Życie w 1 Pułku Ułanów Krechowieckich [Fragmenty książek Wydawnictwa IPN]
Zamieszkałem w koszarach w bloku oficerskim i stałem się jednym z tych o gorących sercach. Prowincjonalne miasteczko Augustów i same koszary nie zrobiły na mnie najlepszego wrażenia, ale nie miało to większego znaczenia, bo po całym dniu treningów sprawnościowych i nauki marzyłem tylko o tym, żeby pójść spać. W pierwszym roku mieliśmy dużo szkoleń wojskowych i jeździliśmy na dobrze przygotowanych koniach. To one nas uczyły. W drugim roku ćwiczenia wojskowe były jeszcze bardziej zaawansowane, a do jazdy dochodził trzeci koń, tzw. remont, zupełnie surowy. Takiego konia to my musieliśmy nauczyć wszystkiego od zera. W Augustowie mieszkałem blisko torów kolejowych i kiedy przejeżdżał pociąg, marzyłem o podróży do Warszawy. W pułku dobrze się czułem, lubiłem tam być i jeździć konno, ale Warszawa gdzieś tam w moim sercu ciągle tkwiła. Do jazdy konnej w pułku miałem przydzieloną cudowną służbową klacz Surmę i drugiego konia Wałka. Surma była koniem rasy wielkopolskiej. Ta rasa obejmuje konie półkrwi, których odrębność w sensie genetycznym i genealogicznym była kształtowana jako tzw. konie poznańskie już w drugiej połowie XIX w. Na Surmie wyruszyłem na mój pierwszy długodystansowy rajd, około 300 km. Mieliśmy ze sobą pełne wyposażenie polowe: siodło oficerskie, płaszcz, koc, lornetkę, szablę i pistolet. Startowaliśmy razem z jednego miejsca, a potem każdy według swojego uznania i umiejętności wytyczał sobie trasę tak, żeby jak najszybciej dotrzeć do celu bez uszczerbku na zdrowiu jeźdźca i konia...