Wojciech Jerzy Muszyński: Bolesław Piasecki był indywidualistą w epoce uniformizacji, cywilnym wodzem paramilitarnej organizacji
Magdalena Mikrut-Majeranek: Bohaterem Pana najnowszej publikacji jest Bolesław Piasecki, polski polityk nacjonalistyczny, prawnik i publicysta, będący liderem i ideologiem przedwojennego Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga. Wskazuje Pan, że w książce opisane zostały jego losy do 1944 roku, czyli do czasu uwięzienia w Zamku Lubelskim. Dlaczego zdecydował się Pan na taką cezurę?
Wojciech Jerzy Muszyński: Rok 1944 r. to dramatyczna cezura dla Polski, a i Piaseckiego także. Aresztowanie przez Smiersz zakończyło jego aktywność jako działacza podziemia niepodległościowego. To cezura oddzielająca dwie epoki jego życia i z tego powodu wydała mi się najwłaściwszą. Próba opisania jego życia w jednym tomie, spowodowałaby konieczność ograniczenia lub pominięcia niektórych wątków. Stąd skoncentrowałem się na tym pierwszym okresie życia Piaseckiego, uznając, że jest najmniej znany, szczególnie lata wojny i okupacji niemieckiej. Mamy oczywiście bardzo dobrą biografię prof. Antoniego Dudka i Grzegorza Pytla, ale powstała ona blisko 35 lat temu, a od tamtego czasu wiele kwestii udało się zweryfikować, poprawić i ustalić sporo nowych faktów.
Na przykład wszyscy historycy piszący do tej pory o Piaseckim powtarzali jak mantrę, że w 1939 r. walczył w szeregach Warszawskiej Brygady Pancerno-Motorowej gen. Stefana Roweckiego. Nikt jednak nie potrafił określić jego funkcji, czy choćby wskazać oddział. To było zastanawiające. Zająłem się tym i z moich dociekań oraz konsultacji z historykami zajmującymi się kwerendą stanów osobowych Wojska Polskiego w 1939 r., okazało się, że był zupełnie gdzie indziej. Otóż pełnił funkcję dowódcy plutonu czołgów Renault 17 w 113 kompanii czołgów wolnobieżnych, wraz z którą walczył w obronie Twierdzy Brzeskiej. Taki mój mały sukces, ale cieszy. Zresztą podobnych momentów było jeszcze sporo, ale zostawmy coś dociekliwości czytelników.
Czy powstanie kolejna praca omawiające dalsze dzieje Piaseckiego?
Piasecki w okresie PRL to ogromny temat, konieczność zmierzenia się z gigantyczną ilością materiału archiwalnego, relacji, wspomnień, a nawet plotek. Bo mówimy przecież o trzech okresach działalności Piaseckiego w tzw. Polsce Ludowej – zaczynając od stalinizmu w wydaniu Bieruta, gomułkowskiej „małej stabilizacji” po epokę sukcesu Edwarda Gierka. To też konieczność poznania kulis komunistycznej władzy, działań i planów zwalczających się frakcji PZPR, wpływów i roli Moskwy, ale także oficjalniej i nieoficjalnej polityki Episkopatu oraz wielu innych ważnych i mniej ważnych czynników. Słowem to wielkie wyzwanie dla każdego historyka i nie powiem, żeby nie było kuszące. Na razie jednak staram się stosować „płodozmian” i myślę nad zupełnie innym tematem, który pozwoli mi na chwilę złapać oddech i dystans.
Bolesław Piasecki wzbudzał mieszane uczucia. Jedni uważali go za wizjonera, inni za politycznego hochsztaplera. Jaka jest przyczyna tego rozdźwięku? Co sprawiało, że był tak skrajnie oceniany.
