Sacco di Roma: „Piekło jest niczym w porównaniu z obecną sytuacją Rzymu”
Sacco di Roma było jednym z wydarzeń mających miejsce podczas długoletniego konfliktu znanego w historii pod nazwą wojen włoskich (1494-1559). Upadek i grabież Rzymu przypadły na okres drugiej fazy wojny (1521-1559), której głównej przyczyny należy upatrywać w ambicjach wielkich władców Europy. Zarówno Franciszek I, król Francji, jak i król Hiszpanii i cesarz niemiecki Karol V rywalizowali o hegemonię w zachodniej Europie. W nierozstrzygniętej do tej pory wojnie, oprócz cesarza i króla Francji, brali udział władcy Mediolanu, Wenecji, Florencji, jak i Państwa Kościelnego.
Marsz na Rzym
Wojska cesarskie w dużej mierze składały się z żołnierzy najemnych. Sam generał Georg von Frundsberg, jeden z najbardziej doświadczonych dowódców swoich czasów, w tym okresie (początek 1527 roku) przewodził 12 000 niemieckich najemników – landsknechtów. Żołnierze, mimo zwycięstw nad Francuzami, nie otrzymali jeszcze obiecanego im żołdu. Frundsburg coraz pilniej domagał się pieniędzy od cesarskiego stronnika w Mediolanie, księcia Karola de Bourbona. W połowie lutego Bourbonowi udało się zebrać wystarczającą kwotę, aby zapobiec buntom w wojsku. Wyprowadził z Mediolanu znaczną część swoich oddziałów, które połączył z wojskami Frundsberga, stacjonującymi na równinach Lombardii.
Żołnierze nie zaprzestawali marszu – 8 marca 1527 roku znajdowali się zaledwie jeden dzień od Bolonii, która leżała na terenie Państwa Kościelnego. Papież Klemens VII, świadomy zagrożenia ze strony cesarskiej armii, wpadł w panikę i jak to miał w zwyczaju po raz kolejny zmienił strony układu, aby ratować swoje życie. Jednym z warunków rozejmu z dawnym wrogiem było wypłacenie 60 000 tysięcy dukatów dla landsknechtów, aby w zamian opuścili granice Państwa Kościelnego.
W rzeczywistości zziębnięci, przemoknięci, wygłodniali i w przeważającej mierze nadal pozbawieni żołdu żołnierze Bourbona dowiedziawszy się o negocjacjach wpadli we wściekłość, gdyż były one nie po ich myśli. Landsknechci marzyli o łupach, dorównującym co najmniej bogactwom konkwistadorów. Ich ambicją było plądrowanie zamożnych włoskich miast. Propozycja papieża o dwóch dukatach na głowę była istną kpiną z tych aspiracji. Żołnierze nie wytrzymali więc i podnieśli bunt. Spośród wszystkich dowódców jedynie Frundsberg cieszył się dostatecznym szacunkiem, aby przeciwstawić się rebelii, ale nawet jego nawoływania nie odniosły żadnego skutku. Niesubordynacja jednego z jego żołnierzy spowodowała w wielkim dowódcy tak duży wstrząs, że dostał ataku apopleksji i nie był już zdolny do dalszej służby. Bourbon, który zastąpił Frundsberga, też nie miał żadnej kontroli nad żołnierzami.
Armia w przeważającej części składała się z niemieckich najemników, w większości zwolenników Lutra. Resztę wojska uzupełniali Hiszpanie i Włosi. Nagle okazało się, że nie jest to już armia cesarska, tylko luterańska, w której ambicjach leżało zaatakowanie tronu Wielkiej Nierządnicy Babilońskiej, czyli Kościoła katolickiego. Ponadto Wieczne Miasto było bogate. Od podjętej decyzji nie było już odwrotu – ruszono na Rzym.
Karol Bourbon nie ukrywał, że jedynym sposobem na zatrzymanie armii jest zdobycie przez papieża 250 000 dukatów na zapłatę dla landsknechtów. Klemens VII nie był jednak w stanie uzbierać takiej kwoty, prawdopodobnie nie chcąc płacić tak wygórowanej sumy.
