Akcja pod Bezdanami
W 1907 roku sytuacja finansowa Polskiej Partii Socjalistycznej przedstawiała się marnie. Pomimo licznych napadów na administrację państwową − miedzy innymi na pocztę na ulicy Wspólnej w Warszawie, gdzie ukradziono około 6 500 rubli albo na wóz kasowy zakładów monopolowych w Łodzi, kiedy zrabowano prawie 5 000 rubli − organizacja borykała się z kłopotami finansowymi. A walka zbrojna z caratem nie była tania. Potrzebna zatem była jedna akcja, która zapewniłaby płynność finansową. Należy wspomnieć, że poza organizowaniem akcji zbrojnych i agitacją PPS starał się również wspierać materialnie najuboższych oraz rodziny poległych działaczy.
Nie wiadomo, kiedy Józef Piłsudski, używający w PPS-ie pseudonimu „Wiktor”, podjął decyzję o zorganizowaniu naprawdę dużej akcji. Można jednak przypuszczać, że idea napadu zrodziła się w okolicach października 1907 roku, kiedy to do Wilna, gdzie przebywał Ziuk, przyjechał Aleksander „Bohdan” Prystor i wspólnie wpadli na pomysł obrabowania pociągu z pieniędzmi.
Wilno okazało się idealnym punktem dla planowanej akcji. To właśnie tam spotykała się większość torów kolejowych regionu, a co więcej, miasto było obowiązkowym miejscem postoju każdego pociągu jadącego do Petersburga, w tym i tych, które przewoziły gotówkę. Dwaj wybitni działacze PPS-u nie podjęli wtedy żadnej konkretnej decyzji, jednak wstępnie wskazali miejscowość Bezdany.
Warto wspomnieć, że akcja pod Bezdanami była jedną z kilku tego rodzaju operacji. Po raz pierwszy PPS zaatakował 25 października 1907 roku pociąg Wostrykow − zrabowano wówczas około 13 000 kopiejek. Niecały miesiąc później w Ostrowcu bojowcy ukradli z furgonu podobną kwotę pieniędzy. Było to jednak wciąż za mało. Kiedy zapadła decyzja, niezwłocznie przystąpiono do przygotowań. Pierwotnie akcja miała być przeprowadzona 18 września, jednak z powodów niezależnych od organizatorów musiała zostać odroczona.
W Wilnie w sobotni poranek 26 września grupka mężczyzn pobrała przynależną im broń. Ustalono nawołanie („kto idiota?”) i odzew („komuniści”) i wyruszono na akcję. Część z bojowców udała się do pobliskiej wsi na piechotę, inni pojechali tramwajem konnym. Na podskakującym na wybojach wozie ściskali ukryte pod ubraniem browningi i mausery.
Pociąg zaczyna się zbliżać do Bezdan tuż przed godziną 23, mija budkę dróżnika, z której wychyla się zaspana postać. Część obsady pociągu pali machorkę na peronikach w drzwiach wagonów, część znudzona wygląda przez okna. Nagle czterech mężczyzn zaczyna biec wzdłuż przedziału eskorty pociągu. Towarzysz Balega próbuje przy pomocy kijów wybić szybę w wagonie. Z pociągu rozlegają się strzały, żandarm Borysowicz stara się zabić atakującego. Jednak nie trafia, ponieważ zostaje postrzelony w nogę przez Gibalskiego. Czołgając się, usiłuje dostać się z powrotem do wnętrza wagonu. Szyba, w którą uderza Balega, rozpryskuje się i Gibalski wrzuca do środka ładunek, który wybucha. Trzeci z atakujących, Momentowicz, traci czapkę i odkrywa, że stracił również słuch w lewym uchu. Gibalski i Balega otrzepują się i wstają spod płotu, na który odrzucił ich wstrząs. Ogłuszony żandarm leży na torach kolejowych. Gibalski podbiega raz jeszcze do wagonu i wrzuca w dymiącą dziurę drugi ładunek. Wybuch wybija wszystkie szyby oraz gasi światła. Gdyby przerażeni żołnierze i podróżni spojrzeli na przód wagonu, ujrzeliby spowitą dymem postać, krzyczącą: „Dawać lampę. Acetyleonową”, która po chwili wpada do środka. Człowiekiem tym jest działacz PPS-u, Tomasz Arciszewski. Z wymierzonym karabinem idzie naprzód. Po chwili dobiega do niego drugi bojownik − Fijałkowski. Arciszewski szepcze mu coś na ucho, po czym tamten wybiega z przedziału. Chwilę później w innej części pociągu podróżni są świadkami następującej sceny: do mężczyzny, który wsiadł kilka stacji wcześniej, podbiega zdyszany człowiek z pistoletem i po krótkiej rozmowie znika. Nikt nie wie, że wydający rozkaz podróżny za kilkanaście lat będzie premierem nieistniejącego obecnie państwa. W tym samym czasie Arciszewski zbliża się do przedziału w dymiącym wagonie, w którym podróżują żandarmi, a stojący na peronie bojowcy otworzyli już ogień. Mężczyzna cofa się nieznacznie, aby przypadkiem nie zostać trafionym przez towarzyszy. Kiedy strzały cichną, wpada do przedziału. Na środku leży poszarpane ciało jednego z żandarmów, trzej inni, przerażeni chronią się pod ścianami. Arciszewski wymachując rewolwerem, każe im uciekać.
