Adam I. P. Smith - „Wojna secesyjna” – recenzja i ocena
To ciekawe i pouczające wydarzenie jest w gruncie rzeczy słabo opisane w polskiej historiografii. Oprócz starych prac Leona Korusiewicza („Przyczyny wojny secesyjnej w Ameryce” oraz „Wojna secesyjna 1861-1865”) czy nieco nowszych, świetnych Krzysztofa Michałka („Pod banderami Unii i Konfederacji. Wojna secesyjna 1861-1865 na morzach i rzekach” oraz „Dyplomaci i okręty. Z dziejów polityki zagranicznej Skonfederowanych Stanów Zjednoczonych”) oraz trzech pozycji jakie ukazały się w serii „Historycznych Bitew” w tym roku doszły jeszcze „Obozy jenieckie w wojnie secesyjnej 1861-1865” autorstwa Łukasza Niewińskiego. Stąd też wydanie „Wojny secesyjnej” Adama Smitha powitałem z radością. Jak się okazało nieco na wyrost.
Adam Smith jest pracownikiem naukowym na UCL-London Global University. Pierwsza jego książka – „No Party Now: Politics in the Civil War North” – jak sama nazwa wskazuje dotyczy zawirowań politycznych dotyczących przede wszystkim północnego uczestnika konfliktu między stanami. Autor nie jest więc nowicjuszem w temacie najkrwawszego amerykańskiego konfliktu. „Wojny secesyjnej” („The American Civil War”, wydanie pierwsze 2007 r.) nie napisał jednak w celu jak najwierniejszego przedstawienia całego tego konfliktu, ale w celu ukazania wartości pewnego szczególnego zjawiska, a mianowicie wpływu opinii publicznej na prowadzenie wojny. Jeżeli ktokolwiek liczył, że zapozna się w tej książce z przebiegiem konfliktu, to się zawiedzie. Dla Smitha wojna jest jedynie tłem.
Przyznam, że po książce Smitha nie spodziewałem się pracy na miarę trzytomowego „The Civil War. A Narrative” Shelby’ego Foote’a. W końcu ciężko jest przedstawić czteroletni konflikt na nieco mniej niż czterystu stronach. Badacz wojny secesyjnej dysponuje ogromem źródeł: począwszy od urzędowych dokumentów obu stron, poprzez gazety, pamiętniki, dzienniki nie tylko ważnych osobistości, ale także tysięcy zwykłych „Wilusiów Jankesów” („Billy Yank” to przezwisko nadane żołnierzom Unii) czy Jasiów Rebeliantów („Johnny Reb” to z kolei przezwisko Konfederatów). Z przyczyn obiektywnych Smith nie podjął się tego wysiłku, co rzutuje na jego książkę.
Konstrukcja książki jest jasna. Autor wpierw podaje przyczyny wojny, opisuje okres zapalny między Północą a Południem, datowany od wojny meksykańskiej, po czym przechodzi do opisu wojny. Miłośnicy militariów z pewnością obejdą się w tym momencie smakiem. Oprócz, w gruncie rzeczy wycinkowego, opisu działań w Wirginii, znajdziemy tak naprawdę jedynie wzmianki o walkach pomiędzy Appalachami a Missisipi (wyjąwszy może kampanię vicksburgską). O walkach na zachód od Missisipi nie ma nawet co marzyć, nie licząc małej wzmianki o Kampanii nad rzeką Red. Tak więc polskiemu czytelnikowi pozostaje wciąż korzystać z angielskojęzycznych opracowań odnośnie szczegółowych działań wojennych. Jak na książkę, której tytuł brzmi „Wojna secesyjna”, wspomnianej wojny jest mało.
Jeśli chodzi o przyczyny, to autor nie pokusił się o własną gruntowną analizę, poprzestając w gruncie rzeczy na powtórzeniu tez Jamesa McPhersona o praprzyczynie wszystkiego w niewolnictwie. Co prawda wzbogacił te rozważania o swoje własne spostrzeżenia, jednak wciąż rdzeniem przyczyny jest osławiona „szczególna instytucja”.
Najciekawszymi rozdziałami są piąty i szósty. Ten pierwszy Smith poświęcił fenomenowi amerykańskiego ochotnika: swoistego żołnierza obywatela, który odpowiednio umotywowany walczy jak lew w imię idei, reprezentowanej przez Starą Flagę Unii. I to jest clue całej książki. Autor ukazuje nie tylko motywację żołnierzy, ich rozważania i psychikę czy stosunek do wojny, ale również odczucia cywilów, których bliscy rozlewają krew na polach Wirginii, w Dolinie Missisipi czy preriach Teksasu. Rozdział szósty można byłoby zatytułować „Jak hartowała się stal” czyli jak powstał południowy naród. Jest to zjawisko o tyle ciekawe, że hasłem secesji była autonomia, a wręcz niepodległość każdego stanu. Konfederaci nie chcieli powtórzyć błędu zbudowania federalnej Unii. Jednak pod koniec wojny nie byli obywatelami Wirginii, Karoliny Południowej czy Tennessee, lecz Skonfederowanych Stanów Ameryki.
Niestety oba rozdziały są krótkie i w zasadzie sygnalizują jedynie poruszony temat. Szkoda, bowiem właśnie te kwestie wydają się w całej książce najciekawsze. Żałować można również, że autor nie użył (jeśli chodzi o rozdział piąty) zbyt wielu źródeł, koncentrując się głównie na relacjach żołnierzy Unii. Tymczasemi Konfederacja ma w tym względzie wiele do zaoferowania, z niesamowitą opowieścią Sama Watkinsa na czele.
Kwestie pozamerytoryczne „Wojny secesyjnej” również pozostawiają wiele do życzenia. Żeby zapoznać się ze źródłami użytymi przez autora należy podążać za danym przypisem znajdującym się na końcu książki. W notce bibliograficznej znajdują się jedynie najważniejsze opracowania, do czego polski czytelnik nie jest przyzwyczajony – źródła i wydawnictwa źródłowe są tak naprawdę podane w przypisach. Zawiodło nieco tłumaczenie. Tomasz Tesznar momentami zbyt dosłownie rozumiał niektóre słowa, co odbija się na treści książki. Wystarczy powiedzieć, że w kilku bitwach (Bitwa Siedmiodniowa, Antietam Creek, Shiloh, Gettysburg czy Lądowa Kampania 1864) „uśmiercił” ponad 150 tys. Amerykanów, choć w blisko 6 tys. starć wojny secesyjnej życie straciło ponad 660 tys.(!) Ten dziwny rachunek wynika najprawdopodobniej ze swobodnego tłumaczenia słowa „ofiary” (casualties) lub dosłownego traktowania słowa „stracić” (lost), co oznacza tak naprawdę zabitych, rannych i zaginionych. Również nazwanie Abrahama Lincolna „posłem z Illinois”, podczas gdy w języku polskim powszednim słowem dla członków amerykańskiej Izby Reprezentantów jest wyraz „kongresmen”. Z takich błędów można wysunąć wniosek, że tłumacz nie do końca orientuje się w epoce, choć przepiękne tłumaczenia zdań napisanych w swoistym języku (jeśli nie w slangu) Południowców świadczy o świetnym opanowaniu literackiego języka.
Ciężko jest polecić książkę, która rozczarowała. Dla kogo jest ona przeznaczona? Na pewno nie dla początkującego fascynata wojny secesyjnej – podstawowe informacje są tak ogólnikowe, że niewiele różnią się od tych zwartych w książce Korusiewicza. Tak naprawdę tytuł jest nieadekwatny do zawartości – ale to już bardziej wina Autora niż polskiego przekładu. Zaś dla miłośnika tytułowego konfliktu czy badacza ta książka nie jest niezbędna. Co prawda wskazuje na ciekawe problemy badawcze, ale nie przedstawia ich dostatecznie wyczerpująco. Jeśli już należało tłumaczyć książkę poświęconą wojnie secesyjnej – to lepszym wyborem byłaby chyba „The Battle Cry of Freedom” Jamesa McPhersona. Niestety, przyjdzie nam na nią jeszcze poczekać.
Redakcja: Michał Przeperski