1938: Gra wywiadów

opublikowano: 2019-10-15 13:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Koniec lat trzydziestych. Niebawem dojdzie do wielkiego konfliktu na niespotykaną dotąd skalę. Polski wywiad podejmuje próby, aby powstrzymać zapędy Niemców.
REKLAMA

Rozalia Bąkiewicz popijała ostatnią kawę tego dnia. Właśnie, gdy odkładała białą porcelanową filiżankę usłyszała pukanie do drzwi. Podniosła głowę i ciekawym wzrokiem obrzuciła dwuskrzydłowe wejście.

– Proszę – zawołała.

Jedno ze skrzydeł wysokich drzwi otworzyło się i stanął w nich trzydziestosześcioletni major. Rozalia z podziwu rozchyliła lekko usta i spojrzała na mężczyznę, na którym mundur wyglądał tak, jakby skroił go znany projektant mody. Był opięty, ale nie za ciasny. Skórzany pas podkreślał talię i uwydatniał klatkę piersiową. Tuż nad ostatnim guzikiem stójka kołnierza strzelała pod idealnym kątem do góry, a wyraźnie wyszyty wężyk oficerski jakby emanował blaskiem.

Edward Śmigły-Rydz

Rogatywka leżała jak ulał, a spod daszka patrzyły na nią inteligentne błękitne oczy. Wzrokiem ciepłym, ale onieśmielającym, przeszywającym prawie na wylot. Dokładnie ogolona twarz od razu uwidaczniała drobne blizny sugerując, że jest to człowiek, który mimo swojego relatywnie młodego wieku wiele już przeszedł. Zauważalna nierównomierna proporcja pomiędzy dobrymi i złymi doświadczeniami, które odciskają piętno na naszych charakterach, była wręcz wymalowana na jego twarzy, a mimo to czuć było od niego pogodę ducha. Sprężyste ciało i szerokie barki układały się w pewny, ale nie arogancki sposób. Na naramiennikach widać było wyhaftowane dwie belki i gwiazdę. Rozalia nabrała powietrza w płuca, wypięła przed siebie zgrabne piersi i lekko unosząc się na krześle zaczęła.

– Major Feliks Zygartowicz jak mniemam – powiedziała ciepłym głosem z nutą pewnej siebie kobiety.

– We własnej osobie szanowna pani – major skłonił się i strzelił obcasami tak jakby to była oficjalna wizyta u Wodza Naczelnego. Krótki huk rozszedł się po małym pokoiku, a powieki przystojnej sekretarki zareagowały niczym migawka aparatu ustawiona na krótki czas naświetlania. Rozalia poczuła delikatne mrowienie gdzieś w brzuchu. Wiedziała, że ten oficer to typ mężczyzny, który swoim nonszalanckim zachowaniem wprowadza w zakłopotanie. Do tego, ta emanująca pewność siebie i zapewne rzadkie grubiaństwo jest w pełni akceptowalne, co więcej jest na pewno pociągające. Zdała sobie sprawę, że gdyby przyszło usłyszeć jakiś komplement od charyzmatycznego oficera, będzie żałowała, że ubrała tę granatową wełnianą sukienkę z dość dużym dekoltem. Uśmiechnęła się i mimowolnie wkręciła palec w sznur pereł wiszący na szyi. Skóra na dekolcie zaczęła delikatnie szczypać, umysł podświadomie podesłał polecenia do naczyń obwodowych, krew ruszyła do górnych partii ciała, a dekolt z każdą sekundą pokrywał się intensywniejszą czerwienią. Spojrzała na zegar wiszący na ścianie.

REKLAMA

– Jest pan niezwykle punktualny. Generał Kaźmierczak pana oczekuje w swoim gabinecie – uśmiechnęła się i wskazała na drzwi za jej plecami.

– Droga pani, punktualność to cecha wrodzona polskich oficerów, ale dla kobiety z taką klasą i gustem chętnie bym się spóźniał. Te perły pasują do pani idealnie i są dopełnieniem pani niecodziennej urody – powiedział.

Zanim komplement wypełnił pomieszczenie pewność siebie szczupłej trzydziestolatki o chabrowych oczach i delikatnych blond lokach opadających na ramiona, runęła z takim impetem, że wydawało się ją słyszeć. Czerwień pokrywająca dekolt Rozalii tak nabrała na intensywności, że spokojnie można było odrysować jej kontur. Feliks zauważył reakcję i uśmiechnął się kulturalnie, tak, aby nie wprawiać jej w większe zakłopotanie. Było coś w tej kobiecie, co go intrygowało.

– Pani wybaczy, ale obowiązki wzywają. Jak dobrze pamiętam to generał nie zwykł tolerować spóźnienia. – Gdy minął duże gdańskie biurko oszołomionej kobiety Rozalia wydała z siebie tylko ciche – Mhm.

Feliks, pewnie zapukawszy do drzwi usłyszał szorstkie – Wejść!

Męskie pomieszczenie było pełne dymu fajkowego o przyjemnym zapachu. Czuło się też skórę obić kolonialnych mebli. Za masywnym biurkiem, na którym stała elegancka niklowa lampka, siedział generał broni Antoni Kaźmierczak. Jego binokle zatknięte na nosie mierzyły w dokumenty porozkładane na biurku. Feliks dobrze wiedział, co to jest i znał każdy szczegół tej lektury. Generał patrzył przez chwilę w blat, a światło padające z klosza barwionego na zielono odbijało się od śliskiego papieru zdjęć rzucając blask na jego idealnie wypolerowaną łysinę. Zanim podniósł głowę na przybysza podrapał się po małej kępce włosów, które wystawały tuż nad małżowinami usznymi. Feliks wiedział, że cała ta ceremonia to dość swoisty rytuał, na który pozwalają sobie ludzie z epoletami zaczynającymi się srebrnym wężem. Generał w końcu podniósł wzrok. Feliks strzelił obcasami.

– Major Feliks Zygartowicz melduję…

– Tak wiem wiem. Nie odstawiaj mi tu formułek. Nie czas na to. Dobrze, że jesteś. Siadaj. – Kaźmierczak wskazał pikowany skórą fotel. Feliks podszedł i niemal niewidocznie przeciągnął dłonią po miękkim oparciu.

– Napijesz się koniaku? Mam wyśmienitego Gautiera – zaproponował dowódca.

– Chętnie panie generale.

Obrona Narodowa w 1939 roku

Kaźmierczak odłożył okulary na blat biurka i podszedł do małego barku na kółkach. Feliks spojrzał na spokojne ruchy generała. Do kryształowych baniek z karafki zaczął płynąć bursztynowy alkohol. W tych wyważonych, niemal ceremonialnych gestach, nie dało się wyczuć ani krzty charakteru największego z neurotyków w sztabie. Raptusa, który wściekłość wyrzucał z siebie niczym haubica 155 milimetrowe pociski.

REKLAMA

– Zachować neutralność za wszelką cenę – rzucił generał w kierunku wielkich pałacowych okien. Zupełnie tak, jakby chciał dostać odpowiedź gdzieś znikąd. – Wojna Europy Zachodniej z Europą Środkową da zwycięstwo Sowietom. Czyś ty postradał zmysły?

– Generał podszedł do biurka i postawił dwa kryształowe kieliszki na biurku. Feliks się nie odezwał, tylko podniósł się, sięgnął po bańkę z koniakiem i wsunął stopkę kieliszka pomiędzy palce. Takiemu trunkowi należy dać chwilę na ogrzanie, pomyślał i opadł na fotel. Jego miękkość i wygodna pozycja, do jakiej jego ciało niemal zostało zmuszone, go zaskoczyła. Generał broni usiadł w swoim fotelu i sięgnął po gruszkową fajkę, którą bez wątpienia można było nazwać jego atrybutem.

– Od kiedy stałeś się germanofilem Feliks? – rzucił Kaźmierczak i zabrał się za nabijanie fajki.

– Nigdy nim nie byłem panie generale.

– Doprawdy? – generał popukał fajką w plik kartek spiętych w jeden skoroszyt.

– To nic innego tylko troska o Najjaśniejszą Rzeczpospolitą – Feliks powiedział spokojnie i upił łyk koniaku. Trunek był najwyższej klasy, miał wrażenie jakby gardło pokryła cienka warstwa pszczelego wosku o przyjemnym zapachu. Czekał na uczucie rozchodzącego się ciepła towarzyszące przełykaniu mocnego alkoholu. Generał zatrzymał się na chwilę i przestał ubijać tytoń. Podniósł wzrok.