Rzym nie był przygotowany na wojnę. Miał lepszą artylerię niż oblegający, ale jego załoga rozporządzała zaledwie pięcioma tysiącami żołnierzy pospolitego ruszenia i niewielkim oddziałem zbrojnym papieża – Gwardią Szwajcarską. Dodatkowo Klemens VII, mając świadomość buntu i samowoli żołnierzy Bourbona, rozpuścił swoje wojska w ramach oszczędności. Tak pochopna decyzja papieża świadczyła tylko o tym, że utracił on zdolności trzeźwej oceny sytuacji – wierzył bowiem, że jego siły są w stanie powstrzymać 25 000 żołnierzy żądnych krwi i bogactwa.
Atak najemników
Bladym świtem 6 maja 1527 roku, wśród gęstej mgły, żołnierze cesarscy uderzyli szturmem na mury miasta. Pierwsze dwie próby buntowników zostały odparte przez rzymskich żołnierzy. Drugim szturmem osobiście dowodził Karol Bourbon, który poległ w czasie jego trwania. Z księciem zginęła także ostatnia nadzieja na okiełznanie mas rozzuchwalonego żołdactwa.
Miasto w ciągu kilku godzin upadło i poddało się woli najemników. Papież nie opuścił Rzymu. Podczas szturmu Klemens przebywał w swojej kaplicy, pogrążony w modlitwie. Jego życie zostało uratowane tylko dzięki trzeźwej ocenie sytuacji jego osobistego historyka Gioviego, który wyprowadził papieża tajnymi korytarzami do Zamku Świętego Anioła. Giovio, widząc, iż strój papieski rzuca się w oczy, nakrył go swym kardynalskim płaszczem. Klemensowi nie zagrażało już żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo, ale stał się więźniem swojego własnego miasta.
Gwardia Szwajcarska, walcząc w obronie papieża, została wymordowana niemal do ostatniego żołnierza. Broniąc wejścia do bazyliki świętego Piotra Szwajcarzy nie bali się poświęcić swojego życia, aby kupić choć trochę czasu uciekającemu papieżowi. Z pięciuset gwardzistów udało się wyjść żywym zaledwie czterdziestu dwóm.
Sacco di Roma
Rankiem następnego dnia rozpoczęło się Sacco di Roma, czyli splądrowanie Rzymu. Wieczne Miasto znalazło się w rękach okrutnych i nieprzewidywalnych żołnierzy, którzy pozbawieni dowództwa nie mieli już żadnych zahamowań. Landsknechci rozpoczęli wymierzać sprawiedliwość „wszetecznicy babilońskiej”. „Sąd boży”, w który wielu niemieckich żołnierzy głęboko wierzyło, trwał aż do września.
Nie minęło wiele czasu, kiedy żywi zaczęli zazdrościć już poległym. Pewien Wenecjanin, który był świadkiem tych okropnych zdarzeń, napisał: „Piekło jest niczym w porównaniu z obecną sytuacją w Rzymie”. Nie oszczędzano nikogo, niezależnie od wieku, płci, majątku czy narodowości. Księża byli wywlekani z zakrystii, torturowani, poniżani i w końcu mordowani, nawet na stopniach własnych świątyń. Brutalny los czekał także siostry zakonne, które wielokrotnie gwałcono, po czym zabijano – zaczynając od najmłodszych i najładniejszych. Zezwierzęceni żołnierze nie zaprzestali tylko na zakonnicach. Ofiarami gwałtu padło tysiące kobiet w każdym wieku.
Artykuł inspirowany drugim tomem cyklu powieści „Krew wojowników” autorstwa Łukasza Czeszumskiego pt. „Książę”. Dowiedz się więcej o książce !
W mniemaniu żołdaków nie istniało już żadne pojęcie świętości. Niezależnie czy byli to luterańscy Niemcy, czy katoliccy Hiszpanie i Włosi, w swym rozgoryczeniu i chęci zdobycia jak największego bogactwa nie stawiali już sobie żadnych moralnych barier. Kościoły, klasztory i pałace doszczętnie plądrowano, po czym podpalano. Grabiono papieskie grobowce, łupiono skarbce i bezczeszczono święte relikwie. W tym czasie bezpowrotnie zaginął złoty krzyż Konstantyna, który od tysiąca dwustu lat przebywał w bazylice świętego Piotra. Chusta Weroniki została wystawiona na sprzedaż, a głowę świętego Andrzeja wyrzucono w błoto. Biblioteka Watykańska oraz przyległe do niej stanze z freskami Rafaela ocalały tylko dlatego, że książę Filibert Orański, po śmierci Bourbona nominalny dowódca zbuntowanej armii, założył tam swoją kwaterę główną.
Luterańscy żołnierze pod wpływem wina włóczyli się po ulicach Rzymu przebrani w szaty kardynalskie i papieskie, urządzając na niby procesje oraz pseudobłogosławieństwa. Podczas jednego z takich przedstawień obwołano Lutra papieżem. Profanowano także hostię. Znany jest przypadek, kiedy to żołnierze odziali w szaty papieskie osła i zmuszali jednego z duchownych, aby podał mu sakrament. Ksiądz nie chcąc się sprzeniewierzyć swoim głębokim przekonaniom i nie zezwalając na takie znieważenie świętości sam połknął hostię. Niestety, zapłacił za to najwyższą cenę – umarł w okrutnych męczarniach.
Każdy, kogo podejrzewano o to, że jego rodzina może zapłacić sowity okup, był więziony i sprzedawany. Zamożniejsi mieszkańcy, biskupi i kardynałowie byli nierzadko poddawani takim praktykom wielokrotnie. Za papieża wyznaczono okup w wysokości 400 tysięcy dukatów, co w znacznym stopniu przekraczało jego roczne dochody. Aby wykupić życie zmuszony był do przetopienia prawie wszystkich papieskich tiar – oprócz tej należącej do Juliusza II.
Niemcy jako porywacze zachowywali się okrutnie, jednak nie znali wartości swych zakładników, dlatego można było ich zadowolić nawet mizernym okupem. Inaczej sprawa miała się z bezwzględnymi Włochami i Hiszpanami, którzy potrafili oszacować wartość jeńca co do dukata. Ponadto każda z tych narodowości miała swoje własne upodobania, które przekładały się na zwyrodniałe czyny. Niemieccy żołnierze z zamiłowaniem plugawili rzymskie kościoły. Hiszpanie dali się poznać jako okrutni kaci, którzy czerpali przyjemność z torturowania i okaleczania swych nieszczęsnych ofiar. Południowowłoskie wojska natomiast znane były ze swoich skrupulatnych grabieży. Nie uchował się wobec nich żaden grób czy nawet nora przemytnicza, z których potrafili wynieść wszystko, łącznie z gwoźdźmi i nocnikami.
Rzym płonął w pożodze. W ciągu miesiąca tysiące rzymian zostało zamordowanych bez żadnego powodu, a miasto ograbiono ze wszystkiego co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Trupy leżały na ulicach i pływały w Tybrze. Hiszpański świadek tych zdarzeń był w stanie porównać zastały widok jedynie ze zniszczeniem Jerozolimy.
Kara za grzechy?
Jedna z przepowiedni, zapowiadająca nadejście Antychrysta i upadek Rzymu, przewidywała nadejście nowej schizmy w Kościele wraz z ustanowieniem antypapieża przez cesarza. Schizma nadeszła, ale czy za antypapieża można uznać nieudolnego Klemensa VII?
Sacco di Roma wstrząsnęło sumieniami Europy. Cesarscy propagandyści głosili, iż los Rzymu jest adekwatną karą za światowy charakter miasta, który stanowił kpinę z chrześcijaństwa. Jego złupienie porównywali do oczyszczenia stajni Augiasza.
Katolicy jednak nie mogli przyjąć takiego tłumaczenia. W tym czasie wielu ludzi w Europie gardziło papieżem, mając świadomość, że Stolica Piotrowa jest siedliskiem korupcji i zgorszenia, nie mogli jednak przystać na zniszczenie miasta, które stanowiło symbol ich wiary. Nawet Erazm z Rotterdamu, krytykujący grzechy papieży, potępiał zniszczenie miasta, które było jego zdaniem „nie tylko twierdzą religii chrześcijańskiej i życzliwą matką talentów literackich, ale i spokojnym domem muz, co więcej – wspólną matką wszystkich ludów”.
Fakt, że tysiąc lat po najeździe Wandalów właśnie luterańskim landsknechtom dane było powtórzyć brutalną grabież Wiecznego Miasta nie mógł się nie wydać świadectwem rozkładu chrześcijaństwa. Upadek Rzymu powodował poczucie niepewności wśród zwykłych ludzi. W końcu świat zatrząsł się w posadach – runęło powszechne do tego czasu przekonanie, że Rzym jako caput mundi jest nietykalny. Nawet Bóg odwrócił się od swego miasta, skoro pozwolił na tak krwawy kataklizm. Czy w takim razie można było dalej wierzyć w rzekomo boskie przeznaczenie Rzymu? Dla całej Europy splądrowanie Stolicy Piotrowej stało się złowróżbnym znakiem, łączącym się z reformacją, której ruch szerzył się już od dziesięciu lat i coraz bardziej rósł w siłę. Bóg w tamtym momencie opuszczał swoje miasto. Sacco di Roma zakończyło pewną epokę – okres krótkiego, ale jakże wspaniałego włoskiego renesansu.
Postawa cesarz Karol V
Pod koniec października 1527 roku Karol podjął decyzję o wycofaniu wojsk z Rzymu i Państwa Kościelnego. W zamian za to Klemens VII miał pozostać neutralny w sprawach politycznych, a co najważniejsze został zobowiązany do wyrażenia zgody na powołanie soboru powszechnego, który przeprowadziłby reformę Kościoła.
Pozostaje jedno pytanie: czy cesarz, prywatnie gorliwy katolik, wiedział o planach złupienia Rzymu? Wprawdzie w otoczeniu Karola V zaistniał pomysł użycia presji militarnej wobec papieża, aby zmusić go do zwołania soboru, ale nie przewidywano tak brutalnych środków. Kiedy Karol dostał wieści o splądrowaniu Rzymu, przebywał akurat w Valladolid. Przyjął owe informacje z żalem i smutkiem.
Artykuł inspirowany drugim tomem cyklu powieści „Krew wojowników” autorstwa Łukasza Czeszumskiego pt. „Książę”. Dowiedz się więcej o książce !
Bardziej prawdopodobne jest, że marsz na Rzym i wszelkie jego konsekwencje są wyłącznie inicjatywą jego wojsk, które dopiero w trakcie brutalnego zdobywania miasta przypisywały swoim zbrodniczym czynom „ideologię walki w imię cesarza”. Wojsko i jego dokonania zazwyczaj widzi się przez pryzmat tego, któremu one służą. Z ciężkim sercem Karol V musiał wziąć odpowiedzialność za zbrodnie, które wstrząsnęły ówczesną Europą. Ludzie odczuwali wobec cesarza zgorszenie, ale też podziw. Kim był władca, który zaledwie się pojawił, a już jego wojska zdołały pognębić króla Francji i samego papieża? Cesarz musiał przeciwstawić się krytyce i wytłumaczyć się, zwłaszcza przed swoim dawnym sprzymierzeńcem – królem Anglii Henrykiem VIII. Karol przedstawia owe smutne wydarzenia jako wolę Bożą, powodowaną grzechami Rzymu:
…ale ponieważ Bóg postanowił już, co miało się stać… zechcieli wbrew woli i ku rozpaczy dowódców kontynuować marsz aż do Rzymu, gdzie z przyczyny naczelnego dowódcy dopuścili się zniewagi, o której zapewne słyszeliście, choć po prawdzie nie sądzimy, by była tak wielka, jak o tym nieprzyjaciele nasi wszędzie rozpowiadają; i choć widzimy, że stało się tak bardziej za sprawą sprawiedliwego wyroku boskiego, aniżeli sił, czy woli ludzkiej, i że właśnie Bóg, w którym prawdziwie pokładaliśmy naszą nadzieję, zechciał pomścić zniewagi, jakie niesłusznie nam wyrządzono, przy czym nie było w tym nijakiego przyzwolenia, czy woli z naszej strony, poczuliśmy taki smutek i ból z powodu braku szacunku okazanego Świętej Stolicy Apostolskiej, że doprawdy o wiele bardziej wolelibyśmy nie zwyciężyć, aniżeli odnieść takie zwycięstwo (A. de Valdés, Diálogo de Mercurio y Carón).