Realia wyglądały tak, że gdy w 1935 r. Piasecki odpalał swoją pierwszą organizację – czyli Ruch Narodowo-Radykalny – miał 20 lat. Dla postronnych obserwatorów był butnym, pewnym siebie i nieuznający autorytetów młokosem, który nie wiadomo po co pcha się do polityki. Mało kto wróżył mu powodzenie, a większość życzyła sromotnej porażki. Z czasem okazało się jednak, że nie tylko nie skręcił karku, lecz stał się osobą publicznie rozpoznawalną, co już samo w sobie było sukcesem. To również powodowało, że grono zazdrośników pałało do niego jeszcze większą niechęcią, bo niby dlaczego „takiemu Piaseckiemu się udało, a mnie nie?”
Wreszcie przyczyna tej niechęci był sam Piasecki, który pozycjonował się jako polityk skrajny. Zawsze starał się tak formułować swoje plany i polityczne programy, żeby nie znalazł się nikt, kto mógłby przelicytować go radykalizmem. To w sposób oczywisty powodowało, że nie było ludzi, którzy przechodziliby obok niego obojętnie – mogli go albo uwielbiać, albo nienawidzić. Tych drugich było oczywiście wielokrotnie więcej, ale jego protagoniści wierzyli mu bez zastrzeżeń i byli mu bezgranicznie oddani. Piasecki potrzebował takich oddanych sobie ludzi do realizowania jego planów i politycznych strategii.
Przylgnęła do niego łatka faszysty uczestniczącego w pogromach Żydów. Julian Tuwim nazwał go „sarmackim hitlerowcem” i „niedoszłym führerem nazistowskiej Polski”. W publikacji podkreśla Pan, że „na przestrzeni lat utrwalił się jego karykaturalny wizerunek jako największego „pałkarza” i chuligana okresu przedwojennego”. Publikacja ma na celu odczarowanie tego obrazu, zmianę czarnej legendy? Ile prawdy jest w plotkach, które tworzono na jego temat?
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Wojciecha Muszyńskiego „Bolesław Piasecki 1915-1944. Początki drogi”!
Trzeba przyznać, że fanatyzm adwersarzy Bolesława był równy uwielbieniu, jakim otaczali go zwolennicy. I był równie ślepy. A epitety Tuwima były tyleż spektakularne, co nieprawdziwe. Zresztą reductio ad Hitlerum to skuteczna, ale prowadząca donikąd metoda propagandy. Bo stosunek polskich narodowców do Niemiec, w tym także Piaseckiego, był zdecydowanie negatywny. I to niezależnie od tego, czy była to demokratyczna Republika Weimarska, czy narodowo-socjalistyczna III Rzesza. W przypadku tej ostatniej obawiano się, że jeżeli Hitlerowi uda się podnieść Niemcy z kryzysu, to spowoduje to największe zagrożenia dla Polski. I niestety okazało się, że mieli rację.
A co do pałkarstwa: Piaseckiemu nie brakowało odwagi i nie uciekał, gdy dochodziło do walki na pięści. Kilka razy uczestniczył w różnych bijatykach, gdy socjaliści czy Legion Młodych próbował rozbijać mityngi ONR w 1934 r. Przy jednej z takich okazji został uderzony łomem w kolano i ta kontuzja towarzyszyła mu do końca życia. Na pewno jednak nie był żadnym bojówkarzem i nie prowokował osobiście żadnych ulicznych burd. A jego ludzie owszem – ponadto podkładali bomby, rzucali granaty i strzelali do tłumu demonstrantów. I działo się to za wiedzą i zgodą Piaseckiego. Ale on sam w takich wydarzeniach nie uczestniczył. To jak ukazano jego postać w powieści i filmie fabularnym „Król”, jest zupełnie ahistoryczne. Podobnie zresztą, jak cały wątek rzekomego zamachu stanu w 1937 r. Kompletna brednia. Szkoda, że pisarze i artyści tworząc dzieła, nie konfrontują swoich wizji z historycznymi realiami. Prawda historyczna na pewno bywa mniej sensacyjna, ale ma podstawowy walor – jest prawdziwa.
