„Szukalski Słowiański”: przejechałem 300 km. Było warto!
Od ponad dwóch miesięcy planowałem zwiedzić wystawę prezentującą dziedzictwo „Stacha z Warty”. Wreszcie splot wydarzeń zawiódł mnie do Gniezna. Choć główny powód mojej wizyty w mieście był inny, to 300 km z Elbląga do Gniezna warto byłoby przejechać tylko po to, by zobaczyć wystawę czasową „Szukalski Słowiański. (Re)konstrukcja dziedzictwa”. Zanim wyjaśnię, czym ujęła mnie ta ekspozycja, muszę zaznaczyć, że nie jestem historykiem sztuki, lecz archeologiem. W związku z tym nie czuję się władny, by poddawać twórczość Szukalskiego ocenie we wszystkich jej wymiarach. Niemniej jako muzealnik, mediewista i miłośnik słowiańszczyzny chciałbym podzielić się kilkoma przemyśleniami na temat wystawy, dotyczącej jednego z najbardziej nietuzinkowych polskich artystów XX wieku.
Stanisław Szukalski: charyzma, wizja i bezkompromisowość
Stanisław Szukalski wciąż nie jest powszechnie znany. Jego nazwisko nie zapisało się na kartach podręczników szkolnych. Próżno szukać jego dzieł w kanonie twórców uznawanych za klasyków sztuki. Choć w czasach przedwojennych w Polsce i powojennych w Stanach Zjednoczonych cieszył się uznaniem, ostatecznie jednak nigdy nie przebił się do artystycznego mainstreamu. Nawet film dokumentalny Struggle: The Life and Lost Art of Szukalski (2018), współfinansowany przez Leonardo DiCaprio, nie zmienił znacząco jego statusu. Wciąż popularnością przyćmiewają go inni twórcy jego czasów, choćby Jacek Malczewski czy Władysław Strzemiński. Wystawa zorganizowana przez Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie stała się rzadką okazją do obejrzenia oryginałów prac Szukalskiego podczas ekspozycji poświęconej wyłącznie jego twórczości (przy czym warto pamiętać o wcześniejszych wystawach Muzeum Górnośląskiego w Bytomiu). Jest to zarazem szansa na przywrócenie artyście należnej pamięci.
Miejsce organizacji wystawy może na pierwszy rzut oka wydawać się zaskakujące. W końcu muzeum w Gnieźnie to nie galeria sztuki, a Szukalski nie malował motywów związanych z początkami państwa piastowskiego. Jednak nawet pobieżna znajomość zainteresowań Szukalskiego wyjaśnia, że wybór tego miejsca nie był przypadkowy. Ważnym elementem jego twórczości były motywy słowiańskie, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w tytule wystawy. Szczególną uwagę poświęcono motywowi węża-żmija, który był również przedmiotem badań jednego z kuratorów wystawy.
Szukalski w Gnieźnie – dlaczego warto?
Jakiego Szukalskiego mają szansę poznać odwiedzający wystawę czasową w Gnieźnie? Wizjonera, szaleńca, geniusza, prowokatora, ekscentryka i buntownika, ale przede wszystkim wybitnego przedstawiciela polskiej awangardy, którego kariera nie potoczyła się tak, jak mogła. Odwiedzający poznają poglądy Szukalskiego na życie i sztukę, a także jego najważniejsze projekty artystyczne. Nie zabrakło również wzmianek o koncepcji Polski Drugiej oraz projekcie Duchtyni – monumentalnej świątyni sztuki planowanej na Wawelu do eksponowania licznych dzieł Szukalskiego.
Wielkim atutem wystawy jest bogaty zbiór eksponatów związanych z twórczością Szukalskiego. Na wystawie można zobaczyć ciekawe wydania jego książek, wzmianki prasowe, a także oryginały jego prac – wielkie wrażenie robi zwłaszcza rzeźba „Walka” z 1917 roku. Na uwagę zasługują także tytułowe próby (re)konstrukcji jego dziedzictwa. Zalicza się do nich m.in. model posągu „Światowied” – monumentalny twór nawiązujący do słowiańskiego bóstwa. Imponujące są także cyfrowe wizualizacje dzieł, które zaginęły lub pozostały niezrealizowane, w tym pomnik Mikołaja Kopernika, Bolesława Chrobrego oraz projekt wspomnianej Duchtyni. Warto podkreślić adekwatność wspomnianego terminu „(re)konstrukcja”, bowiem autorzy wystawy dysponując projektami i szkicami mogą jedynie domyślać się, jak wyglądałyby realne dzieła w rzeczywistości. Zaprezentowane rekonstrukcje są, moim zdaniem, bardzo przekonujące.
Wystawa konfrontuje się także z kontrowersyjnymi wątkami – zwłaszcza jego teoriami pseudonaukowymi („zermatyzm”). Wydobywa zatem nie tylko Szukalskiego–artystę, ale też niezwykłą, charyzmatyczną i złożoną osobowość. Człowieka pysznego, pewnego siebie, niekiedy mylącego się znacznie. W efekcie otrzymujemy coś znacznie bardziej wartościowego niż zwykłą laurkę. Nie jest to jednak wystawa biograficzna, mająca kompleksowo prezentować historię Szukalskiego i jego twórczości – do tego miana chyba nie aspirowała. Sam tytuł wskazuje na konkretne ujęcie działalności Szukalskiego. Motywy słowiańskie zostały doskonale zaprezentowane, co ważne osadzono je w konkretnym kontekście twórczym.
Dużym plusem jest umieszczenie ekranów z nagraniem wideo przedstawiającym oprowadzanie kuratorskie po wystawie. Jest ono profesjonalnie zrealizowane, a zwiedzający może poczuć się tak, jakby faktycznie był po wystawie oprowadzany przez jej kuratora.
Oczywiście nie udało się wystrzec drobnych błędów. W samym tekście można zauważyć nienaturalne odległości między wyrazami (podwójne spacje?), znalazłem też jedną literówkę. Są to jednak drobnostki, które nie mają wpływu na ogólny odbiór. Być może warto byłoby szerzej napisać o kontrowersyjnych aspektach działalności Szukalskiego. Zabrakło mi także jakiegoś osobistego wątku, który stanowiłby zwieńczenie wystawy, czy też szerszego podsumowania recepcji jego twórczości. Spięłoby to doskonale opowiedzianą historię, choć jej niedopowiedzenie również można uznać za atut. Myślę, że „Stach z Warty” cieszyłby się, że jego twórczość znalazła się w takim miejscu i została przedstawiona w ten sposób.
Wystawę polecam wszystkim miłośnikom sztuki i Słowiańszczyzny. Szukalski jest dziś odkrywany przez kolejne pokolenia, być może w ciągu następnych dekad jego nazwisko okryje się wreszcie zasłużoną sławą. By wyrobić sobie zdanie na temat jego twórczości, warto wybrać się do Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. Wystawy takie jak „Szukalski Słowiański. (Re)konstrukcja dziedzictwa” dowodzą, że wartościowe ekspozycje niekoniecznie muszą powstawać w dużych miastach i być promowane kosztownymi reklamami. To naprawdę udane przedsięwzięcie!