– Nie igraj ze mną i waż słowa. Zbyt długo się znamy, żebyś zapomniał, że nie toleruję cwaniactwa – warknął Kaźmierczak.

– Przepraszam panie generale, ale to prawda. Ministerstwo Spraw Zagranicznych wraz z sejmowymi doradcami wepchną nas w wojnę dużo za szybko. Jestem tego niemal pewien.

Ten tekst jest fragmentem powieści Szymona Wojtyniaka „Bezpańskie psy”:

Szymon Wojtyniak
„Bezpańskie psy”
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Muza
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
606
Format:
13.0 x 20.5 cm
ISBN:
9788328708754

– Do tego jeszcze dojdziemy. Wiesz, że za jakieś pół godziny będziesz świadkiem, kiedy usłyszę od twojego zwierzchnika kilka ciętych zdań, po czym położy przede mną wypełniony wniosek o rozpatrzenie twojej niesubordynacji – włożył fajkę do ust, a gdy przyłożył podpaloną zapałkę do główki fajki, zaczął ssać ustnik tak jakby chciał spuścić trochę etyliny z baku samochodu. Gabinet zaczął wypełniać zapach markowego tytoniu.

– Domyślam się, ale proszę mi wierzyć, wszystkie moje posunięcia były przemyślane.

– A to ciekawe – Generał odstawił kieliszek na bok i poprzesuwał kilka wielkoformatowych zdjęć. – Posłuchaj mnie chłopcze. Pamiętam jak miałeś mleko pod nosem, a twój ojciec opowiadał ci bitwę pod Grunwaldem na dobranoc. Więc nie pakuj mi tu do głowy jakiś dyrdymałów tylko mów do rzeczy, a przede wszystkim skąd masz te zdjęcia. Ja szanuję wielką pracę, którą wykonaliście z tym człowiekiem pierwotnym Tuchowiakiem, ale Gracjan wam nie odpuści tej samowoli.

REKLAMA
Feldmarszałek Wilhelm Keitel w 1942 roku (Bundesarchiv, Bild 183-H30220 / CC-BY-SA 3.0)

Na razie dostał tylko część techniczną raportu, a już jest wściekły niczym byk na corridzie. Ponoć ostatni rozkaz dla ciebie dotyczył kontynuacji werbunku jakiegoś urzędnika z Wuppertal, a ja od wczoraj patrzę na sfotografowaną armię Hitlera. Może ten nowo werbowany to Wilhelm Keitel? Co wy do jasnej cholery wyprawiacie? Jak wy to zdobyliście i dlaczego się nie kontaktowałeś?

– Panie generale musiałem utrzymać wszystko w tajemnicy. W dzisiejszych czasach, nie można ufać prawie nikomu, a taki materiał musiał trafić od razu na samą górę.

W Kaźmierczaka jakby strzelił piorun.

– Słucham? Czy wy oboje przeżyliście jakiś szok osobowościowy? Od kiedy nad tym pracujecie?

– Intensywnie od początku trzydziestego siódmego.

– Prawie dwa lata? – Feliks skinął głową. – To nieprawdopodobne, jesteś tu od kilku minut, a ja mam wrażenie, że zupełnie tracę kontrolę. – Kaźmierczak podrapał się po pozostałościach włosów, po czym przewertował skoroszyt i wyciągnął kilka stron maszynopisu. – Tych notatek służbowych Gracjan też jeszcze nie widział – popukał palcem w dokumenty. – Zauważyłem, że najciekawszych brakuje. Teraz ze względu na twego ojca daje ci pięć minut na tłumaczenie i przekonanie mnie, żeby nikt tego nie zobaczył – rzucił bezpośrednio dając do zrozumienia, że nie ma najmniejszej ochoty na żarty. Feliks to zauważył.

– Jestem do pańskiej dyspozycji generale. Wiele z tych zdjęć pozyskaliśmy w różnoraki sposób. Proszę pytać, wszystko wytłumaczę.

Kaźmierczak podniósł jedno i pokazał majorowi. Była to fotografia zrobiona specjalistyczną kamerą. Na ramce tłowej po prawej stronie były dane o zdjęciu, niezbędne do dalszej jego obróbki: libelka do odczytania kąta nachylenia od pionu kamery, wysokościomierz, zegar i numer urządzenia. To było zrobione z dość dużej wysokości. Ukształtowanie terenu bez wątpienia przedstawiało nizinny obszar z dużym lasem, który na obrazie aerofotograficznym odznaczał się ciemnym kolorem. Na skraju lasu, a także na jasnej nitce przecinającej ciemny obszar można było dostrzec ciemniejsze prostokąty zbliżonych wielkości.

– Dałem te zdjęcia do analizy zaznaczając, że to pilne. Już wczoraj wieczorem dostałem wyniki. Wiesz, co napisali o tym?

Feliks dobrze wiedział skąd pochodzą te fotografie. Na samą myśl miał ochotę uśmiechnąć się zawadiacko, ale to bez wątpienia równało się z wejściem na minę. Nie zareagował, tylko spojrzał wyczekująco. Generał odłożył zdjęcie i wziął jedną z kartek leżącą tuż obok.

REKLAMA

– Porucznik Kamil Haber pisze: Zdjęcia o sygnaturach AD do AY zostały wykonane urządzeniem optycznym produkowanym w Polskich Zakładach Optycznych. Typ KR-15 Ogniskowa f=350 mm. Obiektyw tego typu jest standardowym wyposażeniem statku powietrznego PZL.23B „Karaś”. – Kaźmierczak podniósł głowę i popatrzył na majora. Feliks chciał coś powiedzieć, ale generał pokazał palcem, aby mu nie przerywał. – To jeszcze nie koniec. – Generał przewrócił małą czarną od druku maszynowego kartkę i odszukał wzrokiem właściwe zdanie – „Fotografie przedstawiają dywizję pancerną Wehrmachtu, niestety ostrość zdjęć nie pozwoliła na odczytanie numerów maszyn bojowych. Ich przynależność jednostkowa jest niemożliwa do ustalenia. Typy pojazdów sklasyfikowano w załączniku…“ – Kaźmierczak podniósł głowę znad tekstu.

– To III Dywizja Pancerna Weichsa panie generale – odpowiedział Feliks.

Maximilian von Weichs

Gdy Kaźmierczak przymrużył oczy, majorowi przez chwilę przez głowę przeleciała myśl o zatyczkach do uszu, o których wspominał Wojtek. Przyjrzał się zwierzchnikowi. Spokojnie można było sobie wyobrazić jak jakiś wyimaginowany działonowy stoi za biurkiem z podniesioną ręką, a zamkowy czeka na sygnał do pociągnięcia za sznurek. Cała obsada działa miała zatkane uszy. Ja też powinienem pomyślał Feliks. Padła komenda, pal.

– Czy wyście do reszty zgłupieli! Nie, to mało powiedziane, wam chyba do reszty odp…ło!! – generał wykrzyczał przekleństwo tak głośno, że Feliks zauważył drżenie płynu w swoim kieliszku. Rozalia siedząca w sekretariacie obróciła głowę i z przerażeniem zerknęła na białe drzwi.

– Panie generale…

– Z szachownicą nad… Może trzeba było ich od razu zbombardować!! Którzy to?

– Panie generale…

– Którzy? Powiedziałem.

– Z 34-tej z Mierzewa.

– Już ja ich… – Kaźmierczak kompulsywnie odszukał kieliszek, ten stał już pusty. Gdy wychylał się z fotela, aby sięgnąć po karafkę, Feliks nieśmiało dodał.

– Panie generale to nie był Karaś.

Generał opadł z powrotem na fotel. Mówi się w sztabie, że zobaczyć Kaźmierczaka zaskoczonego, a co więcej, niewiedzącego, co powiedzieć, jest tak samo prawdopodobne jak zaćmienie słońca. No, ale zaćmienie słońca się zdarza, rzadko, ale jednak. To było właśnie jedne z nich. Całkowite i długie. Generał otworzył usta ze zdziwienia.

– Słucham? – wymamrotał.

W celu załagodzenia sytuacji Feliks miał ochotę posłać zwierzchnikowi jakiś subtelny pozbawiony ironii uśmiech, ale się opanował.

REKLAMA

– Panie generale, z tego miejsca mogę pana zapewnić, że jestem ostatnią osobą, która bezmyślnie naraziłaby jakiegokolwiek żołnierza, a tym bardziej Rzeczpospolitą.

– Do rzeczy majorze – dowódca powiedział to tak spokojnie, że Feliksa przeszył dreszcz.

