Powstające w XIX wieku garnizony oraz twierdze miały duży wpływ na życie, rozwój i kształt miast
Zobacz także:
Magdalena Mikrut-Majeranek: Temat ogólnopolskiej konferencji zorganizowanej przez Muzeum Gdańska oraz Hevelianum nawiązywał do funkcjonujących na ziemiach północnej i zachodniej Polski, czyli na terenach znajdujących się w granicach Królestwa Prus, miast garnizonowych i twierdz. Które to miasta i czym się charakteryzowały?
Jan Daniluk: Zanim odpowiemy na to pytanie, pozwolę sobie doprecyzować. W istocie konferencja, która odbyła się w Gdańsku 6-7 października, dotyczyła przede wszystkim interakcji, zależności między dawnymi pruskimi garnizonami i twierdzami a miastami. Tak w ujęciu historycznym (co sugerował podtytuł, czyli „historie współistnienia”), jak i nam współczesnym („wyzwania teraźniejszości”). Zależało nam, aby zwrócić uwagę i przedstawić najnowszy stan badań nad obecnością, wpływem i skutkami istnienia dawniej garnizonów oraz twierdz w tzw. długim wieku XIX w. na życie, rozwój i kształt miast. Ważne było też, aby spotkać się w gronie badaczy reprezentujących różne dyscypliny: historię, historię architektury, urbanistykę itd.
Maciej Flis: Warto dodać, że wystąpiło w sumie 16 prelegentów. Dominowała perspektywa gdańska, ale nie zabrakło gości z Olsztyna, Bydgoszczy, Torunia, Poznania czy Grudziądza, a same referaty dotyczyły zresztą także i innych miejsc. Tym samym odpowiedziałem na Pani pytanie – w wystąpieniach mowa było o tych miastach, które w przeszłości były miastami garnizonowymi oraz (choć nie zawsze, jak np. wspomniana Bydgoszcz) także i twierdzami. Na interesujących nas terenach to w sumie kilkadziesiąt miejscowości różnej wielkości. To obecne i dawne miasta wojewódzkie, jak i o wiele mniejsze, dziś liczące czasem zaledwie kilka czy kilkanaście tysięcy mieszkańców.
Dlaczego zdecydowali się Państwo na przyjęcie cezury ograniczając się do lat 1814-1914?
J.D.: To okres, kiedy wymienione obszary zasadniczo wolne były od działań wojennych, lata względnego pokoju. Jednocześnie cały wiek, kiedy w największym stopniu rozwinęły się ośrodki miejskie na północnych i zachodnich obszarach dzisiejszej Polski. Miała miejsce industrializacja, część miasta w największym stopniu ukształtowała się w formie, która czytelna jest do dziś. Narodziły się nowoczesne społeczności. Rola wojska pruskiego i jego inwestycji nadal jest niedostatecznie rozpoznana w tych procesach.
Jakie czynniki decydowały o umieszczaniu garnizonów akurat w tych konkretnych miastach i jakie zależności łączyły miasta z powstającymi na ich terenie twierdzami i garnizonami?
M.F.: To były różne czynniki. Do najważniejszych należała lokalizacja, co było istotne dla inwestycji w fortyfikacje. Dodatkowo istnienie zaplecza gospodarczego, odpowiedniej ilości miejsc dla jednostek czy połączenia komunikacyjne. Choć w odniesieniu do ostatnich trzech czynników często to właśnie wojsko było katalizatorem ich rozwoju, więc zwykle to garnizon był czynnikiem miastotwórczym. Kwestie polityczne czy symboliczne w lokalizacji garnizonów odgrywały zdecydowanie mniejszą rolę.
Jakie znaczenie w procesach miastotwórczych i rozwoju społeczeństw miało wojsko pruskie?
J.D.: Moim zdaniem o wiele większe, niż do tej pory się sądziło, a przynajmniej niż to wynika z większości do tej pory opublikowanych prac. Wpływ ten nie zawsze był pozytywny, to inna sprawa. Ale był znaczący. Pojmowanie łącznie tej swoistej triady, zasygnalizowanej w tytule samej konferencji, był jednym z podstawowych postulatów, który na konferencji wybrzmiał. Pełne zrozumienie historii miast i jej mieszkańców w tzw. długim XIX w., kwestii urbanistycznych, gospodarczych czy społecznych bez uwzględnienia szerzej wojska i jego działalności, jest po prostu niemożliwe. Taki obraz bez wojska jest ułomny.
Zatrzymując się przy Gdańsku, w którym funkcjonował garnizon, nie mogę nie zapytać o to, jaki miał on wpływ na życie miasta i funkcjonowanie lokalnej społeczności?
J.D.: To, co powiem, można w dużym stopniu odnieść także do innych, dużych garnizonów i jednocześnie ośrodków administracji wojskowej, a więc Poznania, Szczecina, Wrocławia czy Torunia. Nierzadko największe zakłady produkowały na potrzeby wojska, do tego trzeba doliczyć cały rynek usług dla żołnierzy, urzędników wojskowych i ich rodzin. Wojsko miało więc często kluczowy wpływ na kondycję gospodarczą danego ośrodka. Rozwój urbanistyczny miast był często – w związku z nadaniem im funkcji twierdz – naznaczony przez tzw. rejony ograniczeń budowlanych. Wojsko było katalizatorem rozwoju nowocześnie rozumianego sportu, jednym z ważniejszych animatorów życia kulturalnego (kapele wojskowe, wystawiennictwo). Współfinansowało niektóre miejskie inwestycje, jeśli miały służyć wojsku, pomagało w zwalczaniu klęsk żywiołowych, partycypowało w dużych wydarzeniach. Wreszcie było źródłem prestiżu w realiach Królestwa Prus, nierzadko kołem zamachowym turystyki.
Szczegóły oraz program konferencji można znaleźć na stronie Hevelianum.
Podczas konferencji poruszono wiele interesujących zagadnień. Jednym z nich była sytuacja zabytków fortyfikacji oraz problemów nie tylko z ich ratowaniem, ale szerzej, kwestii, jak je zagospodarowywać. Jaki obecnie jest ich stan i status? Czy wpisane są do rejestru zabytków? Czy podlegają rewitalizacji? Jeśli tak, to czy można podać przykłady takiej spektakularnej odnowy?
M.F.: Konferencję zainaugurował wykład dr. hab. inż. arch. Grzegorza Bukala z Politechniki Gdańskiej, w którym syntetycznie omówiono stan zachowania gdańskich fortyfikacji. Brał też udział w dyskusji podsumowującej. Padły wówczas ważne kwestie. Po pierwsze, pamiętajmy, że w XIX w. na opisywanym obszarze budowa i utrzymanie fortyfikacji było domeną państwa. Tutaj zwykle nie liczyły się kwestie ekonomiczne. To były obiekty obronne. To coś oczywistego, ale warto to przypomnieć. I dziś, kiedy polityka państw jest inna, dziedzictwo powojskowych, w tym i pofortyfikacyjnych obiektów, jest sporym wyzwaniem. Tym bardziej że takie obiekty wymagają niemal ciągłych nakładów pracy i środków, by je w odpowiednim stanie utrzymać. Podczas konferencji zwrócono uwagę, że pieniądze to jedno, ale drugą kwestią jest też odpowiedni pomysł. Tak się składa, że obiekty poforteczne są wymagającymi miejscami. Czasem po prostu nie da się pewnych rzeczy w nich zrobić. Inaczej, niż w przypadku większości dawnych pogarnizonowych budowli – dawnych koszar, urzędów czy magazynów, które – co do zasady – są łatwiejsze do adaptacji. Choć tu też kryje się pewne niebezpieczeństwo, bo generalnie są one łatwiejsze do przeoczenia w mieście, pozbawienia ich ochrony. Nie wyróżniają się tak, jak dawne fortyfikacje.
Jednym z miejsc, które zyskują nowe życie, jest zabytkowy zespół fortyfikacyjny w Gdańsku nad Martwą Wisłą, czyli Twierdza Wisłoujście. Obecnie trwa tam remont. Przykład ten może posłużyć jako punkt wyjścia do rozważań dotyczących fortyfikacji postrzeganych jako atrakcja turystyczna. Koncept ten sprawdza się?
M.F.: Oczywiście. Wymaga dobrego pomysłu i prac. W tej chwili Twierdza Wisłoujście przechodzi największą w swojej powojennej historii rewitalizację. Obecne remonty pod względem skali są nieporównywalne z wcześniejszymi inwestycjami. Środki na tę inwestycję pochodzą z dwóch pożyczek, tzw. rewitalizacyjnej oraz miejskiej. Planujemy otworzyć nowe przestrzenie dla zwiedzających: wystawiennicze oraz warsztatowo-edukacyjne. Główną atrakcją będzie wystawa umieszczona w hangarze z XX w. oraz dawnych koszarach z okresu napoleońskiego poświęcona historii wojskowości Gdańska na przestrzeni wieków. Takiej szeroko zakrojonej ekspozycji wcześniej nigdy nie było.
Innym ciekawym przykładem zagospodarowania pofortyfikacyjnych obszarów jest Góra Gradowa w centrum Gdańska.
J.D.: Tak, cóż, pozostajemy nadal w perspektywie gdańskiej (śmiech). Akurat teren przywołanego przez Panią dawnego, artyleryjskiego fortu Góry Gradowej to świetny przykład udanej, prawdziwej rewitalizacji w Gdańsku. Dowód, że nadawanie nowych funkcji dawnym obiektom fortecznym nie jest ani łatwe, ani tanie, ale dobry pomysł, konsekwencja w działaniach i długofalowy proces przynosi efekt. Dziś Hevelianum łączy w sobie funkcję centrum nauki (interaktywne wystawy w historycznych obiektach), popularyzacji wiedzy (bogata oferta edukacyjna), miejsca spotkań (centrum konferencyjne), organizacji imprez sportowych, kulturalnych i rekreacyjnych. Są tu biura na wynajem, działa restauracja, są punkty widokowe na Śródmieście. Oczywiście, byłoby to o wiele trudniejsze, gdyby nie administrowanie tego terenu przez jednostkę miejską, zapewniającą finansowanie i pozyskującą fundusze zewnętrzne.
Czy podczas konferencji udało się wyczerpać temat związany z zagadnieniem fortyfikacji i miast garnizonowych? Jak Panowie oceniają konferencję?
J.D.: Zdecydowanie nie udało się wyczerpać. Ale też nie taki był plan. Jako współorganizatora ucieszyło mnie przede wszystkim, że udało się zgromadzić w jednym miejscu zarówno historyków, muzealników i pasjonatów z jednej strony, a historyków architektury, konserwatorów i urbanistów z drugiej. Badania i niemniej ważna popularyzacja historii zależności między garnizonami, twierdzami i miastami muszą iść w parze z interdyscyplinarnymi spotkaniami.
M.F.: To ja uzupełnię. Z tego powodu Muzeum Gdańska oraz Hevelianum planuje także i w przyszłym roku konferencję w podobnej formule, gdzie punktem wyjścia będą dzieje fortyfikacji i garnizonów. Nad konkretnym motywem przewodnim jeszcze myślimy, po tegorocznej konferencji mamy sporo inspiracji.
Pokłosiem konferencji będzie publikacja. Jeżeli tak, to kiedy zostanie opublikowana?
M.F.: Tak. Planujemy wydać ją w przyszłym roku.
J.D.: Będzie to oczywiście praca recenzowana i, mamy taką nadzieję, także punktowana, wydana przy współpracy z jednym z wydawnictw. Proszę uzbroić się w cierpliwość.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!