Słowiańskie zwyczaje wigilijne, czyli zanim zapanował Kościół
Noc wigilijna w tradycji chrześcijańskiej uchodziła za noc cudów, gdyż zapowiadała narodziny Zbawiciela. W ludowych wierzeniach ten niezwykły czas miały poprzedzać nadprzyrodzone wydarzenia. Tej osobliwej nocy człowiek powinien wypatrywać jaśniejących zapadlisk w gruncie, gdyż na tę jedną chwilę ziemia otwierała się w miejscach, gdzie niegdyś ukryto skarby. Pierwsza gwiazdka prowadziła wówczas nie tylko do żłobka, ale i do miejsca, gdzie rozkwitał kwiat paproci. Narodziny Jezusa były nie tylko przeżyciem mistycznym, ale również w pewnym stopniu nawiązywały do wypartych przez chrześcijaństwo, choć nadal żywych wśród ludu, dawnych kultów agrarnych. Tej nocy odradzał się cały świat – woń kwiatów wybijała się spod śniegu, drzewa owocowe kwitły i wydawały owoce, pszczoły w pasiekach wybudzały się z zimowego snu, a ptaki i zwierzęta gospodarskie przemawiały ludzkim głosem.
Podłaźniczka i choinka
Może trudno w to uwierzyć, ale geneza strojnej choinki sięga czasów rzymskich i boga zasiewów oraz urodzaju – Saturna. Uroczystości Saturnaliów rozpoczynały się 17 grudnia i trwały kilka dni w atmosferze radości, beztroskiej zabawy i przede wszystkim wzajemnego odpuszczenia wszelkich zwad. W tym czasie domy dekorowano zielenią, a do wnętrza izby wnoszono wiecznie zielone drzewko.
Współczesny zwyczaj strojenia choinki przybył z terenów pruskich i został wprowadzony do polskiej tradycji bożonarodzeniowej na przełomie XVIII i XIX wieku. Pierwotnie funkcję choinki pełniła podłaźniczka (w zależności od regionu nazywana także: jutką, jeglijką, sadem, bożym drzewkiem lub wiechą). Był to przystrojony wierzchołek sosny lub świerku podwieszany u pułapu izby. Choinka przejęła jej symbolikę i funkcję.
Wśród drzew na choinkę, a wcześniej na podłaźniczkę, wybierano wiecznie zielone drzewko. Szczególne znaczenie przypisywano zwłaszcza świerkowi, jodle i sośnie, które wedle wierzeń ludowych posiadały życiodajne moce i cudotwórcze właściwości. Zgodnie z teorią Barbary Ogrodowskiej „w przeszłości wszystkim umieszczanym w domu i obejściu świątecznym przystrojom przypisywano najpierw ważne treści symboliczne, na drugim dopiero miejscu stawiając ich walory zdobnicze”. Z tego powodu każdy element bożonarodzeniowego drzewka nawiązywał do symboliki niekończącego się cyklu życia. Niektóre ozdoby – takie jak orzechy i jabłka, które jako pokarm zmarłych nieodłącznie wiązały się ze sferą chtoniczną, postrzegano także jako afrodyzjaki niezwykle skuteczne w magii miłosnej. Na gałązkach choinki zawieszano również malowane wydmuszki jajek, czyli uniwersalnego symbolu odrodzenia, dobrobytu i płodności. W połączeniu z wieczną zielenią świątecznego drzewka, która to przypominała o rychłym powrocie wiosny, choinka stała się symbolem ogromnej mocy. Jej obecność w izbie zapewniała ochronę przed złymi urokami, chorobami, nieszczęściem oraz potencjalnym niebezpieczeństwem ze strony sił demonicznych. Z drugiej strony miała być gwarantem dostatku, zgody i miłości w rodzinie, ale i zapowiedzią rychłego zamążpójścia i udanego małżeństwa.
Początkowo Kościół sceptycznie podchodził do tradycji strojenia wiecznie zielonego drzewka, ale z czasem zasymilował i włączył choinkę w kanon obyczajowości bożonarodzeniowej. Zgodnie z chrześcijańską symboliką była ona postrzegana jako „biblijne drzewo dobra i zła”. Z tego też powodu tradycyjnie wnoszono i przystrajano choinkę w dzień wspomnienia pierwszych ludzi, czyli właśnie 24 grudnia. Jej wieczna zieleń miała przypominać o zmartwychwstaniu i obietnicy życia wiecznego. Bogactwo i różnorodność ozdób odzwierciedlało dary i łaski zesłane przez Boga. Zapalone świece z kolei stanowiły pamiątkę narodzin „światłości świata”, a łańcuch oplatający świąteczne drzewko przypominał o kusicielu, który zwiódł Ewę w Edenie, choć w czasie zaborów Polacy nadali mu jeszcze jedno znaczenie – łańcucha niewoli.
