Adam Pleskaczyński: „Czas bestii" to fotograficzna opowieść o zbrodniach popełnionych przez okupantów na obszarze całej Polski
Magdalena Mikrut-Majeranek: Skąd pomysł na stworzenie takiej publikacji i z jakich źródeł pochodzą wspomniane fotografie?
Dr Adam Pleskaczyński: Inicjatorem powstania tej książki jest dr Karol Nawrocki – Prezes Instytutu Pamięci Narodowej, który pod koniec 2021 roku polecił mi przygotowanie publikacji będącej rozwinięciem wydanego wówczas obszernego albumu „Wartheland. Dzieje zbrodni”, którego również jestem autorem. O ile jednak „Wartheland…” dotyczył ikonograficznego zapisu niemieckich zbrodni popełnionych na obszarze jednego z okręgów administracyjnych utworzonych przez III Rzeszę na ziemiach polskich, to kolejne dzieło miało stanowić fotograficzną opowieść o zbrodniach popełnionych przez wszystkich okupantów, na obszarze całej Polski, w jej przedwojennych granicach. Myślę, że o decyzji wydania takiej właśnie publikacji zadecydowały dwa czynniki. Po pierwsze, pomimo upływu niemal 80 lat od zakończenia II wojny światowej i ogromu zbrodni, których doświadczyły przecież miliony obywateli polskich, nikt nigdy nie zdecydował się na przygotowanie takiej publikacji. Już sam ten fakt, choć budzący zdziwienie, jest wystarczającym powodem, aby podjąć próbę przygotowania tego typu książki.
Po drugie, zadecydowały czynniki zewnętrzne. Od lat obserwujemy niepokojące zjawisko wypierania pamięci o zbrodniach popełnionych na Polakach podczas II wojny światowej. Dają się również niestety zauważyć pewne próby rozmywania win za okrucieństwa II wojny światowej, podważania oczywistych prawd o tym kto był katem, a kto ofiarą, zacierania zakresów odpowiedzialności, relatywizowania ocen postępowania sprawców i wiele innych niebezpiecznych postaw i to zarówno na arenie międzynarodowej, jak również – co dawnej wydawało się nie do pomyślenia – w naszym kraju. Najskuteczniejszą metodą przeciwstawienia się tym tendencjom jest upowszechnianie wiedzy historycznej w sposób jak najbardziej zrozumiały i można powiedzieć: dosłowny, niebudzący wątpliwości – a najskuteczniejszym środkiem takiego przekazu zdaje się być obraz – odczytywany jednoznacznie, przemawiający do wyobraźni i zapadający w pamięć. Opatrzone komentarzem fotografie muszą jednak układać się w pewną przemyślaną narrację, na podstawie której czytelnik odczyta opowieść, a nie – przejrzy album ze zdjęciami, nie wynosząc z tego nic poza widokiem wstrząsających kadrów. Owszem, żyjemy w świecie, w którym coraz bardziej, szczególnie wśród młodszej części społeczeństwa liczy się obraz, a nie słowo – zwłaszcza pisane, dlatego staram się działać przede wszystkim warstwą wizualną, dbając jednocześnie o to, by dzięki zwięzłym opisom przekazać czytelnikowi klarowną i zrozumiałą opowieść. Jest to działanie edukacyjne, w którym liczy się skuteczność.
To skomplikowana historia, którą zdecydował się Pan przybliżyć za pomocą fotografii, a ta zdecydowanie silniej przemawia do odbiorcy niż słowa. Wyselekcjonowanie zdjęć z pewnością nie było łatwym zadaniem. Z jakimi problemami mierzył się Pan podczas pracy nad publikacją?
Próba opowiedzenia historii terroru w okupowanej podczas II wojny światowej Polsce i do tego za pomocą archiwalnych fotografii jest bez wątpienia trudne i obarczone dużym ryzykiem. Przede wszystkim poraża liczba wątków, które należy bezwzględnie poruszyć. Żeby wymienić kilka z nich: eksterminacja polskiej inteligencji, zagłada Żydów, Sini i Romów oraz osób niepełnosprawnych psychicznie, pacyfikacje polskich wsi, egzekucje odwetowe i zastraszające, obozy koncentracyjne i zagłady, karne obozy pracy, deportacje do gułagu, czystki etniczne, rabunek polskich dzieci… i moglibyśmy tak wymieniać jeszcze długo.
Z drugiej strony musimy mieć świadomość, że do zilustrowania tych i innych zagadnień i do zbudowania określonej narracji potrzebujemy archiwalnych zdjęć, z których tylko nieliczne dotrwały do naszych czasów. Część zaginęła lub świadomie została zniszczona – dokumentowała przecież zbrodnie, a w przypadku licznych wydarzeń w ogóle nie powstały żadne fotografie, które by je uwieczniły, z sytuacją taką mamy do czynienia zwłaszcza jeśli chodzi o zbrodnie dokonywane przez Sowietów.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Adama Pleskaczyńskiego „Czas bestii. Terror w okupowanej Polsce 1939–1945”!
Dodatkowym problemem dla mnie jako autora była kwestia identyfikacji zdjęć, czyli stwierdzenia, jakie zdarzenie one przedstawiają. Ogółem przebadałem ok. 50 tysięcy archiwalnych fotografii. Świadomie określam moje działania jako badanie, ponieważ każdą fotografię traktowałem jako dokument źródłowy, do którego należy podchodzić z właściwą historykowi rezerwą. Analizowałem zdjęcia na wszelkie możliwe sposoby, aby potwierdzić czy zawarte w opisie archiwalnym komentarze odpowiadają prawdzie lub są przynajmniej prawdopodobne. W przypadku niektórych zdjęć konsultowałem się ze specjalistami od umundurowania, architektury, pomocne mi były wspomnienia i relacje opisujące konkretne wydarzenia historyczne, zdarzyło się nawet, że korzystałem z danych meteorologicznych, aby ustalić, czy mężczyźni sfotografowani na jednym ze zdjęć w grudniu 1942 r. w okolicach Biłgoraja mogli być ubrani w jesienne płaszcze. Niestety, nie zawsze udawało się określić okoliczności powstania zdjęcia i wiele z nich pozostanie chyba na zawsze niezidentyfikowana.
Obok zdjęć zniszczonej Warszawy w albumie znajdują się wstrząsające fotografie zabitych jeńców, ofiar masowych egzekucji, zamordowanych dzieci, zbrodni Wehrmachtu i Luftwaffe czy zdjęcia z ekshumacji ofiar licznych egzekucji. To wielowątkowa opowieść, którą dosadnie przybliżają źródła ikonograficzne. Wskazuje Pan, że najciekawsze dla historyka są albumy fotograficzne prowadzone przez funkcjonariuszy gestapo i policji. Co się w nich znajduje i czy także te zdjęcia znajdziemy w albumie?
Dla historyka każde zdjęcie, zwłaszcza jeśli da się je zidentyfikować i osadzić w konkretnej rzeczywistości stanowi cenne źródło wiedzy. Zdjęcia obrazujące tamtą rzeczywistość powstawały zarówno z inicjatywy katów, świadków, jak i samych ofiar, co wiąże się z niezwykłym doświadczeniem patrzenia na fragment rzeczywistości, sytuację, człowieka i zdarzenie z różnych perspektyw. Różna była zatem intencja powstania określonego kadru. Nierzadko ta intencja przeraża równie mocno jak sama treść zdjęcia.
Analizując prywatne albumy oprawców, można odnieść wrażenie, że były to dla nich cudowne, wręcz niezapomniane chwile! Nie ma w tym słowa przesady, skoro po aresztowaniu w Düsseldorfie w 1959 r. zastępcy komendanta obozu zagłady w Treblince Kurta Franza znaleziono w jego domu album ze zdjęciami pochodzącymi z czasu służby w obozie, który był zatytułowany „Piękne czasy”. Jakiż ładunek okrucieństwa niesie zdjęcie z ustawionymi jak do rodzinnej fotografii ludźmi, zrobione z pełną świadomością, że za kilka chwil ludzie ci zostaną rozstrzelani! Wiedza o tym, co tak naprawdę przedstawia obraz, jaką niesie ze sobą opowieść, powoduje, że patrzymy na dane zdjęcie z zupełnie innymi emocjami. Fotografie robione przez Polaków powstawały z narażeniem życia, samo posiadanie aparatu fotograficznego było surowo zabronione i groziło deportacją do obozu koncentracyjnego, a w niektórych sytuacjach nawet karą śmierci. Istniała jednak silna potrzeba pozostawienia świadectwa, opowiedzenia światu tego, co nas spotkało. Zdjęciu trzeba uwierzyć pomimo całej trudności przyjęcia do wiadomości bezmiaru okrucieństwa, jaki nas spotkał. Opowieściom można nie dać wiary. Zdjęciu wierzymy.
Niemcy na okupowanych ziemiach polskich dopuszczali się nie tylko makabrycznych zbrodni, ale z rozkazu Reichsfuehrera SS Heinricha Himmlera dokonywali też rabunku polskich dzieci. Także i ten fakt został udokumentowany na zdjęciach opublikowanych w albumie „Czas bestii”. Jak wyglądał wspomniany proceder i co udało się uchwycić na kliszach?
Dzieci Polaków, którzy byli deportowani do obozów przesiedleńczych lub koncentracyjnych, którzy odmawiali podpisania volkslisty, lub w wyniku innych okoliczności, mogły być odbierane rodzicom, jeśli oczywiście spełniały narodowosocjalistyczne kryteria rasowe. Dzieciom nadawano nowe, niemieckie nazwiska by utrudnić ich odnalezienie. W specjalnie tworzonych domach „wychowawczych” polskie dzieci poddawane były intensywnej germanizacji. Szczególnie przejmujące są zdjęcia sygnalityczne dzieci, do których pozują z nadanym poniżej numerem. Odebrano im imię, nazwisko, rodziców, wreszcie ojczyznę, religię i sposób wychowania. Wtłoczono do obcej, wrogiej nacji by przekształcić w odchowanych w duchu narodowosocjalistycznym Niemców. To szczyt okrucieństwa.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Adama Pleskaczyńskiego „Czas bestii. Terror w okupowanej Polsce 1939–1945”!
Polacy również dokumentowali wydarzenia rozgrywające się w okupowanej Polsce, a wiele z tych zdjęć znajdziemy w „The Black Book of Poland”, którą opublikowało polskie Ministerstwo Informacji w 1942 roku w Nowym Jorku. Jaka była rola wspomnianej publikacji i czy bez przeszkód udało się ją wydać jeszcze w czasie wojny?
Cel był oczywisty: uświadomić demokratyczne społeczeństwa państw zachodnich oraz ich elity polityczne, przede wszystkim amerykańskie i brytyjskie o bezprecedensowej skali zbrodni popełnianych przez Niemców na terenach okupowanej Polski. Proszę zauważyć, że stopień brutalizacji nie miał odniesienia do żadnego z wydarzeń pamiętanych przez ludzi z tamtej epoki.
To się wymykało wszelkim normom, a zatem trudno sobie było wyobrazić te wszystkie zbrodnie, a tym bardziej uwierzyć na słowo, że to się naprawdę działo. Najlepszym sposobem było więc opisanie zbrodni niemieckich i zilustrowanie ich za pomocą przemyconych z Polski zdjęć. Zdjęć wykonanych z ukrycia przez członków polskiej konspiracji, ale również nielegalnie skopiowanych z niemieckich negatywów oddawanych do wywołania w zakładach fotograficznych.
Fotografię, podobnie jak film, wykorzystywano w służbie propagandy. Stosowali to zarówno Niemcy, jak i Rosjanie. Jaką rzeczywistość ukazywali za pomocą zdjęć ci drudzy?
W przypadku okupacji sowieckiej dysponujemy właściwie wyłącznie fotografiami wykonanymi do celów propagandowych. Stopień zakłamania tych zdjęć poraża. To obraz niemal idylliczny: społeczeństwo zadowolone z przyłączenia do Związku Sowieckiego, dzieci uczęszczające do pięknych szkół, robotnicy i chłopi uradowani z nowych porządków, po prostu beztroskie życie w „sowieckim raju”. Ani śladu jakiegokolwiek oporu, sprzeciwu. Z tego też powodu miałem duże trudności w zilustrowaniu zagadnień związanych z sowieckim aparatem terroru. Pierwsze zdjęcia ilustrujące rosyjskie zbrodnie były zrobione przez Niemców w 1941 r. na wschodnich terenach Rzeczypospolitej. To przede wszystkim fotografie zamordowanych setek więźniów, głównie ukraińskich i polskich podczas akcji likwidowania więzień w obliczu nadciągających oddziałów Wehrmachtu.
Album przypomina też o bohaterach tragicznych wydarzeń z lat 1939-1945. Obok takich postaci jak święty Maksymilian Kolbe, Janusz Korczak, rotmistrz Witold Pilecki czy beatyfikowana niedawno rodzina Ulmów mowa jest także o 13-letnim Tadziu Jasińskim. Czym zapisał się na kartach historii?
To bohaterski obrońca Grodna, który z własnej woli – jako jeden z wielu mu podobnych rówieśników – wziął udział w walkach z nacierającymi na miasto oddziałami sowieckimi. 21 września 1939 r. dostał się w ręce czerwonoarmistów, po tym jak rzucił butelkę z benzyną w atakujący sowiecki czołg. Pobitego chłopca Sowieci przywiązali jako żywą tarczę do czołgu. Odbity przez Polaków, skonał na rękach matki.
Przypomina Pan także o innej ciekawej postaci, jaką była Janina Lewandowska, córka generała Dowbora-Muśnickiego, która chciała zostać śpiewaczką, ale jej losy potoczyły się inaczej i została spadochroniarką oraz podporucznikiem pilotem lotnictwa Wojska Polskiego II RP. To jedyna kobieta-żołnierz zabita w Katyniu. Co o niej wiemy?
Janina Lewandowska i Agnieszka Dowbór-Muśnicka, czyli córki generała Józefa Dowbor-Muśnickiego to postaci ikoniczne. Pierwsza z nich zamordowana przez Sowietów w Katyniu 22 kwietnia 1940 r., druga – dwa miesiące później, 20 lub 21 czerwca 1940 r. przez Niemców w Palmirach. Córki legendarnego dowódcy powstania wielkopolskiego symbolizujące tragiczne losy naszego kraju brutalnie napadniętego przez dwóch agresorów. Dla mnie są ucieleśnieniem wielkiego dramatu Polski – niepowetowanej utraty kwiatu społeczeństwa, elity wychowanej w duchu patriotyzmu i umiłowania Boga, Honoru, Ojczyzny. Straty tego co piękne, czyste i wzniosłe.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Instytutu Pamięci Narodowej.