Alfabet kampanii prezydenckich w Polsce
Amerykański styl kampanii
Za każdym razem, gdy media pokazują konwencję danego kandydata, która organizowana jest w sporej hali, w otoczeniu setek ludzi z balonikami, płachtami, telebimami, możemy się spodziewać, że usłyszymy o kampanii w iście amerykańskim stylu. Tylko, że balony i głośne fanfary nie mają w zasadzie wiele wspólnego z kampanią za oceanem. Wprawdzie w ostatnich latach kampanie wyborcze w Polsce zdecydowanie poprawiły się pod względem technik strategicznych i marketingowych – to jednak poziom merytoryczny kandydatów bywa często tak tragiczny, że muszą mieć za plecami specjalnych suflerów, ponieważ sami nie są w stanie odpowiedzieć na najprostsze pytania wyborców.
Busem przez Polskę
Nieodzowną stroną kampanii jest poruszanie się po całej Polsce autobusami wyborczymi, które w świetle kamer mają ukazać profesjonalny styl kandydata. Charakterystyczną cechą takich autobusów są ich nazwy – Bronkobus, DudaBus, Kwak, Tuskobus. Jednym słowem „jaka nazwa, taki kandydat”.
Czarna teczka Tymińskiego
Stanisław Tymiński w czasie swojej pamiętnej kampanii posługiwał się „czarną teczką”, w której ponoć miał dokumenty kompromitujące Lecha Wałęsę. Po wielu latach jeden ze współpracowników Tymińskiego, próbował sprzedać legendarny gadżet za 150 tysięcy złotych. Czy teczka znalazła nabywcę? Trudno powiedzieć. Niemniej był to jeden z niezapomnianych elementów czy straszaków politycznych, który przeszedł do historii polskich kampanii prezydenckich.
Dziadek z Wehrmachtu
Na kilka dni przed II turą wyborów w 2005 roku, Jacek Kurski udzielił wywiadu tygodnikowi „Angora” na łamach którego powiedział, iż – „Poważne źródła na Pomorzu mówią, że dziadek Donalda Tuska zgłosił się na ochotnika do Wehrmachtu". Informacja natychmiast spotkała się z powszechnym potępieniem, a Lech Kaczyński przeprosił za zaistniałą sytuację. Do dzisiaj wielu politologów i socjologów spiera się o to, czy powyższy element brudnej kampanii, pomógł czy zaszkodził w zwycięstwie Lecha Kaczyńskiego.
Efekt wyborczy
Praktycznie w każdych wyborach prezydenckich startuje kandydat, który kiedy dojdzie do władzy, to obiecuje skończenie z partyjniactwem, dojeniem państwa czy oszukiwaniem obywateli. Nadzieje takie budził choćby Stanisław Tymiński, Andrzej Olechowski, Andrzej Lepper, Paweł Kukiz, a obecnie Szymon Hołownia. Efekt późniejszy jest doskonale znany – zakładanie partii, przygotowanie do wyborów parlamentarnych, wprowadzenie kilkudziesięciu szabel do Sejmu, rozbicie partii i ucieczka z tonące okrętu.
Faksymile Cimoszewicza
W czerwcu 2005 roku po długich namowach, ówczesny marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz zadeklarował, że będzie walczył o prezydenturę. Szybko stał się jednym z liderów sondaży, co nie trwało zbyt długo. Stając przed obliczem komisji śledczej ds. PKN Orlen, demonstracyjnie odmówił składania zeznań. Po raz kolejny Cimoszewicz nie był już tak twardy i przed komisją przyznał się do pomyłki w oświadczeniu majątkowym za 2002 rok, nie wpisując do niego akcji posiadanych PKN Orlen o wartości ponad pół miliona złotych, które nabył za pieniądze otrzymane od córki mieszkającej w USA. Następnie przyszła sprawa byłej asystentki Anny Jaruckiej, która przedstawiła kserokopię pisemnego upoważnienia Cimoszewicza, do zmiany treści jego oświadczenia majątkowego. Polityka postkomunistycznej lewicy jeszcze bardziej pogrążyły ujawnione kolejne oświadczenia majątkowe z poprzednich lat, w których nie było zawartych informacji o posiadanych akcjach – co niezbyt dobrze współgrało z kreowaniem go na osobę krystalicznie uczciwą. Stare porzekadło mówi, że „kłamstwo ma krótkie nogi”, dlatego lepiej od razu przyznać się do błędu, niż iść w zaparte – o czym mało, który polityk pamięta.
Głosowanie
Frekwencja w Polsce nie jest za wysoka i ledwo przekracza 50%. Tylko pięciokrotnie w ciągu trzydziestu lat do urn wyborczych pofatygowało się ponad 60 % uprawnionych do głosowania. Było to w wyborach parlamentarnych (1989 i 2019) oraz prezydenckich (w I i II turze 1995, 2000). Na temat absencji polskich wyborców wypowiadano się setki razy i nie ma sensu drążyć tematu. Sami polityce nie są specjalnie zainteresowani poprawą frekwencji i dokonania spektakularnych zmian w prawie wyborczym, ułatwiających głosowanie. Wynika to z prostej przyczyny – dla nich najistotniejszy jest żelazny elektorat, a zachęcanie do głosowania przypadkowych ludzi, może tylko zniekształcić oczekiwany wynik wyborczy.
Herbatka u prymasa
Przed wystartowaniem pierwszej kampanii wyborczej na urząd Prezydenta RP, w siedzibie prymasa Józefa Glempa doszło do spotkania głównych postaci obozu solidarnościowego, aby doprowadzić do kompromisu w celu wystawienia wspólnego kandydata. Spotkanie w Pałacu Prymasowskim nie przyniosło owocnych rezultatów, a dzień wcześniej Lech Wałęsa wydał oświadczenie, w którym podtrzymał chęć kandydowania, podkreślając je popularnym sformułowaniem – „Nie chcę być prezydentem, ale będę musiał”. Swoją drogą to w czasie kampanii prezydenckiej wśród zwolenników Tadeusza Mazowieckiego w dobrym tonie było chodzenie w koszulkach z napisem „bendem prezydentem” czy „O take Polskie walczyłem”.
Inicjatywa ¾
Jednym z powodów powstania Inicjatywy ¾, której pomysłodawcom był Jan Rokita, było zmobilizowanie wyborców przeciwko Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Co ciekawe, nazwa została zainspirowana sondażami, gdyż lidera SLD popierało ¼ ankietowych. Inicjatywa przeprowadzała rozmaite akcje propagandowe wymierzone w Kwaśniewskiego, który co rusz na swojej kampanijnej drodze spotykał zdeklarowanych przeciwników – stosujących nie tylko argumenty słowne. Na przykład w Jastrzębiu na lidera postkomunistów czekało około dwustu górników wyposażonych w jajka i worki z sadzą. Tak więc przeszkadzanie podczas wieców wyborczych nie jest niczym nowym. Wystarczy przypomnieć jak to pięć lat ludzie ze sztabu Bronisława Komorowskiego, żalili się w mediach na „zorganizowane grupy przeciwników”, które zakłócały jego spotkania z wyborcami.
JKM
Po tym jak 10 maja Polacy nie mogli normalnie pójść do urn wyborczych, wielu żartowało, że było to spowodowane brakiem wśród kandydatów Janusza Korwin-Mikkego, który pięciokrotnie startował w wyborach prezydenckich. Pięć lat temu na twórcę Unii Polityki Realnej głosowało blisko pół miliona Polaków, co jest rekordowym wynikiem Korwina w dotychczasowych wyborach o najwyższy urząd w państwie. Natomiast dziesięć lat temu, po równie dobrym rezultacie wyborczym stwierdził, iż – „W końcu ludzie zaczęli traktować mnie normalnie”.
Klątwa Michnika
Na początku stycznia 2015 roku w programie „Tomasz Lis na żywo” gościł Adam Michnik. Redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” powiedział – „Komorowski przegra wybory tylko, jeśli pijany przejedzie na pasach zakonnicę w ciąży”. Wtedy nikt nie przypuszczał, że możliwa jest porażka Bronisława Komorowskiego, cieszącego się ogromną popularnością w sondażach prezydenckich. Jednak fatalna kampania wyborcza, która była prowadzona tak, jakby się miało prezydenturę w kieszeni, zemściła się na urzędującym wówczas prezydencie.
Lwica lewicy czy prawicy
W 2015 roku Magdalena Ogórek została wysunięta przez SLD do walki o urząd Prezydenta RP. Wywołało to spore zaskoczenie i zainteresowanie, które jednak za sprawą samej kandydatki, nie zostało wykorzystane. Mimo posiadania atrakcyjnego wyglądu i zdolności medialnych oraz intelektualnych Magdalena Ogórek unikała przez dłuższy czas jakichkolwiek publicznych wystąpień przed kamerami. Dodatkowo, wygłaszała poglądy bliższe liberałom i występowała w kreacjach ekskluzywnych marek odzieżowych. To nijak nie pasowały do tradycyjnego elektoratu lewicy. Spowodowało to, iż ostatecznie Ogórek kończyła kampanię jako kandydatka niezależna, a z tak zwanej „lwicy lewicy” stała się popularną prezenterką kojarzoną z prawicową stroną sceny politycznej.