A wracając do pytania, uważam że Piasecki nie był chuliganem, był natomiast zwolennikiem użycia przemocy jako politycznego instrumentu. I był w tym bezwzględny. I ostatnia uwaga – terroryzm polskich falangistów pociągnął za sobą bodaj dwie ofiary śmiertelne. To oczywiście godne pożałowania fakty, ale ta skala na tle ówczesnej Europy była raczej marginalna. W Hiszpanii przed wojną domową ofiary śmiertelne starć tamtejszej Falangi z socjalistami liczono w setkach osób rocznie. W Rumunii terror Żelaznej Gwardii uśmiercił dziesiątki ludzi, podobnie było nawet w Polsce w przypadku zamachów i zabójstw organizowanych przez ukraińskich separatystów spod znaku OUN. Warto pamiętać o tym kontekście, bo w porównaniu z takimi liczbami wyczyny ludzi Piaseckiego to sztubackie wybryki.
Niektórzy historycy uważają, że Bolesław Piasecki był najwybitniejszym kontynuatorem myśli politycznej Romana Dmowskiego. Co wyróżniało Piaseckiego jako polityka?
Takie zestawienie Dmowskiego z Piaseckim może przez wielu czytelników zostać odebrane jako obrazoburcze. Dmowski uważał Piaseckiego za odszczepieńca i polityka niepoważnego, ten z kolei Pana Romana za staruszka, który nie rozumiał nowych czasów. Ale rzeczywiście można zauważyć pewne podobieństwa między nimi. Obaj byli skrajnymi indywidualistami. Nie interesowało ich zdanie innych ludzi, bo umieli narzucać im własne koncepcje. Obaj też byli mistrzami gabinetowych negocjacji.
Zauważyłem pewną ciekawostkę – otóż nie ma ani jednego zdjęcia Piaseckiego w mundurze OWP czy ONR. W czasie, gdy jego przyboczni urządzali parady niemal na wzór wojskowy i deklarowali w gazetach, że „kochają swoje piaskowe koszule”, on chodził w modnej angielskiej marynarce i kolorowym krawacie. Był indywidualistą w epoce uniformizacji, cywilnym wodzem paramilitarnej organizacji. Podobnie jak Dmowski. I jeszcze coś: Piasecki, podobnie jak Pan Roman, nie był politykiem wiecowym, nie umiał porywać słuchaczy kwiecistym przemówieniem. Pod tym względem nie pasował do epoki, w której przyszło mu działać. Bo w latach 30. nacjonalistyczna prawica europejska miała za liderów zdolnych mówców, żeby wymienić tylko: Leona Degrelle’a, Jose Antonio, Corneliu Codreanu czy Francois de la Roque’a. Piasecki działał inaczej.
Reasumując, Piasecki drugim Dmowskim z pewnością nie był. Także dlatego, że Pan Roman zdołał w większości zrealizować swoje polityczne cele, a zwłaszcza ten najważniejszy: odrodzenie Polski Zjednoczonej i Niepodległej. Piasecki zaś nie zdołał nigdy przebić się do politycznego mainstreamu, ani urzeczywistnić żadnej ze swoich idei fixe. Odniósł oczywiście wiele sukcesów taktycznych, ale w wymiarze strategicznym nie da się mówić o powodzeniu. Trudno też wskazać na jakąkolwiek kontynuację myśli Dmowskiego przez Piaseckiego. I to zarówno przed wojną, podczas okupacji, jak i później, w dobie PRL. Różne były realia czasów, ludzie też byli różni i każdy szedł inną drogą, dokonując własnych wyborów.
Czy uprawnione jest sformułowanie mówiące, że przedwojenna działalność Piaseckiego była „polskim wydaniem faszyzmu”?
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Wojciecha Muszyńskiego „Bolesław Piasecki 1915-1944. Początki drogi”!
Program Ruchu Narodowo-Radykalnego był istotnie totalitarny – „totalny” jak mówiono przed wojną. Ale Piasecki nigdy nie odwoływał się do politycznego pokrewieństwa z Mussolinim. Zresztą nie odwoływał się do pokrewieństwa z nikim innym. Piasecki był na to zbyt dumny, zawsze podkreślał, że program jego organizacji stworzył on, no i może trochę jego współpracownicy. Zawarte w nim hasła miały wynikać z naszych lokalnych uwarunkowań i mieć czysto polski charakter. Zresztą specyfika tamtej epoki była taka, że niemal wszystkie nurty polityczne formułowały, mniej lub bardziej, ekstremistyczne programy i namiętnie deklarowały rozprawę z politycznymi oponentami.
Nawet tak wydawałoby się umiarkowany ruch jak ludowcy, miał swój Uniwersytet Ludowy w Gaci, gdzie lansowano na bohatera autora rabacji galicyjskiej, Jakuba Szelę. To fakt, że falangiści odgrażali się komunistom i sanatorom fizyczną rozprawą, a komuniści z socjalistami na spółkę rozprawiali o rewolucji społecznej, która miała zmiażdżyć fizycznie wszystkie inne ugrupowania i cały porządek społeczny kraju przy okazji. Sanatorzy z Ozonu też nie kryli swoich totalnych ciągot. Co z tego wyszło? Sanatorzy nie rzucali słów na wiatr i stworzyli Berezę Kartuską, pierwszy w pełni tego słowa obóz koncentracyjny w Polsce, gdzie także Piasecki miał okazję spędzić półtora miesiąca. Komuniści okazali się jeszcze skuteczniejsi, ale musieli poczekać do 1944 r., kiedy to dzięki pomocy Moskwy mogli krwawo rozprawić się ze wszystkimi. Tak więc cała epoka lat 30. to czas miotania gróźb i przygotowań do zdobycia siłą władzy. Na tym tle Falanga nie była niczym specyficznym, choć Piasecki nie więził, ani nie zabijał swoich politycznych przeciwników.
Czym dla niego była „Falanga” i pod wpływem jakich prądów kształtował się program Ruchu Narodowo-Radykalnego?
„Falanga”, czyli poprawnie Ruch Narodowo-Radykalny, to dzieło Piaseckiego. On był jego twórcą, wodzem i na jego osobie wszystko się opierało. To Piasecki podejmował wszystkie decyzje. Czasami delegował osoby do jakichś zadań i dawał im prawo do podejmowania decyzji samodzielnie, ale – co istotne – nie w swoim imieniu, lecz w imieniu Piaseckiego. Tak więc bez Bolesława jego organizacja nie mogła działać i nikt nie mógł go zastąpić. Nie była też możliwa żadna zmiana lidera. Wszystko opierało się na jego charyzmie i powszechnym przekonaniu członków o jego nieomylności. Gdy alians z Ozonem w 1938 r. zakończył się spektakularną klapą i okazało się, że wódz jest jednak omylny, wszystko zawaliło się jak domek z kart. Falanga rozpadła się latem 1939 r., na dwa miesiące przed wojną.
Jednym z kontrowersyjnych pomysłów Piaseckiego było planowane porozumienie z Niemcami, które miało doprowadzić do utworzenia kolaboracyjnego rządu w okupowanej Polsce. Jak argumentował słuszność tej koncepcji?
To nieporozumienie. Piasecki istotnie w październiku 1939 r. myślał, że będzie możliwe stworzenie czegoś na kształt nurtu aktywistycznego z okresu I wojny światowej, aby dzięki temu doprowadzić do odzyskania chociaż części suwerenności. Chodziło o rodzaj jakiejś nowej Rady Regencyjnej, jak miało to miejsce w 1918 r. Ale sami Niemcy szybko go z tego pomysłu wyleczyli. Pierwszy raz bowiem został aresztowany w połowie października 1939 r., spędził w więzieniu kilka dni, a gdy wyszedł, nie miał już wątpliwości, że jedyną drogą pozostała konspiracja niepodległościowa.
Warto natomiast wspomnieć o kolaboracyjnej Narodowej Patrii Radykalnej, czy też jak błędnie określa ją polska historiografia Narodowej Organizacji Radykalnej. To była grupa ludzi naiwnych, z różnych nurtów politycznych, którzy uwierzyli w koncepcje Władysława Studnickiego o możliwości porozumienia polsko-niemieckiego. Piasecki oddelegował tam swoich zaufanych ludzi, ale nie po to, żeby stanąć na czele tego ruchu, lecz żeby orientować się w jego działaniach. I sądzę, że inne podziemne organizacje zrobiły to samo. Różnica była taka, że jeden z tych zaufanych – Andrzej Świetlicki – uznał kolaborację za drogę swojej przyszłej kariery. NPR była najbardziej aktywna w czasie, gdy Piasecki został drugi raz aresztowany i wszystko wskazywało, że tym razem na wolność już nie wyjdzie. Ruch ten, jak wiadomo, nie odegrał żadnej roli. Niemcy opieczętowali lokal NPR w marcu 1940 r., a niektórych aktywistów, w tym Świetlickiego, aresztowali i rozstrzelali. Ot i cała historia, z którą Piasecki miał niewiele wspólnego.
Jaką rolę Piasecki odegrał w podziemiu niepodległościowym?
W działalności politycznej rolę odegrał niewielką. Na podziemnej scenie politycznej było już tłoczno. Obecni tam ludzie albo bali się Piaseckiego jako niebezpiecznego radykała, albo też nie chcieli się z nim dzielić swoimi wpływami. Musiał szukać innej drogi, żeby zaistnieć. Stąd pomysł na efektowne hasło walki o Imperium Słowiańskie, czyli projekt propagandowy polskiego czynu zbrojnego na Kresach Wschodnich. Piasecki liczył, że uda się tym hasłem porwać młodzież w szeregi jego organizacji, co się jednak nie sprawdziło.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Wojciecha Muszyńskiego „Bolesław Piasecki 1915-1944. Początki drogi”!
Nie mniej jednak Piasecki uznawał, że mimo wszystkich uwarunkowań politycznych, polskie podziemie powinno rozpocząć zdecydowane działania przeciwko partyzantce sowieckiej na Kresach Wschodnich. Była ona, jak uważał, wrogiem groźniejszym niż Niemcy. Pod tym względem wykazał więcej realizmu, niż wszyscy członkowie Komendy Głównej AK razem wzięci. Ludzie z otoczenia gen. Grota-Roweckiego, głównie płk Jan Rzepecki, czynili wiele starań, żeby utrudnić działalność KN i Uderzenia, a także niemal jawnie sabotowali proces scalenia z KN z AK. Wszelkie próby rozwinięcia akcji zbrojnej na wschodzie, przeciwko partyzantce sowieckiej, zwalczali, jakby zależało im na tym osobiście. Zresztą ich polityka appeasementu wobec Sowietów dotykała także wschodnich okręgów AK, gdyż wymuszano na nich bierność wobec nawet wrogich poczynań czerwonych partyzantów. Płaciły za to obficie krwią oddziały AK np. na Nowogródczyznie i tamtejsza polska społeczność.
Nie mogąc ruszyć na Kresy, oddziały Piaseckiego – Uderzeniowe Bataliony Kadrowe – wiosną 1943 r. zostały przerzucone na Białostocczyznę, gdzie prowadziły ofensywę partyzancką do jesieni tego roku. Atakowano i rozbrajano Niemców, w ramach odwetu za zbrodnie na Polakach spalono miejscowość Mittenheide (pol. nazwa Turośl) w Prusach Wschodnich. Jednocześnie tropiono i likwidowano sowieckie grupy dywersyjne, a nawet pojedynczych Sowietów, uznając, że przebywając w polskim środowisku, stanowią zagrożenie dla ruchu niepodległościowego. Można zaryzykować tezę, że UBK było skuteczniejsze w dekomunizacji terenu niż oddziały Narodowych Sił Zbrojnych. Finałem partyzanckiej działalności Piaseckiego i UBK były walki na Nowogródczyźnie zimą i wiosną 1944 r., zakończone udziałem w ataku na Wilno (Operacja „Ostra Brama”), za co przedstawiono go do odznaczenia Krzyżem Virtuti Militari.
Wbrew oczekiwaniom Piaseckiego Polacy nie dali się uwieść narodowemu radykalizmowi Falangi ani konfederackim planom Polski jako lidera Imperium Słowiańskiego. Jak można podsumować pierwszą dekadę politycznej działalności Piaseckiego?
Oczywiście oceniając z perspektywy, Piasecki poniósł klęskę. Podobnie zresztą jak Armia Krajowa i całe polskie podziemie niepodległościowe. To była sytuacja bez wyjścia. W przypadku Piaseckiego była to już jego kolejna klęska po rozpadzie „Falangi” w 1939 r. Miał on jednak sporo szczęścia, a może sprytu, i także w tym przypadku zdołał nie tylko sam się uratować, ale także ocalić część swojego środowiska politycznego. Mówię tu oczywiście o jego rozmowach z gen. Sierowem. Ale to oczywiście wykracza już poza ramy tej pracy.
Wspomina Pan, że podczas pracy nad książką problem stanowiła fragmentaryczna i rozproszona baza źródłowa. Z jakimi jeszcze trudnościami spotkał się podczas opisywania dziejów Piaseckiego?
O Piaseckim sporo się mówi i nie jest to postać nieznana, ale z drugiej strony kwerenda w licznych pracach historycznych pokazuje, że na jego temat można znaleźć niewiele informacji. Dominują plotki, bon moty czy różne zabawne lub straszne anegdoty. Różni autorzy – zarówno autorzy wspomnień jak i wielu historyków wydają się mieć bardzo ugruntowane zdanie jego temat. Tylko zupełnie nie umieją wytłumaczyć, dlaczego myślą właśnie tak. Myślę, że to była jedna z głównych trudności w pisaniu, czyli konieczność samowyemancypowania się z obiegowych sądów na temat Piaseckiego.
I jeszcze jedna sprawa: panuje taka opinia, że jeżeli postanowiłeś zajmować się Piaseckim, to na pewno jesteś jego zwolennikiem czy sympatykiem. Jeden ze znanych historyków, z którym rozmawiałem na bardzo wstępnym etapie mojej pracy, zapytał mnie wprost czy mam jakieś rodzinne związki z PAXem. Byłem zaskoczony skąd to pytanie, tym bardziej że w mojej rodzinie nie było nikogo związanego z tą organizacją. To jednak pierwsze skojarzenie, które ma wielu ludzi. Jest to równie absurdalne, jak posądzanie biografów Stalina o to, że są komunistami, a tych, co piszą o Hitlerze, o ukryte sympatie dla narodowego socjalizmu. Sądzę, że autor biografii powinien być nie tylko krytyczny wobec opisywanej postaci, ale także umieć zrozumieć jego działania i motywacje. To kwestia zachowania równych proporcji, które mam nadzieję, w mojej książce się udało. Ale ostateczny werdykt należy do czytelników.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Wojciech Jerzy Muszyński, dr nauk humanistycznych w dziedzinie historii, pracownik naukowy IPN w Warszawie. Wydawca historycznego rocznika naukowego „Glaukopis”. Odznaczony m.in. Medalem Zasłużony dla Nauki Polskiej „Sapientia et Veritas” I klasy.
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Instytutu Pamięci Narodowej.