Wieczerza wigilijna czy uczta zaduszna?
Czas, który chrześcijaństwo wiąże z radosną nowiną narodzin Mesjasza, dla naszych pogańskich przodków był okresem zadumy nad przemijaniem. W trakcie przesilenia zimowego obchodzono jedno z przynajmniej czterech świąt ku czci zmarłych. Zimowe dziady mogły mieć nawet status tych najważniejszych w roku, gdyż przypadały na okres, którym miał władać Weles – bóg słowiańskich zaświatów. Przygotowywano wówczas stypę i miejsce przy stole dla dusz, które w ten newralgiczny wieczór przybywały tłumnie z zaświatów, aby posilić się rytualnym jadłem oraz ogrzać się przy płomieniach domowego ogniska. Na ucztach zadusznych stół zastawiano potrawami o charakterze postnym. W daniach obrzędowych dominował mak, orzechy, bób, groch, fasola, kasza, jabłka, miód i grzyby, czyli składniki, które uznawano jako pokarm dla dusz. W Kościele wigilią (łac. vigilia – czuwanie) nazywa się każdy dzień poprzedzający wielkie święto i zawsze jest to dzień postny, dlatego i dziś na wieczerzy preferuje się bezmięsne dania.
Zmarli mogli przybierać dowolny kształt i zjawiać się na ziemi w postaci ptaków, wilków, ale i ludzi, dlatego obyczaj nakazywał tego dnia nie odmawiać nikomu gościny lub jałmużny. Z tej przyczyny inwentarz także otrzymywał obrzędowy pokarm. Z kolei „cud” posługiwania się ludzką mową przez zwierzęta w pierwotnych wierzeniach traktowano po prostu jako oznakę komunikacji z duchami.
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Pod wpływem religii chrześcijańskiej systematycznie wypierano duchy zmarłych przodków na rzecz świętych, aniołów, a nawet Matki Boskiej. Do dziś w wielu polskich domach można spotkać wolne miejsce dla „wędrowca”, ale czy nadal ono czeka na gościa z zaświatów?
Słowiańskie zwyczaje wigilijne: tradycja dwunastki
Zwyczaj serwowania dwunastu tradycyjnych dań wigilijnych przez długi czas funkcjonował jako tradycja elitarna, na którą mogli sobie pozwolić wyłącznie bogatsi. Co więcej, w staropolskiej obyczajowości liczba potraw na stole musiała być nieparzysta, gdyż zgodnie z przesądem, był to sposób na zapewnienie urodzaju w nadchodzącym roku. Ponadto na zastawionym stole wigilijnym uwzględniono wszystkie płody pola, sadu, ogrodu, wody i lasu. Postne dania nie tylko więc pełniły funkcję pokarmu dla zmarłych, ale również stanowiły relikt pogańskich kultów agrarnych, w których człowiek składał ofiarę przyjaznym duchom gospodarstwa, jak i nieokiełznanym demonom dzikiego sacrum, czyli sfery nieoswojonej przez człowieka. Do tej drugiej kategorii należały przede wszystkim dary lasu i akwenów wodnych. Brak któregoś ze składników skutkowałby jego nieurodzajem w nadchodzącym roku.
Powracając
do tradycyjnej liczby dań na wigilijnym stole – z biegiem lat w bogatszych
domach przygotowywano ich właśnie dwanaście. Zgodnie z chrześcijańską tradycją
liczba ta odpowiadała liczbie apostołów, ale w obyczajowości ludowej nadal
pobrzmiewały echa dawnych wierzeń. Każde danie łączono z jednym miesiącem cyklu
rocznego i – w zależności od interpretacji – dwunastodaniowa wieczerza stanowiła
formę dziękczynienia za miniony rok lub nawiązywała do symbolicznego rytuału wypędzenia
głodu na kolejne dwanaście miesięcy. Stary słowiański zwyczaj wigilijny nakazywał skosztować każdej
z potraw, aby zapewnić sobie przyjemność, radość, ale i obfitość jedzenia w nadchodzącym roku.
Sianko pod obrusem
W myśl tradycji chrześcijańskiej naturalnym wyjaśnieniem obecności siana i ziaren pod śnieżnobiałym obrusem było nawiązanie do miejsca, w którym przyszedł na świat Jezus, czyli stajenki i żłobu wyłożonego słomą – ale i w tym przypadku geneza obyczaju sięga czasów pogańskich Słowian. W zależności od interpretacji, siano rozrzucone na stole stanowiło ofiarę dla jednego z bóstw agrarnych, czyli Rgieła lub dla bóstwa o niejasnej proweniencji – Ziemiennika – istoty groźnej i nieprzychylnej śmiertelnikom.
Człowiek też na słomie się rodził i na niej umierał, dlatego przypisywano jej charakter graniczny, zwłaszcza w czasie, gdy duchy przebywały wśród żywych. W ten niezwykły dzień rozkładano ją na ławie, ale i rozsypywano w całym pomieszczeniu, aby zmęczone po podróży dusze mogły na niej spocząć.
Symboliczna ilość sianka pod obrusem może stanowić także relikt tradycji stawiania diducha. Diduch, zwany inaczej „dziadem” był snopem zboża, sytuowanym w jednym lub nawet w czterech kątach izby. Jego obecność miała zapewniać gospodarstwu dostatek i przynosić nadzieję na obfitującą w bogate zbiory przyszłość. Ponadto ten – jakby się mogło wydawać – zwykły snop spajał w sobie symbolikę uniwersum. Zdaniem Anny Zadrożyńskiej diduch łączył w sobie zarówno elementy związane z zaświatami, jak i niebem – ze śmiercią i życiem: „uschnięta słoma z życiodajnymi ziarnami unaoczniała realność zamierania, które stawało się zaczątkiem nowego istnienia”.
Kolędnicy – wysłannicy zaświatów?
W niektórych regionach Polski (Pomorze, Wielkopolska, Śląsk, Warmia i Mazury) w wieczór wigilijny można było spodziewać się przebierańców. Odwiedziny kolędników wprowadzały chaos w domostwie – ich wizyty były głośne, zabawne, ale w pewnych aspektach też przerażające. Manifestacja hałasu oraz dynamika, którą wprowadzała wędrująca trupa, miały przypominać o zasadzie „świata na opak”, czyli wkroczeniu w magiczny, odrealniony czas, kiedy cuda i dziwy stają się rzeczywistością. Był to odpowiedni czas na pytania o przyszłość, wróżby i kontakt z zaświatami.
Pierwotnie kolędnicy pełnili funkcję pośredników między światem żywych i umarłych. Postrzegano ich jako „wcielenie duchów” – co nie wzbudza zdziwienia, zważając na dziwaczne stroje i nienaturalne, hałaśliwe usposobienie. Kolędnicy wcielali się w różne postacie, których charakter zmieniał się w zależności od tradycji regionalnej, ale sens ich kreacji pozostawał zawsze taki sam – w pochodzie uczestniczyli przedstawiciele niebios oraz sfery demonicznej. Zwłaszcza przebierańcy reprezentujący tę drugą stronę, czyli np. turoń, wilk i niedźwiedź, niewątpliwie nawiązywali do tradycji pogańskich. Ich obecność w sposób symboliczny miała strzec mieszkańców odwiedzanego gospodarstwa przed atakami dzikiej zwierzyny.
Istotną rolę w pochodzie kolędników pełniła kolorowa, zdobna gwiazda, którą niósł przez wieś jeden z przebierańców. Zgodnie z tradycją był to odpowiednik gwiazdy, która doprowadziła mędrców do betlejemskiej stajenki, w której na świat przyszedł Jezus. Jej genezy jednak należy się doszukiwać w obchodach Szczodrych Godów. Owa gwiazda mogła reprezentować niezwyciężone słońce (Sol Invictus), które tej najciemniejszej nocy w roku toczyło walkę z siłami mroku i wychodząc z niej zwycięsko ponownie sprowadzało na ziemię światłość, a tym samym i życie.
Zobacz też:
Polecamy e-book Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskiej pt. „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”:
Bibliografia
- Gieysztor Aleksander, Mitologia Słowian, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2006.
- Landowski Roman, Dawnych obyczajów rok cały. Między wiarą, tradycją i obrzędem, wyd. Bernardinum, Pelplin 2000.
- Ogrodowska Barbara, Święta polskie. Tradycja i obyczaj, wyd. Alfa-Wero, Warszawa 2000.
- Szymanderska Hanna, Polskie tradycje świąteczne, wyd. Świat Książki, Warszawa 2003.
- Zadrożyńska Anna, Światy, zaświaty. O tradycji świętowań w Polsce, Wydawnictwo Książkowe, Warszawa 2000.
- Zadrożyńska Anna, Świętowania polskie. Przewodnik po tradycji, Wydawnictwo Twój Styl, Warszawa 2002.
- Ziółkowska Maria, Szczodry wieczór, szczodry dzień – obrzędy, zwyczaje, zabawy, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1989.