11 września 2010: spalą Koran, aby uczcić ofiary zamachu na World Trade Center?
Pomysł zniszczenia wielu egzemplarzy świętej księgi wyznawców Islamu od razu wywołał lawinę dyskusji w światowych mediach. Władze USA zdecydowanie odcięły się od poglądów Terry’ego Jonesa. Phillip Crowley, rzecznik Departamentu Stanu, uznał propozycję pastora za całkowicie nieodpowiedzialny, najprawdopodobniej zgubny w skutkach przejaw fanatyzmu religijnego. Zdaniem Crowleya pomysł spalenia Koranu nie jest zgodny z poglądami zdecydowanej większości Amerykanów. Świat nie powinien oceniać Ameryki przez pryzmat akcji jakiegoś pastora i jego 50 zwolenników – stwierdził. Planowaną akcję potępiła również sekretarz stanu Hillary Clinton, uznając planowany – haniebny, jak oceniła – czyn za przykład krótkowzroczności i lekceważenia wyznawców religii innych niż chrześcijaństwo.
Zdanie Clinton podzieliło wielu polityków z całego świata. Był wśród nich m.in. prezydent Libanu, Michel Suleiman oraz Wysoki Przedstawiciel Unii Europejskiej ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa, Catherine Ashton. Zamiary ekscentrycznego pastora skrytykował także Watykan – Benedykt XVI wyraził głębokie zmartwienie pomysłem Jonesa. Według papieża niesie on za sobą niebezpieczeństwo wprowadzenia dodatkowych podziałów między wyznawcami różnych religii, co niewątpliwie wpłynie na skuteczność prowadzenia dialogu ekumenicznego. Ponadto – jak podkreślił Benedykt XVI, powołując się m.in. na nauki głoszone przez swego poprzednika, Jana Pawła II – religia nie może służyć do usprawiedliwiania agresywnych czynów. Nie można stosować przemocy w imię wiary. Nienawiść do innych ludzi, którzy przejawiają odmienne przekonania religijne, godzi bowiem w samą istotę chrześcijaństwa – przekonywał papież. Także środowiska kościelne w USA odcięły się od pomysłu Jonesa. Skrytykowały go m.in.: Narodowa Rada Kościołów oraz Narodowe Stowarzyszenie Ewangelików.
Głos w sprawie zabrali również wojskowi. Generał David Petraeus, głównodowodzący Międzynarodowych Sił w Afganistanie ostrzegł, że publiczne spalenie Koranu będzie przysłowiową „iskrą na beczkę prochu”, a więc sygnałem do rozpoczęcia na szeroką skalę akcji odwetowych o charakterze terrorystycznym wymierzonych w amerykańskich żołnierzy. Jeśli dojdzie do spalenia Koranu, z pewnością zaprotestują liderzy różnych państw islamskich na całym świecie. Niewątpliwie uaktywnią się nie tylko afgańscy Talibowie, ale i islamscy ekstremiści z innych państw, co może przeszkodzić zarówno w realizacji amerykańskiej misji wojskowej, jak i wydatnie wpłynąć na bezpieczeństwo w tym regionie. Warto nadmienić, że już teraz, w odpowiedzi na bluźnierczy pomysł pastora, w różnych krajach islamskich (obok Afganistanu np. w Pakistanie i Indonezji) organizowane są protesty, na których palone są m.in. amerykańskie flagi.
Demonstracja antyamerykańska w Kabulu zorganizowana w reakcji na pomysł pastora Jonesa
W odpowiedzi na przytoczone zarzuty, wielebny Jones stwierdził, że mimo protestów i gróźb płynących pod jego adresem nie zrezygnuje ze zrealizowania planu spalenia Koranu. Człowiek, któremu powszechnie zarzuca się radykalizm religijny, oskarżył wyznawców Islamu o nienawiść do innowierców, która ma być odzwierciedleniem treści ich świętej księgi. Decyzję o jej spaleniu pastor argumentował następująco: Czujemy, że to dla Ameryki najwyższy czas, aby podnieść się z kolan. Jak długo będziemy się jeszcze kłaniać? Jak długo będziemy kontrolowani przez terrorystów, przez radykalny Islam?
Terry Jones to postać, która w krótkim czasie znalazła się za sprawą swych kontrowersyjnych poglądów na ustach całej Ameryki. Przez niemal 30 lat pastor wygłaszał swoje idee w Niemczech jako głowa „Gminy Chrześcijańskiej Kolonia”. Terry Jones jest fundamentalistą. Niektórzy członkowie jego wspólnoty do dziś są pod opieką psychologów – stwierdził Andrew Schäfer, pełnomocnik Kościoła Ewangelickiego ds. sekt w Nadrenii.
Cała sytuacja przypomina nieco medialny rozgłos wokół Salmana Rushdiego, brytyjskiego pisarza indyjskiego pochodzenia, autora bestselleru „Szatańskie wersety”. Ukazanie się wspomnianej książki wywołało oburzenie całego świata islamskiego, a duchowy przywódca Iranu, ajatollah Chomeini, rzucił na Rushdiego klątwę (fatwę). Podobny gniew wyznawców islamu wywołał artykuł o Mahomecie (zatytułowany „Muhammeds ansigt”, czyli „Twarz Mahometa”) oraz karykatury proroka zamieszczone w duńskiej gazecie Jyllands-Posten w 2005 r.
Stanowisko władz USA względem pomysłu Jonesa dowodzi, że zadeklarowani przeciwnicy Islamu nie mają co liczyć na uznanie Koranu za „księgę zakazaną”. Całe szczęście, gdyż w przeciwnym razie należałoby powołać do życia specjalny indeks...
Niewykluczone, że pastor niewielkiego kościółka na Florydzie stanie się dla wyznawców Islamu wrogiem nr 1, a obowiązkiem każdego szanującego się muzułmanina będzie pozbawienie go życia. Pewne wydaje się natomiast to, że, jeśli akcja palenia Koranu powiedzie się po myśli duchownego, najbardziej ucierpi na tym – mimo najszczerszych nawet słów potępienia pomysłu Jonesa – wizerunek „oazy wolności”, za jaką od dawna uchodzą (bądź starają się uchodzić) Stany Zjednoczone. Zważywszy na stanowisko Watykanu, mało prawdopodobne jest, że organizowany happening wieszczy rychły konflikt islamu z chrześcijaństwem. Oby tak się nie stało. Dowodziłoby to, że „zderzenie cywilizacji”, o którym pisał Samuel Huntington, naprawdę ma miejsce.
Źródła: huffingtonpost.com (1, 2), foxnews.com, tvp.info, Russia Today (wideo).