Wikingowie w Łodzi

opublikowano: 2010-07-10, 01:10
wolna licencja
Jak wygląda codzienność współczesnego Wikinga? Rozmowa z członkiem grupy rekonstrukcyjnej Nordelag przeprowadzona na IV Łódzkiej Wiosce Historycznej.
reklama

Zobacz też: Wikingowie i ich podboje

Sebastian Adamkiewicz: Skąd jesteście, jak się nazywacie?

Szymon Hofman: Nazywamy się Nordelag [prawo północy], a większość naszych drużynników i drużynniczek pochodzi z Trójmiasta i jego okolic, mamy także swoją reprezentację w Toruniu, Poznaniu, a także poza granicami Polski – w Moskwie, Szwecji i Norwegii.

Grupa Nordelag przy „rodzinnym” ognisku

S.A.: Czym głównie zajmuje się Wasza grupa?

Sz.H.: Rekonstruujemy wczesne średniowiecze, przede wszystkim początki polskiej państwowości i ogólnie szeroko pojętą epoką wikińską. Staramy się bazować na zabytkach, ikonografii, materiałach dotyczących X i XI wieku, chociaż nie zawsze są one wystarczające do rekonstrukcji i czasem trzeba sięgnąć chronologicznie troszkę wcześniej, a czasem nawet nieco później.

S.A.: Jesteście grupą pasjonatów, czy są wśród Was również profesjonalni historycy, archeolodzy?

Sz.H.: Jesteśmy w większości grupą pasjonatów. Wiedzę zdobywamy czysto hobbistycznie, bo pomaga nam to w rekonstrukcji. Nie mamy w grupie żadnego archeologa czy historyka, jest z nami natomiast kilku slawistów, pracujących zresztą naukowo.

S.A.: Dlaczego pojawiliście się na Łódzkiej Wiosce?

Sz.H.: Jesteśmy na tej imprezie po raz pierwszy, a powód wydaje mi się dość prosty: już od kilku lat jeździmy po Polsce i Europie na różne festiwale grup rekonstrukcyjnych i chcieliśmy zobaczyć nowe miejsce, polecane nam przez naszych dobrych znajomych, którzy także tu dzisiaj są. Nie jest to może typowy festiwal, jest bowiem bardziej nastawiony na publiczność, ale niewątpliwie jest tu ciekawie. A poza tym odtwarzamy okres wikiński, więc tak jak Wikingowie podróżujemy tam, gdzie jeszcze nie byliśmy.

S.A.: I jak ocenisz organizację tegorocznej Wioski?

Sz.H.: Jadąc tutaj wiedzieliśmy, jaki to będzie typ imprezy, tzn. komercyjny, więc przygotowani byliśmy na dużą liczbę osób, z którymi trzeba rozmawiać, przedstawiać naszą działalność, sposób rekonstrukcji. Sądzę, że większość z nas jest zadowolona. Podoba mi się, że nie ma żadnych problemów z nietrzeźwymi, mimo iż jest sporo ludzi i wszyscy dość intensywnie się bawią.

S.A.: A bywają tego typu problemy na takich imprezach?

Sz.H.: Czasem się zdarza, że nie można dojść z „miejscowymi” do porozumienia.

S.A.: Jak wygląda rok grupy rekonstrukcyjnej? Ile trwają przygotowania do takich – rozumiem, że najczęściej letnich – wypraw?

Sz.H.: Cóż, w Polsce dopiero zaczyna się pojawiać coś takiego jak zimowe imprezy. Z tego co wiem, późnośredniowiecznicy mają swoje spotkanie bodajże w Gniewie. Dla naszego okresu zima jest raczej okresem martwym. Sezon kończy się dla nas w ostatnich dniach września i później poświęcamy się treningom, gromadzeniu sprzętu i jego naprawie po całym sezonie wyjazdów. To, co tu widzisz, to tylko część naszego obozowiska. Ogólnie mamy około 7-8 namiotów, plus pałatkę. Jest to potężna ilość przedmiotów, o które trzeba zadbać, zakonserwować i temu musimy poświęcić troszkę czasu, a wiadomo, że przy intensywnych wyjazdach go brakuje. Każdy z nas studiuje bądź pracuje, część z nas ma rodziny, więc jest to realny kłopot. Jesienią, zimą i wiosną prowadzimy też nabór. Można wtedy do nas przyjść, potrenować, zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Natomiast od maja, czasem i kwietnia, zaczynają się podróże i trwają przez cały okres letni. Teraz praktycznie w każdy weekend gdzieś jesteśmy.

reklama
Wzorowa historyczna rodzina

S.A.: Zastanawia mnie ile w rekonstrukcji jest teatru, a ile realnego przejęcia mentalności ludzi tamtej epoki?

Sz.H.: Myślę, że codzienność tych ludzi stanowi bardzo ważny element naszej rekonstrukcji. Myślę, że to zmienia także nasze podejście do szarego życia, do dnia powszedniego. Mamy dużo pewności siebie, odwagi. To naprawdę dobra szkoła życia, dyscypliny, uczy życia w zróżnicowanej społeczności. Są wśród nas mężczyźni, dziewczyny, nawet dzieci, więc zmienia się podejście do ludzi, do rodziny. Staramy się też, podobnie jak tamci ludzie, żyć dużo bliżej natury.

S.A.: Na jakiej podstawie dokonujecie rekonstrukcji?

Sz.H.: Głównie literatury, której ostatnio jest coraz więcej. Ale pewne informacje można znaleźć w Internecie – ikonografię chociażby. Staramy się też korzystać ze źródeł – zarówno pisanych, jak i archeologicznych. Na wschodzie bardzo popularny jest nurt rekonstrukcji, w którym wybiera się często jedno stanowisko archeologiczne i na podstawie tamtejszych znalezisk kropka w kropkę rekonstruowany jest konkretny człowiek. Czasem pracujemy na zasadzie analogii. W Szwecji odnaleziono na przykład torby podobne do tych używanych gdzieś na Rusi, można więc to troszkę naciągnąć (uznając, że mogły być spotykane także na ziemiach polskich), ale trzeba to robić z głową. Śmiejemy się czasem, że niektóre grupy łapią syndrom Tonego Halika, zbierając fanty z każdej części świata i wygląda to nieco zabawnie.

S.A.: Dużo podróżujecie, jak na podstawie tych wypraw ocenisz poziom polskich rekonstrukcji w porównaniu do tych zachodnich lub wschodnich?

Sz.H.: Są trzy różne style. Na zachodzie panuje dość swobodne podejście do rekonstrukcji – więcej w tym zabawy niż staranności o historyczną prawdę. W Polsce wyrabia się nurt pośredni. Coraz więcej osób zaczyna dbać o konkretne rekonstrukcje, żeby nie opierać się na wariacjach, lecz tworzyć całość, do której nie można się przyczepić od strony naukowej. Natomiast im dalej na wschód, tym większa ortodoksja jeśli chodzi o strój, uzbrojenie. W Polsce duża część ubiorów szyta jest maszynowo, natomiast tam bardzo popularne jest wykonywanie strojów tak, jak robili to nasi przodkowie. Używa się więc ręcznie tkanych materiałów farbowanych za pomocą roślin czy barwników tworzonych na podstawie receptur z epoki. Jeśli mam więc oceniać polskie grupy, to jest różnie. Są takie, które podchodzą do sprawy z dużą powagą i historyczną dokładnością, a są i takie, które zatrzymały się na etapie Conana Barbarzyńcy i komiksów o Thorgalu.

S.A.: Widzę, że odtwarzacie również dawny sposób walki – czy to niebezpieczne?

Sz.H.: Na pewno kontuzjogenne. Niestety, żeby się tym zajmować, potrzeba dużej ilości treningów i trochę odporności na ból. Powybijane palce, rany, nawet złamania, to rzecz normalna.

Walka bywa bardzo niebezpieczna

S.A.: W waszej grupie są także kobiety – czy one też walczą?

Sz.H.: Nie, u nas nie. W innych grupach są takie odważne dziewczyny, ale rekonstrukcja walki wymaga naprawdę ogromnej siły, to nie jest taka zabawa na żarty, ale czasem poważna bijatyka. Kobiety więc zajmują się głównie szyciem strojów i ich konserwacją.

Więcej informacji o Nordelagu znajdziecie Państwo na stronie www.nordelag.org. W najbliższy weekend grupę będzie można zobaczyć na festiwalu historycznym w Kruszwicy.

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone