Ale historia – alehistoria.blox.pl – recenzja i ocena bloga
Strona główna nie zaskakuje – prosty dwukolumnowy układ, duży nagłówek, lista kategorii, zaraz pod nimi pierwsza notka – nie sposób się pogubić, od razu wiadomo, gdzie jesteśmy. Jest tylko jeden szkopuł. Znajdujące się z lewej strony mapy są ładne, ale dlaczego zajmują 1/3 szerokości ekranu?
To jednak rzecz w gruncie rzeczy marginalna, ważniejsza jest naturalnie treść. Jak wynika z zamieszczonej w pierwszej notce deklaracji autora, stawia on na historię mało znaną, dla której „brak (…) miejsca w literaturze i mediach”. Jego ambicją jest opisywać „wydarzenia, zjawiska i procesy” oraz różnego rodzaju ciekawostki, odżegnuje się jednocześnie od taniej sensacji, dziejów tyleż niezwykłych, co niemających pokrycia w rzeczywistości. Brzmi nieźle.
Jak jest później? Ciekawostki (również w postaci cytatów ze źródeł – duży plus) zdecydowanie dominują tu nad innymi treściami, szczególnie „procesy”, wbrew zapowiedziom, są na „Ale Historii” raczej pomijane. Wielu spośród przywołanych faktów nie nazwałbym też mało znanymi czy też pomijanymi w literaturze. Z drugiej strony wszystko zależy od tego, do kogo właściwie kierowany jest blog – to, co jeszcze licealiście może wydać się niezwykłe, student historii może już uznać za dość oczywiste.
Podawane informacje można na szczęście zweryfikować, pod każdą notką znajduje się bowiem odsyłacz do książki, z której zaczerpnięto przytoczone wiadomości. Gorzej, jeśli źródłem były serwisy internetowe takie jak Onet czy Interia – na dokładny adres nie ma co liczyć, a trudno przecież uznać nasze rodzime portale za media zawsze i bezwarunkowo wiarygodne.
Autor podaje też zbiorczą bibliografię wszystkich wykorzystanych przez siebie pozycji. Znajdziemy wśród nich publikacje całej plejady znakomitych uczonych (tak naukowe, jak i popularnonaukowe), ale też np. eseje Pawła Jasienicy. Sam autor przedstawia się jako historyk mediewista (z czym koresponduje tematyka notek – te dotyczące średniowiecza przeważają) i szkoda tylko, że nie podaje swego nazwiska.
Podsumowując, recenzowany przeze mnie blog przypomina pomidory z dużego i nowoczesnego gospodarstwa. Są nawet smaczne, ale gdzie im tam do prawdziwych ekologicznych, kąpiących się w południowym słońcu i nieznających słowa „pestycydy”. Nie znaczy to bynajmniej, że „Ale Historia” jest nieciekawa czy niewarta uwagi. Z pewnością może ona trafić w gusta wielu osób i niejedną z nich przekonać, że Klio może być towarzyszką nie mniej atrakcyjną niż Talia czy Terpsychora (nawet w towarzystwie gwiazd i gwiazdeczek). Ja osobiście nie mogę się jednak pozbyć uczucia niedosytu.