Kup e-booka „Zapomniani artyści II Rzeczypospolitej”
Książkę można też kupić jako audiobook, w cenie 16,90 zł.
Manipulacje sondażowe
Zapewne przez najbliższe tygodnie czeka nas nieustanny wysyp sondaży, które coraz częściej wypaczają prawdziwy wynik wyborczy. Gdyby wyborcy nie kierowali się tym, co mówią słupki poparcia, polska scena polityczna mogłaby wyglądać zgoła inaczej. Swego czasu przed wyborami prezydenckimi w 2000 roku przeprowadzono badanie, w którym należało przypisać odpowiednie cechy konkretnemu kandydatowi. Aż 50% respondentów stwierdziło, że Aleksander Kwaśniewski ma wyższe wykształcenie i jest wysoki, choć w rzeczywistości ma tylko 170 cm wzrostu oraz nie może legitymować się tytułem magistra. W stosunku do Mariana Krzaklewskiego stwierdzono nieuctwo, mimo posiadanego stopnia doktora w dziedzinie nauk informatycznych. Zaś Andrzeja Olechowskiego uznano za niskiego, który jak wiadomo jest mężczyzną zdecydowanie górującym nad innymi.
Noga Wałęsy
„To Pan w niedzielę wszedł tu jak do obory i ani be, ani me, ani kukuryku”. Tak brzmią pamiętne słowa Lecha Wałęsy skierowane do Aleksandra Kwaśniewskiego po drugiej debacie prezydenckiej, gdy obaj Panowie podawali sobie dłonie. A było to spowodowane tym, iż podczas pierwszej dyskusji Kwaśniewski wstał i zaskoczył Wałęsę, wręczając mu swoje oświadczenie majątkowe. Wyprowadziło to Wałęsę z równowagi i po zakończeniu debaty na propozycję podania ręki Kwaśniewskiemu, odparł – „Ja to mógłbym panu najwyżej nogę podać”.
Ole Olek
Jednym z celów pozyskania młodych wyborców przez Aleksandra Kwaśniewskiego było jego wystąpienie w teledysku zespołu disco polo „Top One”, który przygotował łatwo wpadającą w ucho piosenkę „Ole Olek”. Natomiast w 2010 roku, inny kandydat Sojuszu Lewicy Demokratycznej Grzegorz Napieralski, na wzór byłego prezydenta Kwaśniewskiego, również wykorzystał w swojej kampanii element powyższego gatunku muzycznego. Mianowicie sztab lewicowego polityka zaangażował zespół „2Sisters” z piosenką „Są nas miliony”, który był jedną z ciekawostek ówczesnej kampanii wyborczej. Z innych kandydatów po muzykę disco polo sięgał choćby Waldemar Pawlak czy Andrzej Lepper.
Przyspieszacz z siekierką
Lech Wałęsa podczas swojej pierwszej kampanii prezydenckiej często powtarzał, iż wprowadzane zmiany są zbyt powolne, aby zostały zauważone przez społeczeństwo. Sztab wyborczy Tadeusza Mazowieckiego w ostatnim etapie kampanii przygotował negatywne filmiki autorstwa Marcela Łozińskiego, które miały na celu zaatakowanie Wałęsy. Na jednym z nich „wałęsowska siekiera odcinała na mapie Europy Polskę od Zachodu”, a jeszcze na innym uderzała „w precyzyjnie nastawiony budzik przez tajemniczą rękę” – zapewne Mazowieckiego. A dlaczego siekiera? Ekipa Wałęsy emitowała cykl zabawnych kreskówek, przedstawiającą siekierkę wyganiającą czerwone pająki i sitwy nomenklaturowe spod „grubej kreski”.
Retoryka antysemicka
Generalnie akcenty antysemickie w polskich kampaniach prezydenckich stanowiły margines, jednak w 1990 roku część wyborców była podatna na tego typu retorykę. Lech Wałęsa protestował przeciwko wmawianiu mu antysemityzmu, ale na wiecach rzucał aluzje typu – „Jestem czysty Polak, tu urodzony”. Poza tym pojawiały się oskarżenia wobec Tadeusza Mazowieckiego o zakamuflowanym pochodzeniu żydowskim, a na jego plakatach często dorysowywano gwiazdę Dawida. Również spotykało to Jacka Kuronia, kandydującego na urząd Prezydenta pięć lat później. Warto przypomnieć, że najbardziej znany z sięgania po akcenty antysemickie był Leszek Bubel, który w 1995 roku uzyskał 6 825 głosów, co jest najgorszym wynikiem w historii polskich wyborów prezydenckich.
Sto milinów dla każdego
Przed drugą turą wyborów prezydenckich, Lech Wałęsa rzucił popularne hasło „Sto milionów dla każdego”. Każdy wyborca miał otrzymać sporą sumę pieniędzy, zwłaszcza że pod koniec 1990 roku przeciętna pensja wynosiła ledwie milion starych złotych. Obiecane pieniądze miały pochodzić z prywatyzacji państwowych przedsiębiorstw. Jeden z zawiedzionych wyborców wytoczył proces Wałęsie, uzasadniając to tym, iż „Lech Wałęsa zawarł ze społeczeństwem umowę cywilnoprawną za pomocą środków masowego przekazu i w związku z tym, wystąpił na drogę sądową”. Sprawa zakończyła się przed Sądem Najwyższym, który uznał, „że polityka nie wiążą tego rodzaju obietnice”. W końcu stare porzekadło mówi – „kampania to jedno, a rzeczywistość to drugie”. Dodatkowo obietnica Wałęsy została jeszcze bardziej rozpowszechniona przez Kazika Staszewskiego, śpiewającego „Wałęsa, dawaj moje sto milionów, Wałęsa, dawaj nasze sto milionów”.
Tusk w prawo, Tusk w lewo
Ulice polskich miast i miasteczek w 2005 roku zostały zalane billboardami z hasłem „Prezydent Tusk, człowiek z zasadami”. Wielu ludzi wtedy żartowało, że można było pokierować kogoś nieznającego topografii miasta, sugerując się plakatami z których spoglądała twarz niedoszłego prezydenta.
Unieważnienie wyborców – Po zwycięstwie Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 roku, spore wątpliwości wzbudziła kwestia podania nieprawdziwych danych dotyczących wykształcenia lidera postkomunistycznej lewicy. Do Sądu Najwyższego wpłynęło ponad 600 tysięcy protestów wyborczych, który jednak uznał ważność wyborów ku niezadowoleniu przeciwników Kwaśniewskiego.
Weź kredyt, zmień pracę
Chyba jednym z najbardziej pamiętnych elementów kampanii z 2015 roku, był spacer wyborczy Bronisława Komorowskiego po Warszawie, podczas którego padło pytanie „przypadkowego wyborcy” – „Co pan zrobi, żebym pracował w Polsce, żebym nie wyjechał do Anglii? Moja siostra trzy lata szukała pracy i zarabia 2 tysiące złotych, jak ma kupić mieszkanie?” Na co ówczesny prezydent odpowiedział – „Znaleźć inną, wziąć kredyt, mieć pracę, dodając, „bezrobocie spada w Polsce, a w Anglii idzie w górę”. Powyższa wpadka Bronisława Komorowskiego była jedną z wielu, jaką zaliczył w walce o drugą kadencję prezydencką.
Ziemia kaliska
Czy gdyby prezydentem Polski w erze mediów społecznościowych był Aleksander Kwaśniewski, to udałoby mu się tak zdecydowanie zwyciężyć w wyborach jak to miało miejsce w 2000 roku, gdy walczył o drugą kadencję? Cóż, odpowiedzi na pytanie nigdy nie poznamy, ale niewątpliwie ówczesne środki masowego przekazu, wiele materiałów kompromitujących byłego prezydenta i jego współpracowników dość skrzętnie ukrywały. Niemniej przez chwilę cała Polska żyła nagraniem na którym Kwaśniewski zachęca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego Marka Siwca do parodiowania papieża Jana Pawła II. Mianowicie po wyjściu z helikoptera, Siwiec wykonał gest przypominający udzielnie błogosławieństwa, a następnie po pytaniu Kwaśniewskiego – „Czy minister Siwiec ucałował już ziemię kaliską? – po czym uklęknął i ucałował ziemię. Filmik był nieustannie prezentowany w programach wyborczych Mariana Krzaklewskiego, jednak według prezentowanych sondaży, nagranie miało znikomy wpływ na preferencje wyborcze Polaków.
Źródła:
- Dudek Antoni,_ Historia Polityczna Polski 1989-2015_, Znak Warszawa 2016.
- Dudek Antoni, Śpiewak Paweł, Polska 1989 – 2009. Ilustrowany komentarz historyczny, Warszawa 2009.
- Laskowska Agnieszka, Słówka historyczne czyli III Rzeczpospolita w cytatach, Iskry, Warszawa 2004.
- Ziemkiewicz Rafał, Polactwo, Fabryka Słów, Lublin 2016.
- Praca zbiorowa, Od dwudziestu lat z Gazetą, Agora, Warszawa 2009.