Na stacji, jeszcze przed wybuchem ładunków, dwóch podróżnych nerwowo kręci się po poczekalni. Kiedy słychać pierwszy huk, wyciągają zza pazuchy broń i nakazują czekającym, aby byli spokojni. Po chwili Młynarski i Gorgol trzymają już na muszce zastępcę naczelnika stacji, Mikołaja Borysowicza. Popędzając go lufami, dochodzą do pokoju telegraficznego i niszczą sprzęt. Następnie zbierają całą obsługę stacji w poczekalni i na ich oczach niszczą siekierą telegrafy i telefony. Kiedy Gorgol wybiega z poczekalni, aby zamknąć semafor, z zatrzymanymi pozostaje sam Młynarski. W jednej ręce trzyma rewolwer, w drugiej owinięte w gazetę śledzie (pakunek do złudzenia przypomina bombę). Napastnicy uspokajają obsługę stacji, że interesują ich jedynie rządowe pieniądze, a zapytani o możliwość zapalenia papierosa częstują swoimi.
W tym samym czasie na skraju stacji stoi samotny mężczyzna. Kilkoma strzałami w powietrze odstrasza zbliżających się ludzi. Na umówiony sygnał Walery Sławek daje sygnał Świrskiemu, aby ten zaciągnął hamulec. Razem z dwoma innymi bojownikami, Prystorem i Brajtenbachem, stają na podeście i strzelają z mauserów i browningów do uciekających żandarmów.
Od strony lokomotyw zbliża się kolejna grupa napastników. Wśród nich jest dowódca dywersji, Lutze-Birk, który ma za zadanie wysadzić w powietrze szyny. Ale nie ma szczęścia, ponieważ pociąg zatrzymuje się nieco dalej, niż planowano i najbardziej dogodne miejsce staje się niedostępne. Zirytowany, każąc sobie świecić latarnią, próbuje zamontować ładunek gdzie indziej. Ten jednak jak na złość nie wypala. Zrezygnowany przechodzi do planu B i przy pomocy browninga terroryzuje obsługę lokomotywy. Kiedy jego towarzysze opiekują się zatrzymanymi, udaje się na peron, aby spotkać się z architektem całej akcji − Piłsudskim. Nie słyszy jednak umówionego okrzyku: „kto idiota?” i o mały włos nie ginie z ręki towarzyszącego „Wiktorowi” Helmana. Dopiero kiedy opada dym, orientują się, jak byli blisko fatalnej pomyłki.
W całym tym zamieszaniu do wagonu, w którym przewożono pieniądze, podchodzi brodaty mężczyzna i stawia znajdującej się we wnętrzu eskorcie ultimatum: albo otworzą, albo wrzuci bombę. Po chwili drzwi stoją otworem. Przerażony urzędnik Józef Majewski nie ma oczywiście pojęcia, że człowiek, który grozi mu rewolwerem, każąc wskazać miejsce, gdzie znajdują się pieniądze, jest przyszłym marszałkiem Polski. Po krótkiej chwili grupka bojowników zaczyna przeczesywać worki i wrzucać ich zawartość do przygotowanych wcześniej toreb. Panuje chaos, wiele pakunków jest opisanych niewłaściwie. W niektórych wbrew zapowiedziom nie ma pieniędzy. Co więcej, w drugiej części wagonu ogarnięci nagłym heroizmem konduktorzy barykadują się, zamykając żelazne drzwiczki. Jednak Lutze-Birk przekonuje ich z pomocą ładunku wybuchowego do zmiany zdania. O godzinie 23.40 Ziuk ogłasza, że zostało zaledwie 5 minut na przeczesanie wagonu z pieniędzmi. Część bojowców protestuje, ponieważ właśnie dotarli do miejsca z największą ilością pieniędzy. Jednak Piłsudski jest nieubłagany. Zarekwirowana ze stacji trąbka daje sygnał do odwrotu. Z workami wypełnionymi rublami, złotem i srebrem bojownicy PPS-u uciekają ze stacji. Na odchodne uspokajają podróżnych. Ich łupem pada w zależność od źródeł: od 200 000 do ponad 500 000 rubli (najbardziej prawdopodobna liczba to 300 000). W trakcie akcji jeden żandarm zginął, a kilku zostało rannych. Po stronie PPS-u nikt nie doznał obrażeń.
Bojownicy po obrabowaniu pociągu rozjechali się w różne strony − jedni przedarli się czółnami do Wilna, drudzy uciekli na piechotę, a jeszcze inni odjechali wcześniej przygotowaną bryczką. Ich drogi się rozeszły − niektórzy, jak Piłsudski i Momentowicz przez Wilno dotarli do Warszawy, z kolei innych, np. Arciszewskiego i Sławka, los rzucił przez Mińsk do Kijowa. Czterech sprawców zostało złapanych i osadzonych w więzieniu.
Akcja pod Bezdanami – zobacz też:
- Akcja „Góral”: napad na bank w imieniu Polski Podziemnej;
- Miliony dla zuchwałych;
- Z Browningiem na carat. Bojownicy Organizacji Bojowej PPS.
Polecamy e-book Pawła Rzewuskiego „Warszawa — miasto grzechu: Prostytucja w II RP”:
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Redakcja: Tomasz Leszkowicz