Agnieszka Janiszewska – „Owoce zatrutego drzewa” (t. 1–3) – recenzja i ocena
Agnieszka Janiszewska – „Owoce zatrutego drzewa” (t. 1–3) – recenzja i ocena
Powieści Agnieszki Janiszewskiej nie zaskakują czytelnika suspensami, nie pojawia się tu nieprawdopodobne sploty okoliczności, nie ma tu dramaturgii znanej z powieści przygodowych. Lektura jednak płynie przyjemnie i swobodnie. A jednak, pomimo braku „plot twistów” po prostu wciąga. Autorka po raz kolejny przenosi nas do XIX wieku – widać jest to jeden z ulubionych tematów. Myślę, że również w jej pisarstwie właśnie powieść osadzona w tej epoce zdecydowanie góruje nad powieścią współczesną. I chyba dzięki tej powieści zaskarbiła sobie uznanie niemałego – i chyba wciąż rosnącego – grona czytelników.
Tło historyczne zarysowane przez autorkę nie dominuje nad całością narracji. Realia zostały solidnie oddane, choć oczywiście pasjonaci fin de siècle'u mogą odczuć pewien niedosyt w opisie detali. Autorka nie zatrzymuje się bowiem na opisie przedmiotów, nie buduje scenografii z jej szczegółami, nie opisuje Warszawy i Krakowa z dawnymi przewodnikami w ręku. Klimat opowiadanej historii tworzy coś innego: relacje.
Stosunki społeczne ukazane w „Owocach zatrutego drzewa” przedstawione są przez pryzmat pierwszo- i drugoplanowych bohaterów, ich problemów, dylematów, a także osobistych dramatów. Dobrze to oddaje postawa głównej bohaterki, która sytuuje się poza konwenansami, sztywnymi normami, które nie tylko ograniczają jej swobodę, ale również odbierają możliwość decydowania o własnym losie. To duża zaleta recenzowanej książki, bowiem czytelnik bardzo łatwo może wczuć się w sytuację Kingi. Wspomniany fin de siècle, burzliwy, ciasny ale i pesymistyczny, jak gdyby zwiastujący mające nastąpić zmiany.
Oczywiście osoby zaznajomione z epoką, a przede wszystkim ze współczesną literaturą historyczną, mogą uznać, że to dość oklepany pomysł, aby ukazywać czasy minione wyłącznie przez pryzmat sztywnych, nieludzkich norm. Sęk w tym, że wielu pisarzy i publicystów żyjących w czasach opisywanych przez autorkę dostrzegało problem długofalowych konsekwencji „sztywnego gorsetu” społecznego. I nie chodzi o to, by potępiać w czambuł wszystkie konwenanse, ale dostrzegać ich zgubny niekiedy wpływ.
Nie będę w tym miejscu zdradzać fabuły. Jest ona zresztą dość typowa i jako taka nie przedstawia się szczególnie oryginalnie. Poznajemy dziewczynę, mieszkankę jednego z warszawskich domów mieszczańskich, która decyduje się wyrwać spod wpływów apodyktycznej opiekunki i podjąć ryzykowną decyzję o opuszczeniu miasta. Nie o fabułę jednak chodzi, a o zagłębienie się w klimat świata, którego już nie ma.
Spokojna, nieśpieszna narracja, plastyczny i przyjemny w odbiorze język to największe zalety dla osób znudzonych kryminałami, w których pełno jest brudu, zagadek i tajemniczych postaci – prawników, śledczych, morderców. To dobra odskocznia dla współczesnej, mało wymagającej literatury przepełnionej tanią sensacją i nastawioną na szokowanie czytelnika. Dobrze, że są jeszcze autorzy prezentujący typ powieści tak różny od popularnych „zabijaczy czasu”. Bo Janiszewska ani myśli serwować odbiorcy lektury mającej wypełnić czas w autobusie czy pociągu – „Owoce zatrutego drzewa” to książka do czytania w fotelu, wieczorem, przy filiżance herbaty lub kieliszku dobrego wina.
Jeśli ktoś poszukuje lektury na wakacje, powinien zainteresować się książką Agnieszki Janiszewskiej. Autorka nie tylko konstruuje ciekawą opowieść o stosunkach społecznych z sprzed Wielkiej Wojny, która zmieniła wszystko. To historia napisana lekkim stylem, którą po prostu czyta się przyjemnie. Dobrze, że wydawnictwo Novae Res zdecydowało się wydać wszystkie tomy „za jednym zamachem” i nie kazało czekać na kolejne części.