Cesarz w swych tłumaczeniach przychylił się do wyroków Opatrzności, w których jego żołnierze pełnią rolę bożego dopustu. Cesarz wierzył (lub chciał wierzyć), że tak okrutnych zbrodni nie mógł dokonać człowiek z własnej woli. Jego zdaniem musiała to być część większego planu Boga, któremu zabrakło już miłosierdzia wobec grzeszników. Jak inaczej mógł tłumaczyć to człowiek, którego cechowała ogromna pobożność i przywiązanie do wiary katolickiej?
Latem 1529 roku Karol doprowadził do układów pokojowych: w Cambrai z Franciszkiem, a w Barcelonie z papieżem. Na przełomie 1529 i 1530 roku odbył się kongres w Bolonii, który miał za zadanie doprowadzić sprawę włoską do końca. 24 lutego 1530 roku Klemens VII dopełnił swej obietnicy i w kościele San Petronia w Bolonii ukoronował Karola V na cesarza.
Zjazd boloński, jak i ceremonie koronacyjne miały stanowić próbę nawrotu do uniwersalnych idei średniowiecza. Sakra papieska nadana Karolowi V miała przywrócić dawny autorytet cesarza i zapewnić realizację jego zasadniczych funkcji. Cesarz miał znów stać się opoką chrześcijaństwa, przywracającym Kościołowi jedność i zapewniającym mu obronę. Wkrótce okazało się, że owe plany są nierealne. Do spełnienia tak szlachetnych postanowień potrzeba było zgody i wsparcia najwyższego zwierzchnika Kościoła – Klemensa VII. Ten jednak aż do śmierci sprzeciwiał się zwołaniu soboru powszechnego.
Klemens VII: niewłaściwy człowiek na niewłaściwym miejscu
Papież Klemens VII, znany wcześniej jako kardynał Giulio de’Medici, był dwukrotnym wicekanclerzem poprzednich papieży, w tym Leona X. Dał się poznać jako niezwykle pracowity i skuteczny zarządca. Z jego nazwiskiem nie wiązał się żaden seksualny skandal. Inteligentny, wykształcony, znawca literatury i malarstwa – był mecenasem Rafaela i Michała Anioła, któremu to zlecił wykonanie fresku Sądu Ostatecznego w Kaplicy Sykstyńskiej. Był pobożny, przystojny i powszechnie szanowany – wydawał się w czasach chrześcijańskiej zawieruchy ideałem papieża.
Okazał się jednak być katastrofalnym następcą Piotra. Wcześniej kompetentny w egzekwowaniu polityki, nie był w stanie jej inicjować. Najwyższa władza i odpowiedzialność napawały go strachem. Cechowało go przede wszystkim niezdecydowanie. Wobec kluczowych decyzji stawał się całkowicie bezradny i zwlekał, aż te same się rozwiążą. Nie była to postawa, która mogła przysłużyć się papiestwu. Ówczesna epoka charakteryzowała się rosnącą asertywnością europejskich monarchów i kształtowaniem się silnych państw narodowych, rządzonych przez zdecydowanych i ambitnych władców – Franciszka I we Francji, Henryka VIII władającego Anglią oraz Karola V, króla Hiszpanii i cesarza niemieckiego. Papież chcąc toczyć równą grę, musiał reprezentować sobą podobne aspiracje.
Może gdyby nie największe przywary Klemensa, do takiej sytuacji jak Sacco di Roma w ogóle by nie doszło? Pertraktacjom papieża z wysłannikami cesarskiej armii po raz kolejny towarzyszyło niezdecydowanie i skąpstwo. Wierząc, że Franciszek I wspomoże Stolicę Apostolską, papież popełniał kolejne pochopne decyzje. Jego skarbiec był pusty – jedyną słuszną decyzją w tamtym momencie było powołanie na kardynałów kilku możnych, aby za ich pieniądze opłacić prącą ku Rzymowi cesarską armię. Oczywiście początkowo Klemens VII sprzeciwił się takiemu rozwiązaniu. Nie zgodził się także na wypłacenie zapłaty dla landsknechtów – dlatego zapłacił o wiele wyższą cenę. Podczas ataku także ledwo zachowywał trzeźwość umysłu, popadając w skrajne stany.
Klemens VII został uznany za jednego z najbardziej nieudolnych i znienawidzonych przez lud papieży. Porażka odbiła się szerokim echem w całej Europie. Po splądrowaniu Rzymu i układach pokojowych Karol V miał ogromną nadzieję na zwołanie soboru powszechnego. Paradoksalnie propozycje cesarza spowodowały u papieża ogromny upór, gdyż sobór zagrażał jego interesom, a były nimi jedynie egoistyczne przesłanki o zachowaniu godności papieskiej oraz awansie Medyceuszy. Klemens VII zatrzymał papieską tiarę, ale za cenę podziałów religijnych w całej Europie. Bez soboru upolitycznienie religii wymknęło się spod kontroli – wojny religijne rozpętały się w Niemczech i Szwajcarii, a protestantyzm zdobywał coraz szersze grona swych wyznawców.
Można przypisać Klemensowi wiele wad, ale należy przyznać także, że i on padł ofiarą swojej epoki. Był niewłaściwym człowiekiem w niewłaściwym miejscu i czasie. Musiał mierzyć się z trzema poważnymi problemami. Podziały religijne splotły się w czasie z konfliktami politycznymi, papiestwo zostało otoczone i zmiażdżone pod potęgą wielkich i wrogich wobec siebie mocarstw europejskich, a cena rodzinnej lojalności stała się wreszcie zbyt wygórowana. Stolica Apostolska potrzebowała w tym czasie charyzmatycznego i silnego władcy, którym Klemens z pewnością nie był. To właśnie jego słabości ściągnęły zniszczenie na papiestwo, Kościół i Rzym.
Artykuł inspirowany drugim tomem cyklu powieści „Krew wojowników” autorstwa Łukasza Czeszumskiego pt. „Książę”. Dowiedz się więcej o książce !
Sąd Ostateczny Michała Anioła jako wspomnienie terroru
Sąd Ostateczny, fresk zdobiący ołtarz Kaplicy Sykstyńskiej malowany ręką Michała Anioła, przedstawia w metaforyczny sposób grozę i terror brutalnych wydarzeń Sacco di Roma. Patrząc na postacie sądzonych w ostatniej godzinie ziemskiego istnienia ma się nieodparte wrażenie, że mistrz sportretował wszelkie możliwe rodzaje uczuć, które towarzyszą człowiekowi w obliczu śmierci. Z pewnością Michał Anioł doświadczył ich sam myśląc o przemijaniu i Sądzie, jednak artysta będąc świadkiem plądrowania Rzymu nie raz zetknął się ze skrajnymi odczuciami, które potem mógł przedstawić w swoim dziele.
Postacią, która bezpośrednio nawiązuje do terroru panującego w Rzymie, jest Charon. Mityczny przewoźnik został ukazany jako potwór o lwiej twarzy, który za pomocą wiosła wypędza ze swej łodzi przerażone dusze. Michał Anioł chciał w ten sposób nawiązać do wydarzeń, których był świadkiem. Charon jest artystycznym odbiciem jednego z bezlitosnych landsknechtów, który z sadystyczną przyjemnością dźgał swoją halabardą bezbronnych obywateli Wiecznego Miasta, aby zmusić ich do opuszczenia schronienia.
W nietypowy sposób została ukazana postać centralna i najważniejsza – Jezus Chrystus. Jest on przedstawiony nadzwyczajnie, gdyż nie przypomina wyobrażeń Zbawiciela utrwalonych na innych wizerunkach. Jezus jawi się bardziej jako nieubłagany grecki bóg pokonujący wszystkich i wszystko. Jego surowa, naznaczona straszliwym skupieniem twarz skierowana jest ku grzesznikom, których zamierza skazać na wieczne potępienie. Scena Sądu Chrystusa nad ludźmi budzi niepokój. Artysta po raz kolejny podejmuje próbę nawiązania do straszliwych zdarzeń, które w świecie chrześcijańskim wzbudziły tak wielkie obawy, że ze grozą oczekiwano dni Sądu. Bóg, który nie uratował Rzymu, nie mógł także być łaskawym dla chylącej się ku upadkowi ludzkości.
Przy boku Jezusa znajduje się jego Matka, którą ogarnia poczucie bezkresnej samotności, jakie jest skutkiem oddzielenia człowieka od Boga. Maria, która pokornie zajęła miejsce tuż obok Swego Syna, wydaję się być przerażona, że jest On zdolny do tak potężnego gniewu na grzechy ludzi. Matka Boska, w której człowiek zawsze mógł odnaleźć łaskę i wsparcie, tutaj wydaje się być smutna i rozczarowana światem, w którym bliźni są zdolni do tak okrutnych czynów.
W Sądzie Ostatecznym Michała Anioła można dostrzec metaforyczną rysę, która nadal jest otwartą raną tamtych dni.
Skutki upadku Rzymu
Musiała minąć dekada, zanim mieszkańcy Rzymu byli zdolni otrząsnąć się z szoku Sacco di Roma. Zginęło wiele niewinnych ludzi, a miasto praktycznie doszczętnie zrujnowano. Najemni żołnierze obiecując, że nie pozostawią kamienia na kamieniu, dotrzymali słowa. Strach i perspektywa powrotu do zrujnowanych domostw odstraszyła tych, którzy przeżyli. Innym czynnikiem powodującym spustoszenie była epidemia – rozkładające się w letnim upale zwłoki przyniosły zarazę tym, którzy przeżyli. Doświadczyli jej i łupieżcy, którzy zebrali gorzki plon swych czynów. Ludność Rzymu zmalała o co najmniej połowę.
Dla miasta skończyła się pewna epoka – czas znamienitego rozwoju kultury i sztuki. Artyści wyjechali, a programy budowlane całkowicie wstrzymano. Rzym musiał podnieść się z popiołów, a była to droga żmudna i wymagająca wielu poświęceń.
Trwoga Sacco di Roma spowodowała, że świat zatrzymał się na chwilę w miejscu. Ludzie zaczęli się zastanawiać. Skoro taka tragedia dosięgła miasta, które było w tamtym momencie jedyną ostoją katolicyzmu, czy istniała jeszcze jakaś świętość? Apokalipsa nie nadeszła, ale upadek Rzymu ukazał i potwierdził nieudolność papiestwa. Święte Miasto wreszcie poznało zjawisko reformacji, które nie było już odrealnionym pojęciem, a prawdziwym niebezpieczeństwem dla Kościoła. Było to też ukoronowanie włoskich wojen tego okresu, których brutalność pokazał ostatnio w swojej najnowszej powieści pt. Książę (II tomie cyklu [Krew wojowników]) Łukasz Czeszumski.
Uważa się, że zniszczenie Rzymu było aktem okrutnej kpiny z katolicyzmu i wszystkich wartości, które go reprezentowały. Był to jednak głównie pokaz absurdalnej brutalności. Bezsensowna śmierć, którą poniosło wielu niewinnych ludzi, jest chyba najważniejszym argumentem przemawiającym za tym, że taki czyn nigdy nie powinien zaistnieć.
Bibliografia:
- Borchgrave Helen, Chrześcijaństwo w sztuce, Grupa Wydawnicza Bertelomann Media Horyzont, Warszawa 2002.
- Brandi Karl, Cesarz Karol V. Powstanie światowego imperium, Wyd. Napoleon V, Oświęcim 2016.
- Carroll Waren H., Historia chrześcijaństwa. Podział chrześcijaństwa, T. IV, Wyd. Wektory, Wrocław 2009.
- Duffy Eamon, Historia papieży. Święci i grzesznicy, Wyd. Świat Książki, Warszawa 2007.
- Fernández Álvarez Manuel, Cesarz Karol V, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2003.
- Gierowski Józef Andrzej, Historia Włoch, Wyd. Ossolineum, Wrocław 1999.
- Hughes Robert, Rzym, Wyd. Magnum, Warszawa 2016.
- Noel Gerard, Występni papieże renesansu. Prawda czy czarna legenda?, Wyd. Amber, Warszawa 2007.
- O’Malley John W., Historia papieży, Wyd. WAM, Kraków 2011.
- Procacci Giuliano, Historia Włochów, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1983.
- Ranke Leopold von, Dzieje papiestwa w XVI-XIX wieku, t. 1, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1993.
- Strathern Paul, Medyceusze. Mecenasi sztuki – tyrani – kochankowie, Wyd. Bellona, Warszawa 2007.
- Tafiłowski Piotr, Wojny włoskie 1494-1559, Wyd. Inforteditions, Zabrze 2007.