Aleksander Sołżenicyn – „Sierpień czternastego”, tom 1 – recenzja i ocena
Aleksandr Sołżenicyn to postać wyjątkowa. Zmobilizowany w czasie II wojny światowej, służył jako oficer artylerii Armii Czerwonej. Aresztowany w 1945 r. w Prusach, spędził w sumie jedenaście lat w obozach Gułagu, a potem na zesłaniu. Laureat Nagrody Nobla, deportowany w czasach breżniewowskich z ZSRS, spędził ponad dwadzieścia lat na emigracji, najpierw w Szwajcarii, a potem w USA. Powrócił do Rosji w czasach rządów Jelcyna. Najbardziej znane jego dzieło to monumentalny „Archipelag Gułag”, opisujący historię i działalność największego w dziejach ludzkości systemu obozów koncentracyjnych. Książka ta stała się przełomem w postrzeganiu Związku Sowieckiego przez te miliony ludzi na Zachodzie, które dotychczas pozytywnie oceniały to państwo.
Historia powstania książki „Sierpień czternastego” w znacznej mierze odzwierciedla losy pisarza. Pisał ją prawie pięćdziesiąt lat. Zaczął jako młody, niespełna dwudziestoletni człowiek, w 1937 r., w okresie największego komunistycznego terroru w Sowietach. Następnie do pisania książki przystąpił w 1963 r., czyli kilka lat po powrocie z zesłania. Niezmiernie szczęśliwym trafem przetrwały wszystkie napisane przedwojenne fragmenty oraz szkice dalszych rozdziałów. Do 1970 r. napisał całość tomu pierwszego i część obecnego drugiego. Obejmowały one w zasadzie tematykę pruskiej kampanii gen. Samsonowa. W takiej postaci książka została wydana na Zachodzie w początkach lat siedemdziesiątych. Po deportacji ze Związku Sowieckiego pisarz znacznie rozbudował książkę, dodając rozdziały o Leninie wyjeżdżającym z Poronina via Kraków do Szwajcarii, o morderstwie premiera Stołypina, a także rozdział zawierający rozważania autora na temat rewolucji, polityki caratu i osobowości ostatniego władcy Rosji, cesarza Mikołaja II.
Sołżenicyn w latach 80. przebywał w USA, gdzie miał możliwość skorzystać z przebogatego archiwum Instytutu Hoovera w kalifornijskim Uniwersytecie Stanforda, zawierającego największy na świecie zbiór dokumentów rosyjskich i sowieckich poza granicami Rosji. Wtedy też autor dokonał ostatnich poprawek w swoim dziele. Książka została wydana w dwóch tomach przez niszowe wydawnictwo, Oficynę Wydawniczą FOKA z Wrocławia. Oba wolumeny mają miękką okładkę, ale są dobrze złożone. Niestety okładka pierwszego tomu jest fatalna. Zamiast rosyjskich żołnierzy z 1914 r. (akcja pierwszego tomu toczy się tylko w 1914 r.), przedstawia kilku bolszewickich kawalerzystów, z których jeden wyraźnie nosi słynną budionówkę z czerwoną gwiazdą. W dodatku okładka została opisana jako: „Na okładce zamieszczono zdjęcie z 1914 r. – Żołnierze rosyjscy wyruszają na front. Autor zdjęcia nieznany”. Koszmarny błąd. Pewną kwestię stanowi też datowanie. Tłumacz nie zdecydował się na datowanie według kalendarza gregoriańskiego, ale według obwiązującego wówczas w Rosji kalendarza juliańskiego (14 sierpnia jest więc według obecnej rachuby czasu 27 sierpnia).
Pierwszy tom obejmuje głównie nieudaną operację zaczepną 2 Armii Rosyjskiej, dowodzonej przez gen. Samsonowa, ale zawiera też kilka rozdziałów poświęconych rodzinie i znajomym pisarza, występującego w książce pod nazwiskiem Łażenicyn, w tym opis autentycznego spotkanie ojca pisarza z Lwem Tołstojem. Autor w pierwszym tomie znakomicie kreśli główne postacie książki. Plastyczne opisy bitew i potyczek oraz psychiczne przeżycia bohaterów powieści osiągają najwyższy poziom literacki, absolutnie porównywalny z tołstojowską „Wojną i pokojem”. Sołżenicyn z olbrzymią pasją portretuje rosyjskich generałów, nie szczędząc im wszelkich krytycznych uwag. Rozprawia się z samym ministrem wojny, pisząc o nim: Skoro sam minister wojny chwali się, że przez 35 lat, od chwili ukończenia akademii nie przeczytał ani jednej książki z dziedziny wojskowości – to co mają powiedzieć inni? (s. 106). Szukając odpowiedzi o przyczyny zagłady armii Samsonowa, Sołżenicyn znajduje je między innymi w systemie starszeństwa, tj. w mechanicznym systemie awansów na kolejny oficerski stopień i na odpowiednie do tego stanowisko wraz z osiągnięciem odpowiedniego wieku i wysługi lat. Sołżenicyn następująco opisuje skutki tego automatyzmu:
Byleś w niczym nie podpadł, byleś nie rozgniewał przełożonych – i sam upływ czasu w wyznaczonym terminie przyniesie ci kolejny stopień a wraz ze stopniem – stosowne stanowisko… Przecież schody urządzone są tak, że najłatwiej wspinają się po nich nie najzdolniejsi i najbardziej ambitni, lecz posłuszni, mierni, ale wierni, pochlebcy, ci, którzy umieją podlizywać się przełożonym (s. 106).
Skutki tego systemu są katastrofalne. Najwyżsi dowódcy armii rosyjskiej to miernoty i nieudacznicy. Takimi w oczach autora są: wódz naczelny wielki książę Mikołaj Mikołajewicz Młodszy, szef sztabu generalnego gen. Januszkiewicz, generalny kwatermistrz gen. Daniłow, dowódca frontu gen. Zyliński i szef jego sztabu gen. Oranowski czy też dowódca 1 Armii gen. Rennenkampf, pogardliwie nazywany przez Niemców Rennen ohne Kampf (uciekać bez walki). Według Sołżenicyna niemal cała kadra oficerska to specjaliści od umiejętnego pisania raportów, w których porażkę określa się jako walkę do ostatniego żołnierza, a paniczny odwrót jako zajęcie z góry upatrzonych pozycji. W takiej armii ludzie zdolni, myślący kategoriami dobra ojczyzny, a nie własnej kariery nie mają szans odniesienia sukcesów. Wręcz przeciwnie, ich kariera jest blokowana. Mogą co najwyżej korygować bzdurne rozkazy przełożonych jak płk. Swieczin. Podsumowaniem tej analizy jest los płk. Worotyncewa, znakomitego oficera sztabu generalnego, którego Sołżenicyn uczynił głównym bohaterem powieści, a który ponosi całkowita klęskę, kiedy na naradzie u naczelnego wodza pozwolił sobie na dogłębną analizę przyczyn zagłady armii gen. Samsonowa.
Niezmiernie ciekawym wątkiem są relacje pomiędzy obiema walczącymi stronami. Nie ma tam nienawiści – są ludzkie odruchy w obliczu śmierci.
Ale przechodząc obok pierwszych niemieckich trupów przy drodze, rezerwiści [rosyjscy] zdejmowali czapki i żegnali się: „Wieczne odpoczywanie!”. Na terenach zdobytych przez Rosjan niemiecka ludność cywilna bez obaw rozmawiała z Rosjanami. Niemieckie damy zapraszały znających język niemiecki rosyjskich oficerów na kawę i kanapki, przy okazji tłumacząc im, że między Rosją a Niemcami jest zbyt duża różnica cywilizacyjna, żeby Rosjanie mogli wygrać wojnę (s. 125).
Trudno uwierzyć, że kiedyś działy się takie sceny, zwłaszcza gdy się porówna to z tym, co czynili żołnierze sowieccy w tych samych Prusach trzydzieści lat później, czego naocznym świadkiem był sam Sołżenicyn.
W swojej książce, tak głęboko osadzonej w historii, autor postawił sobie za główne zadanie znalezienie przyczyn rosyjskiej klęski. Odpowiedź znajduje w różnicy cywilizacyjnej pomiędzy Niemcami a Rosjanami. Tak koszmarne błędy jak radiowa komunikacja pomiędzy rosyjskimi armiami bez użycia szyfru czy niemożność znalezienia wroga przez nacierające w pustkę korpusy armii Samsonowa to zdaniem autora nie przypadek, ale skutek „rosyjskiej cywilizacji” – systemu, który zapewniając rządzącym brak odpowiedzialności, nie zmuszał do pracy nad sobą, przez co ograniczał i wykoślawiał normalny rozwój kraju. Swoją opinię o Rosjanach wkłada w usta najbardziej walecznego z niemieckich generałów, von Francoisa:
Wstręt do jakiejkolwiek metodycznej pracy; brak poczucia obowiązku; strach przed odpowiedzialnością; całkowita niezdolność do szanowania i efektywnego wykorzystywania czasu. Dlatego też rosyjskich generałów cechowały: bierność, tendencja do działania według utartych schematów, zamiłowanie do spokoju i wygód (s. 214).
Pierwszy tom przynosi tez odpowiedź na zarzuty względem autora, oskarżanego bardzo często o wielkoruski nacjonalizm i monarchistyczne sympatie. Treść książki zupełnie przeczy tej opinii. Który nacjonalista napisałby tak druzgoczące dzieło o własnym państwie i jego elicie?
Zobacz też:
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska