Album zjazdowy, czyli OZHS przez lata oczami stałego uczestnika

opublikowano: 2009-04-18 23:25
wolna licencja
poleć artykuł:
Gdy wracałem pociągiem z Olsztyna wiedziałem, że będę chciał podzielić się swoimi refleksjami z XVII Ogólnopolskiego Zjazdu Historyków Studentów. To był mój czwarty OZHS. Pierwszy raz nie mogłem zostać do końca.
REKLAMA
Przemysław Damski, autor artykułu

Dla młodych historyków OZHS jest w pewnym sensie jak gwiazdka. Czekamy na niego cały rok, przygotowujemy swoje referaty, prezentujemy wyniki swoich badań. Pamiętam, kiedy pojechałem na mój pierwszy Zjazd. Byłem bardzo przejęty. Kolega ze starszego roku, dziś asystent w mojej uczelni, sprawdzał mój referat i udzielał rad. Jeden z doktorów bliżej zajmujący się owym zagadnieniem również udzielał mi cennych wskazówek. Pamiętam, iż bardzo się denerwowałem. Nie chciałem napisać niczego banalnego, ale raczej coś, o czym niewiele osób wie. Gdy wybrałem już temat stres wzrósł. Lektura źródła, będącego tematem mego wystąpienia, doprowadziła mnie w kilku przypadkach do odmiennych wniosków, niż większość uznanych i cenionych przeze mnie badaczy.

XIV OZHS we Wrocławiu

XIV Zjazd w 2006 roku był dla mnie ważny także z powodu miejsca, w którym się odbywał. Nigdy wcześniej nie miałem okazji być we Wrocławiu. Oczywiście widziałem zdjęcia, oglądałem telewizję, a czytając Henryka Brodatego Benedykta Zientary wyobrażałem sobie średniowieczny gród. Wtedy jednak miałem to wszystko zobaczyć w rzeczywistości.

Tamtego roku pojechało nas z Łodzi do Wrocławia blisko piętnaście osób. Jeden z mych kolegów rozpływał się w opowieściach o fantastycznej atmosferze OZHS. Większość z nas jechała pierwszy raz. Słuchaliśmy go przejęciem. Jak to będzie? Czy się nie zbłaźnimy? Czy studenci z Uniwersytetu Jagiellońskiego są tacy straszni jak się mówi?

Na Zjeździe nie obyło się bez wpadek. Dwa dni mieszkaliśmy w hotelu na Ostrowie Tumskim, a jeden w schronisku na Psim Polu. Jednak organizatorzy wytworzyli miłą atmosferę, a obrady były owocne. Oczywiście nie mogę być w tej materii obiektywny. Miasto niezwykle mi się podobało, a wieczory przy piwie powodowały, że można było czuć się swojsko. Wygłoszony referat okazał się sporym sukcesem i został opublikowany wśród kilkunastu innych rekomendowanych przez pracowników Uniwersytetu Wrocławskiego. Zaś nasze przyjacielsko-absurdalne SKNH zostało wybrane kolejnym organizatorem.

SKNH UŁ w czasie XIV OZHS

Trzeba też zauważyć, że koledzy z Krakowa nie okazali się takimi demonami, jakimi ich niektórzy rysowali. Oczywiście byli tacy, których pytania zdawały się za jedyny cel mieć pognębienie referenta. Nie było ich jednak więcej niż w innych kołach.

REKLAMA

XV OZHS w Łodzi

Kolejny rok charakteryzowała wytężona praca nad następnym Zjazdem. Spotykaliśmy się już od wakacji, by na wiosnę wszystko grało. Moi koledzy nie przesypiali nocy. Starałem się im pomagać z całych sił i dzisiaj bardzo dobrze wspominam ten okres. Chcieliśmy udowodnić, że nie jesteśmy zaściankiem i że stać nas na wiele. Poprzedni OZHS uzmysłowił nam, że nie jesteśmy gorzej kształceni niż koledzy z większych ośrodków, o dłuższych tradycjach. Często byliśmy w czołówce dyskutantów, a nasze referaty powszechnie chwalono.

Cel udało nam się zrealizować. Zdarzyły się wpadki, jak przy zapisie na wycieczki, jednak z moich rozmów z uczestnikami wynikało, że ogólne wrażenia były więcej niż pozytywne. Podczas tego Zjazdu o wiele większą uwagę zwracałem na poziom innych referatów. Duża część wystąpień była ciekawa, ale wiele było przeciętnych. Do marginesu należały wystąpienia słabe i bardzo słabe. Trzeba tu zauważyć, że takowe prezentowały z reguły osoby pierwszy raz będące na Zjeździe.

Dzień przed XV OZHS

XV OZHS udało się zamknąć bilansem umożliwiającym wydanie dwutomowej publikacji. W pierwszym tomie zawarte zostały najlepiej ocenione przez pracowników Instytutu Historii UŁ prace studentów z ośrodków naukowych innych niż łódzki. Drugi zaś, którego miałem przyjemność być redaktorem, miał charakter księgi pamiątkowej z okazji sześćdziesięciolecia istnienia SKNH. Zawarto w nim wyłącznie pozytywnie zrecenzowane referaty członków Koła. Nie mogę wspominać tego Zjazdu inaczej jak bardzo pozytywnie. Wszyscy zaangażowani mieliśmy poczucie dobrze wykonanej pracy. Na inauguracji opiekun SKNH mówiła o nas jako „grupie dobrych przyjaciół”. Zdecydowana większość ówczesnych kołowiczów odbudowywała Koło po wcześniejszym okresie stagnacji.

XVI OZHS w Krakowie

Przyszedł kolejny rok oczekiwań. Tym razem Kraków, inicjator I OZHS przed parunastoma laty, miał podejmować referentów. Nie chcę pisać o tym co było złe. Wiele już o tym na łamach „Histmag.org” i forum zjazdowego napisano. Po roku niedogodności, a nawet nerwy niżej podpisanego, bledną wobec pozytywnych przeżyć. Na wysoką ocenę zasługują moderatorzy, którzy aktywnie uczestniczyli w dyskusjach i umiejętnie stopowali gawędziarzy. Impreza w klubie Żaczek była zaś bardzo udana.

REKLAMA
XVI OZHS: w dzień – obrady, wieczorem – integracja. Fot. Jan Mehlich

Można było zaobserwować, że część referentów nie przyłożyła się do swych wystąpień. Chciałbym jednak podkreślić, że taka grupa zawsze się pojawiała. Ponieważ w Krakowie było więcej uczestników, łatwiej było dostrzec te słabsze referaty. Jednak nie upatrywałem i nie upatruję w tym poważnego kryzysu poziomu konferencji. Nie ulegało jednak wątpliwości – należało w jakiś sposób uchronić się przed słabymi referatami.

XVII OZHS w Olsztynie

XVII OZHS miał odbyć się w Olsztynie. Organizatorzy postawili sobie za cel podniesienie poziomu merytorycznego imprezy. W tym celu ograniczono liczbę obserwatorów do dwóch na ośrodek. Chciano tym samym, aby przyjechali tylko zainteresowani obradami, a nie imprezami im towarzyszącymi. Częściowo się to udało i liczba uczestników zmniejszyła się. Nie uchroniło to jednak poziomu imprezy. Miały miejsce przypadki, o których wcześniej wspomniał Kamil Janicki. Pomysł olsztynian zatem, choć podyktowany dobrymi chęciami, nie sprawdził się. Nie można jednak obwiniać ich za brak powagi uczestników. To referenci są winni słabej jakości ich prac.

Obrady XVII OZHS-u. Mgr Sławomir Szczesio przedstawia referat poświęcony historii Kosowa.

Zaprezentowane na łamach „Histmag.org” wstępne postanowienia są szczytne. Pamiętajmy jednak, że Zjazd to także wydarzenie integracyjne. Obserwatorzy mieli swoje miejsce podczas konferencji. Na forum zjazdu podkreślałem wraz z innymi istotę ich obecności. Nie zapominajmy, że dla wielu OZHS jest pierwszą konferencją naukową. Często nie mają śmiałości wystąpić, by nie zostać skrytykowanymi przez bardziej doświadczonych kolegów. Przyglądanie się obradom ma ich oswoić z atmosferą i zasadami panującymi na konferencji. Uzmysławiają sobie, jak powinien być skonstruowany referat, jak doskonalić warsztat.

REKLAMA

Nie oznacza to, że nie można ograniczyć liczby obserwatorów. System recenzji wydaje mi się ze wszech miar słuszny. Pamiętajmy – referat różni się od wystąpienia na zajęciach kursowych. Pracownicy naukowi, mający przecież większe od nas doświadczenie, nierzadko chętnie nam pomogą. Jeśli ktoś twierdzi, że nie zdąży, to trudno. Referatu nie pisze się w tydzień! To wiele dni wytężonej pracy – zbierania materiałów, analizowania, czasem tłumaczenia, by wreszcie skonstruować logiczną, klarowną wypowiedź na 20 minut.

Referując nie odpowiadamy tylko i wyłącznie za siebie. Reprezentujemy ośrodek naukowy, z którego się wywodzimy. Niektórzy chyba o tym zapomnieli.

Podobało mi się to, że Olsztyn nie bał się przełamać pewnych przyjętych tradycyjnie formuł zjazdu, poszukać własnego sposobu organizacji. Czasem się to udawało, czasem nie. Wypada docenić z jaką energią członkowie „Historikonu” zareagowali na możliwość nie odbycia się OZHS-u w przyszłym roku. Warto będzie pamiętać ten Zjazd za próbę podniesienia rangi imprezy, energiczne ratowanie jej prestiżu i istnienia przez olsztynian oraz uczestników zebrania i debaty. Część z nas w dalszym ciągu chce uchronić przed likwidacją tę najważniejszą imprezę młodych historyków w kraju.

Na koniec chciałbym zauważyć jeszcze jedno. My, historycy, zapatrzeni w badanie przeszłości często trudniej dostrzegamy zmiany zachodzące wokół nas. Od mojego pierwszego OZHS-u we Wrocławiu dostrzegałem znajome twarze. Jeszcze rok temu było ich bardzo dużo. Teraz zostało zaledwie kilka osób. Mamy do czynienia z nowym pokoleniem. Ono musi się odnaleźć. Znaleźć swoją formułę Zjazdu. Obecne działania będą zatem koncentrowały się bardziej na zachowaniu rangi imprezy, odsianiu słabych i bardzo słabych referentów. Na aktywniejszy jego rozwój będziemy musieli jednak poczekać. Być może poważniejsza inicjatywa wyjdzie od kogoś, kto z początku był jedynie obserwatorem?

PS. Piszący te słowa nie został do końca na Zjeździe. Względy zdrowotne i zawodowe mu to uniemożliwiły. Postanowienia zebrania i debaty zna jednak wprost od jej uczestników.

Zobacz też

Zredagował: Kamil Janicki

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Przemysław Piotr Damski
Doktor nauk humanistycznych w zakresie historii powszechnej, specjalista dziejów XIX i XX wieku, ze szczególnym uwzględnieniem lat 1871–1918. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego; wykładowca w Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie; współpracował ze Społeczną Akademią Nauk w Łodzi przy projekcie „Colonisation and Decolonisation in National History Cultures and Memory Politics in European Perspective”, nadzorowanym przez Universität Siegen (Siegen, Niemcy). Stypendysta Roosevelt Study Center (Middelburg, Holandia).

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone