warstwa fabularna całkiem dobrze je przykrywa. Kampania Ulfa pełni formę bardzo rozbudowanego samouczka. Osobiście wolę samouczki bardziej zwarte, deweloper zdecydował się jednak na zabieg wart uznania, wkomponowując go bardzo starannie i płynnie w kampanię fabularną. I choć pokazuje on niemal każdy element rozgrywki tak, że spokojnie poradzimy sobie z dalszą grą, to jednak warto również przeczytać instrukcję.

Screen z gry Ancestors Legacy: Edycja Mieszka I

Światło i dźwięk

Na początek mały smaczek: do wybrzeża Anglii dobija kilka drakkarów. Obrońcy niszczą część ogniem katapult, jedna jednak dopływa do brzegu. Na brzeg zeskakuje wojownik z dunem i wraz z towarzyszami szturmuje linie Anglosasów. Kamera mknie wraz z nim, opływa go, wiruje, gwarantując najlepszy widok na akurat zadawane ciosy. Wszystko przypomina pracę kamery w wysokobudżetowym filmie akcji i… zrobione jest na silniku gry. To wiele mówi o zaproponowanej nam maszynie. Oczywiście, ma swoje błędy, zwłaszcza jeśli chodzi o animację postaci, gdzie czasem wysiada mechanizm gestów albo przenikają się tekstury. Ale w ogólnym rozrachunku jednak jest to uczta dla oka. Świetna gra świateł, piękne kolory, równie pięknie zrobiony dynamiczny rytm dobowy, skórki postaci, dopieszczone budynki… Grafika mnie po prostu urzekła. Znakomicie wzmacnia imersję także szeroka skala ujęć kamery, od rzutu z lotu ptaka możemy bowiem płynnie przejść do widoku znad ramienia danego wojaka.

Podobnie zresztą urzekła mnie warstwa dźwiękowa. Soundrack znakomicie oddaje klimat każdej z frakcji. Grając wikingami, słyszymy utwory przywodzące na myśl najlepsze kawałki Wardruny czy Danheim, kierując poczynaniami Rudolfa towarzyszy nam znakomicie stylizowana rycerska muzyka średniowieczna, zaś Mieszko I odpiera najazd margrabiego-reneganta przy „białym śpiewie” i skrzypkach podkreślonych neofolkowymi bębnami. Muzyką byłem oczarowany, zaś gdy pojawiły się napisy końcowe, zagadka się wyjaśniła: jest ona dziełem Adama Skorupy i Krzysztofa Wierzynkiewicza.

reklama

Przyczepić mogę się nieco do kwestii wypowiadanych przez postacie. Są one dobrze rozpisane, aktorzy jednak nie zawsze dobrze odgrywają swoje postacie, zaś od niemieckiego akcentu Rudolfa et consortes chwilami trochę uszy krwawią. No i bardzo ubolewam nad brakiem polskiego dubbingu. Zakładam, że było to podyktowane względami ekonomicznymi, ale jest to odczuwalne. Zwłaszcza, kiedy gra się Mieszkiem…

Screen z gry Ancestors Legacy: Edycja Mieszka I

Oręż Bellony

Mechanika rozgrywki ujęta została bardzo ciekawie. Mamy więc mocno uproszczoną warstwę ekonomiczną, opierającą się na trzech surowcach. Zdobywamy je we wsiach, które podbijamy i rozbudowujemy, wszystko jednak odbywa się niejako automatycznie. Oparte jest na systemie slotów, o kolejności wypełniania których decydujemy. Pozwala to uprościć mechanizm rozbudowy do minimum. Z drugiej strony mamy mocno skomplikowany mechanizm walki. Po pierwsze, twórcy ograniczyli do dziesięciu limit jednostek, nie ma więc mowy o zerg rush. Musimy bardzo uważnie i starannie zarządzać każdą jednostką, dbać o jej wyposażenie, uzupełnienie i leczenie, ulepszać cyklicznie… Na szczęście mamy masę opcji do wykorzystania. Flankowanie, chowanie jednostek w krzakach, ostrzał z zasadzki pułapki i inne elementy pozwalają nam na kontrolowanie przebiegu bitwy w sposób gwarantujący nasz sukces.

Rozgrywka jest, nie da się ukryć, dość skomplikowana. Mamy do dyspozycji mało wojska i sporą planszę, komputer zaś nie zamierza tych samych reguł przestrzegać i jego limity nie dotyczą. Musimy się wiec sporo napracować nim uda nam się wygrać. Wielokrotnie brakowało mi więc jakiegoś lepiej rozwiązanego mechanizmu prowadzenia starć. Bardzo często odbywają się one przy małej widoczności, nie mamy więc szans na odpowiednie ustawienie swoich jednostek, o ile nie przygotowaliśmy obrony lub zasadzki. Brakuje w takich momentach jakiegoś mechanizmu tworzenia formacji, ustawiania jednostek w szyku lub coś w ten deseń. Gracz i tak ma sporo do roboty bez tego.

reklama

Proszę usiąść i pokazać indeks

Warstwa historyczna gry pełni w niej bardzo ważną rolę. Przed każdą misją oglądamy mianowicie bardzo rozbudowany przerywnik filmowy. Technika ich wykonania (statyczne obrazy, między którymi przelatuje kamera) przywodzi nieco na myśl te znane z Neverwinter Nights i Wiedźmina. Każdy jest relatywnie długi, rozbudowany i starannie przygotowany. Chwilami staje się wręcz swoistym programem edukacyjnym, twórcy bowiem zadbali także o przedstawienie kontekstu danych wydarzeń. Dobrym przykładem jest tu początek kampanii Rudolfa I, gdy intro okazuje się filmem dokumentalnym (oczywiście toutes proportions gardées, bo trwa raptem parę minut) o końcu dynastii Hohenstaufów, Wielkim Bezkrólewiu i konflikcie Rudolfa I z Przemysłem Ottokarem II. Udaje się jednak twórcom uniknąć przeładowania informacjami, zaś w połączeniu z pracą kamery i doskonałą kreską oglądamy te filmiki z prawdziwym zainteresowaniem.

Screen z gry Ancestors Legacy: Edycja Mieszka I

Zgodnie z moją wiedzą (choć zastrzegam, że nie jestem mediewistą, a i egzamin z historii średniowiecza zdawałem na studiach z historii już dawno temu) twórcy zrobili naprawdę dobrą robotę w kwestii poprawności historycznej. Nie wyłapałem żadnych błędów czy nieścisłości w kwestiach prezentowanych w filmikach. Starannie przygotowano wszystkie modele, widać też dbałość w odtworzeniu elementów uzbrojenia czy ubioru. Jedynie w kwestiach dialogów efekt końcowy odstaje od ogólnej wierności historycznej. Wyczuwa się ich mocne uwspółcześnienie, które niestety czasem zgrzyta na tle.

Należy też podkreślić dobór wydarzeń przedstawionych. Klasztor Lindisfarne był może w serialach, grach i filmach łupiony już dziesiątki razy, każda inna kampania jest czymś świeżym i nowym w branży. Do tego można uznać, że każde z tych wydarzeń było w pewnym sensie przełomowe dla historii Europy. Bitwa pod Stanford Bridge zwiastowała koniec epoki Wikingów, pobicie Przemysła Ottokara II legło u podstaw potęgi Habsburgów, Cedynia postawiła Mieszka I w nowym świetle i zmusiła Ottona I do podjęcia kroków zapobiegawczych (choć uczciwie trzeba przyznać, że mit bitwy wykorzystywany był najmocniej jako uzasadnienie przejęcia tzw. Ziem Odzyskanych). Już sam fakt wyciągnięcia przez grę tych pomijanych w popkulturze, a ważnych dla historii wydarzeń zasługuje na podkreślenie.

Screen z gry Ancestors Legacy: Edycja Mieszka I

Podsumowanie

Największym problemem Ancestors Legacy jest to, że wyśrubowany poziom trudności dopuszcza bardzo mało ewentualności przy przechodzeniu gry. W efekcie obawiam się, że wiele osób zagra w nią maksimum dwa, może trzy razy i o niej zapomni. Tymczasem byłaby to straszna szkoda, gra bowiem, mimo swych niedociągnięć, jest naprawdę znakomita. Daje nam unikalną okazję spojrzenia na wydarzenia historyczne z dotychczas nieznanej perspektywy. Widać też, że twórcy naprawdę się do niej przyłożyli. Mam więc nadzieję, że będą oni jeszcze wspierać swój produkt, może przez kolejne kampanie, może w inny sposób. Gra jest naprawdę dobra i warto, żeby zapadła nam w pamięć.

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone