70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego: Godzina W na Powązkach
Czytaj też: 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego: 31 lipca na placu Krasińskich... i Powstanie Warszawskie w Histmag.org
Hołd poległym składali uczestnicy walk, którzy na uroczystości przyjechali z całego świata. Na obchody przybył m.in. gen. Zbigniew Ścibor-Rylski – prezes Związku Powstańców Warszawskich. Oprócz kombatantów na cmentarzu pojawili się także m.in. prezydent Bronisław Komorowski z żoną, premier Donald Tusk, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, minister MON Tomasz Siemoniak, minister kultury Małgorzata Omilanowska, minister administracji i cyfryzacji Rafał Trzaskowski, minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska i metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz.
Minutę ciszy, którą obecni uczcili pamięć bohaterów zrywu, rozpoczęło wycie syren. Następnie wybrzmiał Mazurek Dąbrowskiego, po czym ks. komandor Janusz Bąk odmówił modlitwę za walczących. Po oddaniu salwy honorowej przedstawiciele władzy złożyli wieńce pod pomnikiem Gloria Victis.
Mimo apelów ze strony weteranów wojennych i Bronisława Komorowskiego o zachowanie szacunku dla poległych i godne uhonorowanie ich działań, wydarzenie nie obyło się bez incydentów. Prezydent i premier RP zostali przywitani przez grupę przybyłych okrzykami, gwizdami i buczeniem.
W obchodach wzięło udział nie tylko wielu Polaków: uroczystość świętowali na Powązkach także goście z zagranicy. W organizacji pomagało wielu harcerzy i wolontariuszy, którzy m.in. zbierali datki na rzecz odbudowy pomników powstańców.
Uroczystość stała się niepowtarzalną okazją, aby poznać historię Powstania Warszawskiego z pierwszej ręki. Powstańcy chętnie dzielili się swoimi wspomnieniami z młodzieżą. Wolontariusz Grzegorz Sroka zauważa, że rozmowa z weteranami jest wielkim zaszczytem i szansą na poszerzenie wiedzy na temat tego zrywu: Jest to bardzo ciekawe zgromadzenie, przychodzą tu powstańcy ze swoimi wnuczkami, rozwijają swoje więzi, pokazują im, jak wyglądały dawne czasy. Można tu pobudzać swoją tożsamość narodową, bo kombatanci przekazują młodzieży swoją wiedzę, opowiadają o tym, co przeżyli. Spotykamy się tylko z takimi pozytywnymi relacjami. Dla nas wielkim honorem jest poznanie takich ludzi, bo są oni żyjącą historią, dzięki nim możemy dowiedzieć się czegoś więcej o Polsce.
Zgadza się z nim Marcin Janas z Krakowa: Bardzo podoba mi się otwartość powstańców na młodych ludzi. I dodaje: Mieszkam w Warszawie od półtora roku. Moja babcia była łączniczką Armii Krajowej i czułem wewnętrzną potrzebę, by uczestniczyć w tych obchodach, włożyć w nie swój wkład jako wolontariusz. Nie zamierzam oceniać Powstania Warszawskiego. Uważam jedynie, że było to ogromne bohaterstwo mieszkańców Warszawy i ludzi z innych miast, którzy walczyli w powstaniu. Przyszliśmy tu, aby oddać im hołd.
Zofia Biernacka z Kedywu (batalion „Krawiec”) ma nadzieję, że podobna sytuacja nigdy nie będzie miała miejsca: Nie daj Boże, żeby młodzież miała tyle ciężkich chwil, co my. Nie wiadomo, co zrobić, kiedy człowiek umiera, jak ulżyć mu w bólu. Oby powstanie nigdy się nie powtórzyło. Do powstania dołączyła jako szesnastolatka, jednak dużo wcześniej pomagała w walce z okupantem: Zostałam zaprzysiężona w wieku 13 lat. W czasie wojny przebywaliśmy w lesie, robiliśmy plany położenia Niemców. Przed samym powstaniem przyjmowaliśmy zrzuty, które dostawaliśmy od Anglików. Zdobytą broń musieliśmy przekazywać do Warszawy dla powstańców. W czasie zrywu byłam sanitariuszką. Moją rolą była m.in. przenoszenie broni czy ochrona sióstr zakonnych, które musiały przejść z Czerniakowskiej do gospodarstw poza Warszawą. Chciały tym sposobem ratować ok. 50 głodnych, biednych dzieci. Trzeba było je gdzieś ulokować. Stworzyliśmy także szpital koło kościoła w Pyrach. Przywoziliśmy tam rannych zaraz po powstaniu. Można było jakoś ugadać „granatowego policjanta” i Niemców, żeby zgodzili się na wywożenie rannych z Wyścigów, gdzie leżeli w boksach końskich, do naszego szpitalika. Mieliśmy wóz konny z podwójnym dnem, mogliśmy zabierać lżej rannych w środku, na wierzchu pozwalali na przewiezienie dwóch, trzech powstańców. Niemcy rozstrzeliwali tych ciężko rannych. Obok tego kościoła, który zbudowano z cegieł przywożonych z rozbitej Warszawy. powstał też pierwszy cmentarz, leżą tam nasi powstańcy, bo nie było gdzie ich pochować.
Z innymi weteranami tworzymy swego rodzaju rodzinę, czujemy się ze sobą związani – stwierdza pani Zofia – Moim dowódcą jest Stanisław „Gryf” Milczyński, który jest w tej chwili w Kanadzie, ma 97 lat. Cieszy się, że spotyka się tam z młodzieżą. Do Polski niestety nie może przylecieć, bo był ciężko ranny i nie wolno mu latać samolotem. Jest jednak pełen nadziei, że doczeka się, że Polska będzie szczęśliwa, taka, za jaką walczył.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz