Adam Węgłowski – „Przypadek Ritterów” – recenzja i ocena
W galicyjskiej wsi zostaje popełnione makabryczne morderstwo. Natychmiast zostają o nie oskarżeni Żydzi. Cała sprawa budzi wiele kontrowersji także poza Galicją, bo w niej samej opinia publiczna na długo przed rozprawą wydała już swój wyrok: był to mord rytualny, któremu winni są Żydzi. Nawet interwencja wiedeńskiego dworu, wskazującego na pewne uchybienia proceduralne oraz niewiarygodność pewnych dowodów, okazuje się niewystarczająca. Rozprawa odbywa się trzykrotnie i za każdym razem Żydzi zostają skazani na śmierć.
Głównym bohaterem książki jest Kamil Kord, bogaty panicz, który prowadzi własne śledztwo w tej sprawie. Z początku nie ma on żadnych wątpliwości co do winy oskarżonych, wszystko zdaje się świadczyć przeciwko Żydom. Kiedy jednak Kamil decyduje się odrzucić przesądy i nieudowodnione a utarte opinie, sprawa morderstwa nie jawi się już w tak jednoznacznym świetle. Autor książki wprowadził tu wątek narzeczonej Kamila, która okazała się… Żydówką. Zresztą sprawa, z początku podjęta przez Kamila z nudy, szybko zaczęła zataczać coraz szersze kręgi, w wyniku czego nasz bohater dowiedział się wielu rzeczy na temat własnej rodziny i mechanizmów rządzących światem. Często w naszym życiu się zdarza, że coś lub ktoś sprawia, że zaczynamy patrzeć bardziej wnikliwie na otaczający nas świat. Dla Kamila tym katalizatorem była właśnie „sprawa Ritterów”.
Czy więc „Przypadek Ritterów” jest jeszcze jedną książką o polskim antysemityzmie, jakich ostatnio wciąż przybywa na naszym rynku księgarskim? Nie sądzę, chociaż tak właśnie wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Co więcej, uważam nawet, że polemizuje ona z tym twierdzeniem. Jej głównym przesłaniem jest potrzeba używania własnego rozumu i samodzielnego wyciągania wniosków zamiast powielania utartych, ale często błędnych opinii. O tym, że jest to niełatwe nawet dla ludzi wykształconych, może świadczyć przykład Jana Matejki. Będąc dyrektorem Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie, wygłosił do swoich studentów mowę, w której żydowskim studentom zalecał uznanie Polski za swą Ojczyznę lub, w przeciwnym wypadku, dolę emigranta. W ustach patrioty, jakim był wielki malarz, takie sądy mogłyby brzmieć tylko jako nie do końca przemyślane. W warunkach podgrzewanej histerii antyżydowskiej wzbudziły natomiast niepotrzebną burzę.
Treść książki w dużej mierze jest oparta na autentycznych wypadkach. Morderstwo we wsi Lutcza zdarzyło się naprawdę i wzbudziło wielki ferment w całej Galicji, nie tylko wśród Polaków; reperkusje całej sprawy żywo interesowały opinię światową. Fikcją literacką są tylko główni bohaterowie książki, ale to właśnie dzięki nim poznajemy niewidoczne na pierwszy rzut oka mechanizmy rządzące ówczesnym społeczeństwem.
Wartością tej książki na pewno jest fakt, że przedstawia ona zdarzenie, które naprawdę miało miejsce. Poza tym autor książki całkiem swobodnie porusza się pośród wybranej przez siebie tematyki. Widać, że przed przystąpieniem do pisania książki odbył dokładne studia nad epoką i to nie tylko w Polsce, bo przecież pewne zdarzenia książki mają miejsce w Paryżu i na Węgrzech. Fabuła książki trzyma w napięciu, bo chociaż wiadomo jak skończył się historyczny proces, to przecież jesteśmy ciekawi, co jeszcze w swoim śledztwie odkryje główny bohater.
Adam Węgłowski jest dziennikarzem, który między innymi uwielbia kryminały retro. Obecna książka jest jego debiutem i chyba dobrze się stało, że postanowił nie tylko się ograniczać do ich czytania, lecz także coś napisać samemu. Następnej jego książki można oczekiwać z zainteresowaniem.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Justyna Piątek