– Mechanicy z Mierzewa przełożyli ten nowoczesny sprzęt do starego samolotu szkoleniowego PWS. Miałem zdjęcia jednej z maszyn szkoły pilotażu z pod Wrocławia, więc poprawiliśmy kolory kadłuba, mechanicy namalowali numery rejestracyjne, po czym z chorążym Weymanem wykonaliśmy, krótki lot. Na niemiecki poligon, gdzie ćwiczył Weichs była zaledwie chwila lotu.

– Czy ty do reszty postradałeś rozum? A co, gdyby coś poszło nie tak? Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji?

– Gwoli ryzyka, byłem pewien, że ten lot należało wykonać. Dzięki temu, może pan na własne oczy zobaczyć jak bardzo Niemcy zmienili taktykę. Proszę sobie wyobrazić, że uprzednio poprosiłbym generała Ordyńskiego o pozwolenie na taką operację. Dobrze pan wie, że wtedy najprawdopodobniej nigdy nie ujrzelibyśmy takiego materiału.

Generał otaksował Feliksa wymownym spojrzeniem i niemal niewidocznie skinął głową. Major wiedział, że Kaźmierczak nie może formalnie zaaprobować jego zachowania. Nie miał też najmniejszego zamiaru szukać akceptacji. Sprawa Rzeczpospolitej była najważniejsza i gdyby miał okazję, zrobiłby to po raz kolejny. Kaźmierczak to wiedział.

Ten tekst jest fragmentem powieści Szymona Wojtyniaka „Bezpańskie psy”:

Szymon Wojtyniak
„Bezpańskie psy”
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Muza
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
606
Format:
13.0 x 20.5 cm
ISBN:
9788328708754

– Stawiasz mnie w wielce niezręcznej sytuacji – dowódca w końcu podniósł karafkę, uzupełnił kieliszek, po czym wziął z blatu niezbędnik i za pomocą jednego z narzędzi zaczął wydrapywać resztki sadzy z fajki. Gdy opróżnił wszystko do popielnicy podniósł głowę na Feliksa. – Oprócz tego, muszę przyznać, że jestem pełen podziwu twojej determinacji. Podobnież jest z przykładem tej finezyjnej niesubordynacji. Zawsze byliście z tym troglodytą Tuchowiakiem oryginalnymi oficerami. Nawet nie myśl, że to była pochwała. Wręcz przeciwnie, uważam, że powinniście dostać po dupie i to zdrowo. Zdajesz sobie sprawę, że gdy powiem Gracjanowi prawdę na temat tych zdjęć, twoja kariera legnie w gruzach?

Major skinął potakująco głową.

– Do jasnej cholery Feliks. – Kaźmierczak zatrzymał się na chwilę i spojrzał gdzieś w nicość. Umysł wiekowego sztabowca przywoływał wspomnienia. – Wiesz kiedy ostatni raz widziałem się z twoim ojcem? Był sierpień 1920. Ja dostałem rozkaz wymarszu z III Armią w kierunku Mińska Mazowieckiego, on zaś pomaszerował pod Kock. Gdy się żegnaliśmy, powiedział jedno zdanie: Pamiętaj Kaziu, gdybym nie wrócił, miej oko na mego gałgana. Dlatego wtedy oddałem was pod komendę Sobczaka. Wyglądaliście z Tuchowiakiem jak dwaj gówniarze, którzy uważają, że polski mundur daje nieśmiertelność. Do dzisiaj nie wiem, czy to była dobra decyzja dawać was Ziemowitowi – westchnął głęboko i sięgnął po pudełko z tytoniem. – I co ja mam teraz z tobą zrobić, co?

REKLAMA

– Oddaję się do pańskiej dyspozycji – Feliks skwitował łagodnie.

– To dość oczywiste. Jedno jest pewne. Gdy Gracjan dowie się, w jaki sposób pozyskaliście ten materiał, to nie widzę możliwości, żeby sprawa rozeszła się po kościach. Dlatego, ta część wniosków i notatek służbowych – podniósł plik kartek – nigdy nie trafi do jego wiadomości. Zdjęcia widzieli i wezmę je na siebie.

– Dziękuję panie generale, ale jednak…

– Żadnego ale i bez dyskusji – generał obrzucił piorunującym wzrokiem Feliksa, po czym z pliku, który przed sekundą trzymał w ręce wyciągnął kartkę, na której wiele zdań było podkreślonych czerwonym atramentem. Położył ją przed sobą. Spojrzał na zegarek, i bez słowa podniósł słuchawkę aparatu telefonicznego, po czym kompulsywnie zrestartował połączenie.

