Adam Dylewski – „Śladami kultur pogranicza. Od Gdańska do Ustrzyk Dolnych” – recenzja i ocena
Kilka miesięcy temu recenzowałem już jeden z przewodników Pana Dylewskiego. Publikacja „Śladami Żydów polskich” zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie nie tylko poziomem merytorycznym i przystępnością treści, ale też wartością edukacyjną. Przewodnik ten rzeczywiście pomagał odkryć materialne ślady dziś już nieistniejącej społeczności żydowskiej.
Do pewnego stopnia podobne jest założenie przewodnika „Śladami kultur pogranicza”. Dylewski tym razem zachęca nas do odkrywania ginących i nieznanych reliktów dawnej różnorodności cechującej Rzeczpospolitą. Na północy i wschodzie Polski czujny obserwator odnajdzie liczne ślady Prusów, Niemców, Holendrów, Karaimów czy Ormian. Niektóre społeczności, choć przetrzebione, wciąż dość licznie zamieszkują Polskę, starając się zachować swoją odrębną tożsamość – choćby Tatarzy, Białorusini i Ukraińcy. Z drugiej strony relikty polskości gołym okiem widać w miastach po drugiej stronie granicy – np. Grodnie czy Lwowie. Dylewski podjął próbę opisania wszystkich tych kultur i ich śladów w jednej niewielkiej książce. Znajdziemy w niej aż 18 tras, składających się na wędrówkę od Gdańska i Elbląga, przez Kaliningrad, Warmię, Grodno, Podlasie, Polesie i Roztocze, aż po Pogórze Przemyskie.
W przewodniku opisano zarówno duże miasta, jak i wsie trudne do odnalezienia na mapach. Pomysł publikacji jest bardzo ciekawy, a jeszcze więcej pomysłów (na wakacyjne wojaże) rodzi się po jej przeczytaniu. Nie jest to jednak książka, którą można by wykorzystać w praktyce podczas podróży. Zawarte w niej opisy, ze względu na gigantyczną liczbę omówionych miejsc, są po prostu zbyt lakoniczne. Najlepiej widać to przy większych miastach. Kilkustronicowy opis Lwowa nie zadowoli nikogo, kto pragnąłby wybrać się do tego miasta. Podobnie choćby fragment na temat Przemyśla. Autor nie wykracza w nim poza opis budowli sakralnych, podczas gdy Przemyśl to wręcz szablonowy przykład miejsca mieszania się kultur i tożsamości.
Dziwi, że najwięcej miejsca poświęcono tym miejscowościom, których charakter w stosunkowo niewielkim stopniu oddaje etniczną i kulturową różnorodność pogranicza. Przykładowo o Gdańsku możemy przeczytać kilka razy dłuższy rozdzialik niż o wspomnianym Lwowie czy Przemyślu. Jest on też znacznie dłuższy niż solidne fragmenty o Grodnie i Białymstoku. Moim zdaniem prawdziwa wartość publikacji przejawia się w opisie małych miejscowości, o których w innych przewodnikach nie sposób przeczytać – nawet liczących zaledwie kilkuset mieszkańców wiosek, wartych odwiedzenia ze względu na jeden lub kilka nietypowych zabytków.
Summa summarum, książka Dylewskiego jest niewątpliwie warta polecenia. Tyle tylko, że warto po nią sięgnąć raczej jako po źródło inspiracji, niż w ścisłym rozumieniu przewodnik turystyczny.