– Pani Rozalio proszę zatelefonować do Wydziału Wywiadowczego i poinformować generała Ordyńskiego, że spotkanie rozpocznie się w sali konferencyjnej dokładnie za pół godziny. – Gdy Rozalia przyjęła polecenie odłożył słuchawkę i wrócił do rozmowy. – Teraz przez chwilę podyskutujmy o tym – popukał palcem w notatki i zerknął na jedno z podkreślonych zdań. – Gdy tylko zdeklarujemy się w obozie Anglików, Niemcy zaatakują Rzeczpospolitą. Taki rozwój wypadków pozostawi nas osamotnionych w ruchomej wojnie, niemożliwej do wygrania – zatrzymał się na chwilę i odszukał kolejny fragment. – A teraz wisienka na torcie. W nadchodzącym konflikcie Związek Radziecki będzie naturalnym sojusznikiem wielkiej Brytanii? Takie rzeczy to dla większości ludzi w tym kraju to jakieś fantasmagorie. Skąd wytrzasnąłeś te wnioski?

Major spokojnie odstawił kryształowy kieliszek na biurko i spojrzał na swojego zwierzchnika.

– Dobrze pan wie, że w komórce przeciw Rzeszy pracuje już sześć lat i znajomość realiów tam panujących jest dla mnie jak chleb powszedni. A mimo to, dopiero po zapoznaniu się z pracą pana Studnickiego i poznaniu tej niezwykłej osoby, większość spraw geopolitycznych jasno ułożyła mi się w głowie. Siedząc teraz tu u pana jestem pewien jednej sprawy. Jeżeli nasza dyplomacja oraz Minister Spraw Zagranicznych, będą dalej uprawiali tak proangielską politykę, Hitler wkrótce zaatakuje naszą Ojczyznę.

REKLAMA
Siedziba Senatu Wolnego Miasta Gdańska przed 1939 rokiem

– No teraz wszystko jasne skąd te twoje germanofilie. Dla obecnego rządu pan Studnicki to persona non grata. Do tego stopnia, że niedawno minister Beck zlecił jego cichą inwigilację.

– Pan wybaczy generale, ale to dla mnie bezmyślne zachowanie. Tego człowieka powinno się słuchać, a nie uważać za utopistę. Zresztą w mojej i jego ocenie, wojna jest już przesądzona. Wystarczy spojrzeć do mojego raportu traktującego o koncentracji jednostek Wehrmachtu, produkcji i nastrojów wewnątrzpolitycznych w Rzeszy.

– Posłuchaj, większość polityków w tym państwie, a także społeczeństwo wierzy, że wielki sojusz z zachodem ostudzi zamiary Hitlera. Część twojego raportu uznają za dobrze im znane teorie spiskowe, a gdy Ordyński przeczyta słowa o tym, żeby oddać Gdańsk, przystać na autostradę z Prus Wschodnich i o zgrozo, zapewnić Hitlera, że za wszelką cenę nie przepuścimy Sowietów przez nasze granicę, to parsknie śmiechem. W mojej ocenie takie ugody nic tylko pokazują naszą słabość.

Ten tekst jest fragmentem powieści Szymona Wojtyniaka „Bezpańskie psy”:

Szymon Wojtyniak
„Bezpańskie psy”
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Muza
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
606
Format:
13.0 x 20.5 cm
ISBN:
9788328708754

– Panie generale, projekt takiej autostrady leży już kilka lat w MSZ, zresztą, to dla mnie nie okazywanie słabości, tylko zdroworozsądkowe kupowanie czasu. Jestem pewien, że część techniczna mojego raportu zaniepokoiła cały sztab. Dlatego tu jestem. Pokazanie tego było zabiegiem uzmysłowienia, przed jakim zagrożeniem stoimy. Przyszła wojna będzie bardzo ruchoma, a mobilne jednostki i lotnictwo odegrają w niej główną rolę. My nie możemy wygrać starcia z siłą zdolną do wygenerowania przez Hitlera. Podobnie Francja i Anglia. Na miłość boską panie generale Anglicy to wiedzą i wepchną nas pierwszych w wojnę.

– Jak?

– Dając nam gwarancję sojuszniczą. Wtedy Hitler zaatakuje słabszego. Oni o tym wiedzą i grają na zwłokę.

Kaźmierczak przyjrzał się majorowi. Jego pasja i przerażenie w oczach sprawiały, że nie było wątpliwości w kwestii czy wierzy w swoje słowa czy nie.

– Feliks posłuchaj, nawet gdyby…

– Panie Antoni – przerwał mu, a generał ze zdumienia szerzej otworzył oczy. – Jest pan dla mnie jak rodzina, ja nie mówię tego z obowiązku przed zwierzchnikiem. Błagam pana niech pan na nich wpłynie, inaczej jesteśmy straceni.

– Drogi Feliksie zawsze traktowałeś mnie bardziej niczym stryja aniżeli dowódcę – uśmiechnął się nieznacznie – i byłem z tego dumny. Twój ojciec był dla mnie jak rodzony brat, ale to nic nie zmieni. Obawiam się, że nikt w to nie uwierzy. Ja wiem, że Beck jest narwany. Zgadzam się z tobą, że za duże nadzieje pokładamy w sojuszach, na które usilnie nalega się na salonach. To się niestety nie zmieni. Cały plan zawiera się w jednym zdaniu. Stworzyć armię na tyle silną, aby powstrzymać Niemców, aż do nadejścia wojsk sojuszniczych. Wiedz, że Wódz Naczelny święcie wierzy w jego powodzenie.

REKLAMA

Feliks pokręcił głową z niedowierzaniem.

Generałowie Tadeusz Kasprzycki i Maurice Gamelin na manewrach w 1939 roku

– Przepraszam panie generale, ale oni są jak dzieci we mgle. Wiara w to, że Francuzi i Anglicy po rozpoczęciu wojny wściekle ruszą na Niemców ma się tak samo jak prawdopodobieństwo białych świąt na Saharze. Dobrze pan pamięta wielką wojnę, to proszę sobie wyobrazić przedzieranie się jeszcze raz przez takie umocnienia. To długa wojna na wyczerpanie. Zapewne czytał pan wzmiankę o tym jak Niemcy od dwóch lat zabezpieczają granicę francuską, budując linię Zygfryda. W razie najmniej prawdopodobnego scenariusza to tam Hitler zatrzyma Gamelina. Nastroje do wojaczki Francuzów są takie, że trzy niemieckie ckm-y zatrzymają pełny batalion piechoty. Nie wierzę, żeby się rzucili na Wehrmacht. Będą siedzieć w swoich bunkrach i czekać. W ich głowach jest jeszcze taktyka z przed dwudziestu lat. W kwestii Rzeczpospolitej, prowadzenie wojny z Niemcami na bazie sojuszu to konieczność utrzymania linii komunikacyjnych. My z Anglikami i Francuzami nie będziemy mieli prawie żadnych. Panowanie Wielkiej Brytanii na morzach okalających Europę północną i zachodnią może szybko się skończyć. Admiralicja jej królewskiej mości o tym wie i toczy pianę w Izbie Gmin błagając o modernizacje i nowe jednostki. Tymczasem Blohm i Voss kończą Bismarcka i Tirpitza. W przyszłym roku je zwodują. Te pancerniki są tak nowoczesne, że pojedynczo będą w stanie zasiać panikę na całym północnym Atlantyku. Pewnym jest, że żaden Anglik bez pozwolenia Raedera nie wpłynie na Bałtyk – wyrzucił z siebie Feliks.

– Powiedzmy, że jestem skłonny przyznać tobie rację. Co wtedy proponujesz?

– Na uniknięcie konfliktu jest za późno. Teraz panie generale musimy zachować neutralność jak najdłużej, ciągle się przygotowując do starcia z Wehrmachtem. Póki, co nie zmuszajmy Hitlera do wypowiedzenia paktu o nieagresji. Odwiecznym wrogiem Rzeczypospolitej jest Rosja i nic się nie zmieniło w tej kwestii, Hitler chce się rozprawić z Francuzami, Anglikami i Stalinem. Musimy czekać i jak najdłużej się nie angażować.

Generał milczał przez chwilę, po czym podniósł kieliszek i dopił resztę koniaku. Zegar na ścianie wskazywał kwadrans do piątej. Westchnął głęboko i zerknął na oficera siedzącego przed nim.

REKLAMA

– Za dwadzieścia minut jest konferencja z tobą w roli głównej. Bądź na czas w sali numer dwa. Teraz daj mi chwilę, muszę nad tym wszystkim pomyśleć. Rozmowę dokończymy po spotkaniu z Gracjanem.

Major skinął głową i podniósł się z fotela.

– Feliks – rzucił za nim Kaźmierczak. – Pamiętaj, w sali żadnych domysłów i teorii, tylko fakty, i tak już sobie nawarzyłeś piwa.

– Tak jest – rzucił zrezygnowany i ruszył do drzwi.

Wychodząc z gabinetu zerknął na Rozalię, która wypełniała jakieś dokumenty. Miała w zwyczaju nigdy nie wychodzić przed szefem do domu chyba, że na wyraźne polecenie. Wykonywała swoją pracę bardzo skrupulatnie i z zadowoleniem. Mimo to czasami myślała, że praca w sztabie to straszne przekleństwo. Wiedziała, że to bardzo odpowiedzialne zadanie, gdzie tak na prawdę nie ma normowanych ram czasu pracy. Przywykła już do takiego życia i darzyła generała wielkim szacunkiem, który jako jeden z nielicznych miał sekretarkę, co było ciągle nowością, a dla niej zdecydowanie wyróżnieniem i prestiżem wśród znajomych. Major zerknął na elegancką kobietę.

Demonstracja pod ambasadą Wielkiej Brytanii w Warszawie, 3 września 1939 r.

– Pani Rozalio teraz z takim zainteresowaniem powinna pani studiować menu jakieś dobrej restauracji, zamiast te nudne papiery – przerwał jej. Mimo, że była już lekko zmęczona ciężkim dniem to słysząc głos Feliksa jakby wstąpiła w nią nowa energia.

– Panie majorze czy to było zaproszenie – uśmiechnęła się inteligentnie.

– Droga pani, spędzenie wieczoru przy kolacji z taką kobietą byłoby dla mnie zaszczytem.

– Ależ dziękuje, to bardzo miłe z pana strony. Przykro mi, ale muszę odmówić. Mam jeszcze sporo do zrobienia i jeśli mnie moja kobieca intuicja nie myli, generał będzie mnie jeszcze dziś potrzebował. Może innym razem panie majorze. – Znowu posłała mu promienny uśmiech, zastanawiając się równocześnie, dlaczego właśnie odmawia takiemu mężczyźnie. Jednak intuicja inteligentnej kobiety podpowiadała, że postępuje właściwie. Zachowywała się tak jakby wiedziała, że Zygartowicz to typ zdobywcy, dla którego te słowa były niczym innym tylko przekazem pomiędzy wierszami. Otwarciem partii szachów. Nie mogła wiedzieć, że to gambit królewski, a Zygartowicz właśnie poświęcił swojego piona.

– Nie będę nalegał, ale przypadkiem proszę nie odbierać tego, jako złożenie broni. W takim razie życzę udanego wieczoru. Do widzenia szanownej pani – ukłonił się. Czuła, że to nie ostatnie zaproszenie. Tym razem uśmiechnęła się szeroko uwidaczniając dwa seksowne dołki na policzkach, na które od razu zwrócił uwagę. Gdy Feliks przyłożył palce do daszka rogatywki, a ona zaczęła odliczać czas do kolejnego spotkania, na biurku rozległ się dźwięk aparatu telefonicznego. Rozalia podniosła słuchawkę.

Ten tekst jest fragmentem powieści Szymona Wojtyniaka „Bezpańskie psy”:

Szymon Wojtyniak
„Bezpańskie psy”
cena:
49,90 zł
Wydawca:
Muza
Okładka:
miękka ze skrzydełkami
Liczba stron:
606
Format:
13.0 x 20.5 cm
ISBN:
9788328708754
REKLAMA
Komentarze

O autorze
Szymon Wojtyniak
(Ur. 1982) studiował inżynierię okrętownictwa na Politechnice Szczecińskiej. Przez wiele lat pracował w największych towarzystwach klasyfikacyjnych świata. Pasję pisania odkrył na obczyźne. Połączenie zamiłowania do historii dwudziestego wieku i tęsknoty za ojczyzną zaowocowało debiutancką powieścią o drugiej wojnie światowej.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone